Oceny Lecha za rewanż z FC Basel: Pawłowski najlepszy, reszta bez błysku
Po spotkaniu w Poznaniu, losy dwumeczu były już praktycznie przesądzone. Aby przeciwstawić się nieuchronnemu losowi potrzeba było wyjątkowo fantastycznej gry. A ta okazała się w ich wykonaniu jedynie przeciętna. Mimo wielu stworzonych sobie sytuacji, podopiecznym Macieja Skorży jak często, zabrakło skuteczności.
Wyjściowa jedenastka:
Jasmin Burić (6) – kontenci z zeszłotygodniowego wyniku piłkarze ze Szwajcarii nie zmuszali go dzisiaj zbyt często do interwencji. Umiejętności Bośniaka zaczęli poważniej testować dopiero w drugiej połowie. Radził sobie nie najgorzej – pewnie wyłapując ich strzały. Nieco słabiej szła mu gra na przedpolu. Odważne wyjścia nie przekładały się na przejęcia piłki, de facto pozostawiając pustą bramkę na pastwę rywali.
Kebba Ceesay (5) – „Dobre chęci to niekwestionowana zaleta, niekiedy jednak także źródło kłopotów” – ten cytat idealnie opisuje grę Gambijczyka. Wyraźnie chciał wykorzystać szansę jaką dał mu przymusowy odpoczynek Tomasza Kędziory i pokazać się z jak najlepszej strony. Istotnie – zagrał lepiej niż w poprzednich spotkaniach. Ale wciąż daleko mu do dawnej formy. Przez całe 90 minut ciągnęło go do ataku. Miał ogromną ochotę wpisać się choćby na listę asystentów. I na tym się zakończyło. Nikt bowiem nie odbierał jego dośrodkowań, a udział w ofensywnych akcjach owocował jedynie dziurą w defensywie.
Marcin Kamiński (5) – niezmiennie w całkiem przyzwoitej formie. Pisanie, iż w polu karnym wykonuje nie tylko swoje zadania, ale też nadrabia braki partnerów-stoperów powoli robi się nudne. Podobnie jak na tle Tamasa Kadara, stojąc obok Dariusza Dudki również wyglądał bardzo solidnie. Podobnie jak większość drużyny, bardzo aktywny w atakach. W każdej wolnej chwili wybiegał na połowę rywali licząc, że tym razem zrobi różnicę. Nieskutecznie.
Dariusz Dudka (5) – zagrał lepiej niż Tamas Kadar tydzień temu. To niepodważalna zaleta, ale niestety chyba jedna z niewielu. Zdarzały mu się bowiem proste błędy w obronie: a to niechcący podał do rywali, a to pozwolił któremuś przemknąć w pole karne. Z pozytywów trzeba wspomnieć o sporym zaangażowaniu w kreowanie akcji w środku pola.
Barry Douglas (6) – mimo, że tym razem nie zdołał wpłynąć na końcowy rezultat, w meczu z Bazyleą wyglądał całkiem nieźle. Jego zaangażowanie w ofensywie nie ograniczyło się jedynie na wykonywaniu stałych fragmentów gry. A wręcz przeciwnie – przez całe spotkanie Szkot konsekwentnie próbował zrobić sporo chaosu przed bramką FC Basel. Szkoda, że z powstałego zamieszania nie urodziło się nic bardziej konkretnego.
Łukasz Trałka (5) – kozak w ekstraklasie, w europejskich pucharach, stykając się z poważniejszą piłką, zaczyna się gubić. W środku pola raczej kierownik niż współpracownik – zamiast pomagać kolegom z zespołu, spokojnie przyglądał się ich poczynaniom. Dużo aktywniej zachowywał się w obronie, gdzie chętnie i co najważniejsze skutecznie pomagał Dariuszowi Dudce. Pod koniec spotkania poczuł moc i rzucił się do ataku. W rezultacie doszedł do dwóch sytuacji strzeleckich. Ani razu nie udało mu się jednak posłać piłki w światło bramki.
Karol Linetty (5) – komentatorzy TVP kilkukrotnie zapewniali widzów o jego ogromnym talencie i potencjale. A on jakby na przekór zagrał dosyć przeciętnie. Nie był to ten Karol, którego podziwialiśmy zaledwie tydzień temu. W Bazylei pokazywał się głównie przy dyskusjach z rywalami. Kilkukrotnie spóźniony z interwencjami w defensywie musiał uciekać się do fauli. Miał szczęście, że zakończyło się na jednym kartoniku.
Dariusz Formella (4) – możliwym jest iż swoim występem zapewnił sobie powrót na ławkę rezerwowych. Mając z tyłu głowy powrót do zdrowia Gergo Lovrencsicsa powinien był zrobić wszystko, aby zagrać wczoraj mecz życia. A do tego niestety trochę mu brakowało. Niby kręcił się cały czas gdzieś z prawej strony pola karnego Bazylei, ale nic z tego nie wyniknęło. Powtarzające się problemy z odbiorem i przekazaniem podania dalej skutecznie torpedowały wszelkie akcje Lecha.
Darko Jevtić (6) – na mecz przeciwko swojej alma mater czekał od dłuższego czasu, co konsekwentnie podkreślali komentatorzy (jakby ktoś nie zapamiętał po tylu powtórzeniach, to tak, mecz z FC Basel był dla niego wyjątkowy :P ). Wydaje się, że znajome okolice a także rodzina na trybunach dodatkowo zmotywowała go do pociągnięcia Lecha do zwycięstwa, a także postawienia kolejnego kroku w kierunku wywalczenia pierwszego składu. I rzeczywiście, mimo że Kolejorz przegrał trzecie spotkanie z rzędu, nie można o to winić Szwajcara. Razem z Szymonem Pawłowskim wykreowali większość ofensywnych akcji. Szkoda, że nie udało się żadnej z nich wykończyć.
Szymon Pawłowski (7) – najlepszy z podopiecznych Macieja Skorży. Mecz rozpoczął od dwóch potężnych… dośrodkowań, którymi nie tylko dodał pewności całej drużynie, ale też obudził gospodarzy. Nie przejmował się niepowodzeniami, ani tym, że koledzy niezbyt chętnie odbierali jego podania, a jeżeli już to widowiskowo je marnowali. Nie ostudziło to zapału Pawłowskiego, który co chwilę z każdej strony próbował się przebić w pole karne rywali. Niektóre z akcji sam próbował wykańczać strzałami. Nigdy jednak skutecznie.
Kasper Hamalainen (4) – wystawienie go na szpicy zaskoczyło większość kibiców. I to niezbyt pozytywnie. Sam fakt, że to właśnie fiński pomocnik zagrał na tej pozycji świadczy o słabej formie Denisa Thomalli i Marcina Robaka. Sam nie pokazał się z dużo lepszej strony. O ile cofając się do linii pomocy, bardzo pomagał Szymonowi Pawłowskiemu czy Darko Jevticiowi w kreowaniu obiecujących sytuacji, tak w sytuacjach strzeleckich je marnował. W polu karnym rywali nie czuł się najlepiej toteż nieczęsto się tam pojawiał. I właśnie jego brak pod bramką piłkarzy FC Basel sprawił, że poznaniakom nie udało się zdobyć nawet jednego gola.
Rezerwowi:
Gergo Lovrencsics (6) – pomimo tego, że zdrowie wciąż przypomina mu o meczu z Wisłą, wchodząc na boisko, ponownie ruszył całą drużynę do ataku. Jego szybkie rajdy prawą stroną boiska i inteligentne rozegrała z Szymonem Pawłowskim sprawiły, że w końcówce lechici byli bliscy pokonania golkipera Bazylei.
Denis Thomalla (4) – teoretycznie przybył na ratunek. Miał choć na chwile przedłużyć nadzieje poznaniaków, a może nawet poprowadzić podopiecznych Skorży do zwycięstwa. Zamiast tego, pomimo białego trykotu, wtopił się w murawę.
Marcin Robak (bez oceny) – na boisku spędził zaledwie 6 minut a i tak zdążył dokonać więcej niż Denis Thomalla. Chociaż akurat to nie było wybitnie trudne. Robak wziął bowiem udział w jednej sytuacji. Nieskutecznie, ale zawsze.
Foto Olimpik/x-news