Oceny piłkarzy Piasta za mecz z Lechią. Tylko Mak dał radę, pozostali rozczarowali
Kryzys w Gliwicach trwa. Pierwsze dwa mecze rundy wiosennej bynajmniej nie obudziły piłkarzy Piasta. Spore roszady w składzie oraz deklaracje poprawy nie dały żadnej – podopieczni Radoslava Latala zagrali po prostu słabo. Mimo, że przez jakiś czas grali w przewadze, praktycznie przez cały mecz pozostawali w cieniu dużo niżej plasujących się w tabeli rywali. W rezultacie odnieśli porażkę, która najprawdopodobniej będzie kosztować ich fotel lidera. Oto, jakie noty im przyznaliśmy za mecz z Lechią Gdańsk.
fot. Karolina Misztal/Polska Press
Noty wystawiliśmy w skali od 1 do 10.
Jakub Szmatuła (5) – jeden z lepszych graczy Piasta w tym meczu. Gdyby nie on, końcowy rezultat mógłby być rozstrzygniętym jeszcze przed przerwą. Dwoił się i troił wyciągając strzały Flavio oraz Marco Paixao czy Grzegorza Kuświka. Na uwagę zasługują także jego odważne wyjścia, które hamowały ataki Lechii w zalążku. Przy bramkach mógł zachować się nieco lepiej. Szczególnie przy pierwszym i ostatnim trafieniu gdańszczan.
Marcin Pietrowski (3) – trzeba przyznać, że z piłkarzami Lechii zupełnie sobie nie radził. Z początku próbował jeszcze walczyć z Michałem Makiem czy Marco Paixao, z czasem jednak, widząc, że nie przynosi to większego efektu, zrezygnował. We znaki szczególnie dawał mu się ten pierwszy, który wciąż uciekał mu szybkimi rajdami.
Uros Korun (2) – nie bez powodu na boisku spędził zaledwie 45 minut. Najsłabsze ogniwo miernie grającej obrony. Przysłużył się szczególnie przy premierowym trafieniu Lechii, gdy łatwo dał się wyminął Michałowi Makowi. Również i inni gdańszczanie z łatwością go ogrywali, a z kolegami z zespołu nie do końca zawsze potrafił się zrozumieć.
Hebert (4) – lepiej sobie radził w ataku niż w defensywie. Nie znaczy to jednak, jakoby był jakimś wielkim zagrożeniem dla Łukasza Budziłka. Trzeba przyznać, że angażował się w ofensywne akcje, walczył, oddawał nawet strzały. Niestety, większość z nich bynajmniej nie zmierzała w światło bramki. Jego starania w obronie również nie przynosiły większych efektów - Grzegorz Kuświk czy Flavio Paixao, wymijali go jak chcieli.
Patrik Mraz (4) – jego dośrodkowania w pole karne Lechii były chyba jedynym zagrożeniem dla Łukasza Budziłka w pierwszej połowie. Niezbyt jednak groźnym, gdyż nikt ich nie odbierał. Po przerwie również kilkukrotnie posłał piłkę pod bramkę gdańszczan, lecz podobnie jak wcześniej, nie przynosiło to efektu. W obronie miał ogromne problemy z Marco Paixao, przez co musiał uciekać się do fauli.
Radosław Murawski (5) – jako, że przez większość spotkania, to Lechia nacierała na bramkę gliwiczan, ich kapitan dużo czasu spędzał w defensywie. Cofał się do linii obrony, aby wesprzeć bezsilnych kolegów. Kilka skutecznych odbiorów zaliczył także w środku boiska. Gdy już ta sztuka mu się udawała, starał się konstruować coś na połowie rywali. Z różnym skutkiem.
Kamil Vacek (4) – delikatnie mówiąc, miewał lepsze mecze. W tym roku nie błyszczy, tak jak zwykł to robić zimą. Znikał na długie momenty, nie wprowadzając nic do przebiegu gry. Miewał i lepsze momenty, kiedy próbowal przedrzeć się pod bramkę Lechii, jednak zawsze czegoś brakowało. Stałe fragmenty gry raczej na plus – wszak jedynie one mogły dawać fanom Piasta nadzieję na zdobycie gola.
Mateusz Mak (6) – zdecydowanie najlepszy z gości. Podniósł rękawicę rzuconą przez brata i przez cały czas spędzony na boisku, dawał z siebie wszystko. Główny kreator gry gliwiczan. Miał swój udział przy praktycznie każdej groźniejszej akcji Piasta, czego wisienką na torcie było honorowe trafienie. Świetnie wykorzystał rzut wolny Kamila Vacka oraz błąd Łukasza Budziłka i dał swoim kibicom wiarę na choć jeden punkt.
Martin Bukata (3) – udało mu się wyrównać… ilość piłkarzy na boisku. Najpierw brutalnie zatrzymał atak Michała Maka, a później głupio sfaulował Lukasa Haraslina. Oprócz tego jednak nie popełnił wiele błędów. Na tle swoich kolegów, grał raczej przyzwoicie. I miewał naprawdę fajne przebłyski – skutecznie odbierał piłki przeciwnikom, a także szukał szczęścia strzałami z dystansu. Tym razem się nie udało, ale kto wie co przyniosą następne spotkania?
Sasa Zivec (5) –po długiej przerwie powrócił do wyjściowej jedenastki. I od początku starał się pozostawić po sobie jak najlepsze wrażenie, by pokazać, że zasłużył na to miejsce. Niestety z różnym skutkiem. Jeden z aktywniejszych piłkarzy Piasta w ofensywie, z kolejnymi minutami nieco tracił wigor. Tak jak w pierwszej połowie, próbował coś składać, tak w drugiej nieco zniknął. Pod koniec spotkania szukał jeszcze szczęścia strzałami z dystansu, nie znalazł.
Maciej Jankowski (2) – ciężko stwierdzić czy w pierwszej połowie pojawił się na boisku. Teoretycznie powinien gdzieś tam się kręcić, lecz tak naprawdę w ogóle nie było go tam widać. Nie usprawiedliwia go nawet fakt, iż gra głównie toczyła się na połowie gliwiczan. Jankowski po prostu nie istniał przez większość czasu. Wytrawniejsi kibice mogli dostrzec go jedynie w końcówce, kiedy wziął udział w kilku akcjach do przodu.
Weszli z ławki:
Kristijan Ipsa (3) – wszedł już w przerwie, zmieniając Urosa Koruna. Trzeba przyznać, że zagrał lepiej od Słowieńca, lecz nie było to trudne. Kilkukrotnie udało mu się skutecznie odebrać piłkę, aczkolwiek z Michałem Makiem czy Flavio Paixao praktycznie sobie nie radził. Uciekali mu, a on przez to zmuszony był do brzydszych zagrań.
Gerard Badia (3) – odkąd pojawił się na boisku, Piast zaczął nieco odważniej atakować. Hiszpan na pewno się do tego przyczynił, wszak zanotował kilka ciekawych odbiorów w środku pola, a także wymieniał podania z kolegami na połowie rywali. Pod bramką Łukasza Budziłka nie było już tak różowo – nie stworzył tam ani większego zagrożenia, ani nie oddał strzału.
Martin Nespor (4) – miał wzmocnić ofensywę Piasta, a skupił się głównie na obronie. Świetnie wybijał piłki z własnego pola karnego, zarówno po stałych fragmentach w wykonaniu Lechii, jak i po jej akcjach z gry. Nieco mniej angażował się w ataki, przez co nie zdołał uratować swego zespołu przed porażką.