Oceniamy Podbeskidzie za mecz z Wisłą: efektowny powrót Chmiela
Kibice Podbeskidzia na długo zapamiętają sobotnią wizytę na stadionie Wisły. Ich drużyna zapisała się w ligowych annałach, strzelając najszybszą bramkę w historii Ekstraklasy, a przez cały mecz prezentowała się lepiej od utytułowanego rywala. Zobacz, jak oceniliśmy indywidualne występy "Górali".
fot. Ryszard Kotowski
Richard Zajac - 7: Bezbłędny występ bramkarza bielszczan. Popisał się świetnymi interwencjami przy strzałach Głowackiego czy Szewczyka, uratował zespół w sytuacji sam na sam z Michałem Chrapkiem i skutecznie wychodził do dośrodkowań.
Tomasz Górkiewicz - 6: Nigdy nie był wirtuozem, ale w swojej grze miewa momenty, w których zachowuje się jak profesor. W Krakowie było to widoczne szczególnie w pierwszej połowie, gdy Górkiewicz świetnie spisywał się w odbiorze i rozegraniu piłki. Po zmianie stron rzadziej wchodził na połowę Wisły, ale w defensywie znaczących błędów nie popełnił.
Dariusz Pietrasiak - 5: W jego przypadku ciężko o materiał do oceny, bo boisko opuścił już po 30 minutach z powodu kontuzji. W tym czasie defensywa Podbeskidzia pozwoliła Wiśle na jedną stuprocentową okazję, ale obrońcom w sukurs przyszedł Zajac. Jak dotychczas "Pietras" był ligowym gladiatorem, bo spośród wszystkich zawodników w Ekstraklasie spędził na boisku najwięcej minut. Wygląda na to, że mięśnie w końcu odmówiły posłuszeństwa.
Bartłomiej Konieczny - 6: Pomijając nieporozumienie z Pietrasiakiem przy sytuacji Chrapka może uznać swój powrót do składu za udany. Poza pewną grą w obronie przypomniał, jak brakowało jego dokładnego wprowadzenia piłki do gry.
Błażej Telichowski - 6: Jego absencja w wyjściowym składzie nieco zaskoczyła, bo w ostatnich meczach z dwójki stoperów Podbeskidzia to "Telich" grał lepiej. Wszedł na boisko w miejsce kontuzjowanego Pietrasiaka i pokazał, że zasługuje na miejsce w jedenastce. Znów niezrównany w pojedynkach główkowych.
Przemysław Pietruszka - 5: Bez fajerwerków jeśli chodzi o grę ofensywną, ale na własnej połowie spisywał się solidnie. Nie dał rozwinąć skrzydeł Emmanuelowi Sarkiemu.
Marek Sokołowski - 5: No i jak tu ocenić występ "Sokoła"? Kapitan Podbeskidzia znów dyrygował atakami bielszczan, grał z dużym poświęceniem, ale gdyby "Górale" nie wywieźli z Krakowa trzech punktów, to on byłby głównym winowajcą. W samej końcówce mógł skompletować hat-tricka, ale raził nieskutecznością, przez co naraził drużynę na nerwy do samego końca. Sprokurował też rzut karny, choć tę sytuację można interpretować wyłącznie jako błąd sędziego.
Dariusz Łatka - 6: To był mecz dla niego. Szybkie tempo i ostra gra w środku pola to styl, w którym wychowanek Wisły czuje się najlepiej. Zostawił na boisku mnóstwo zdrowia, ale w spotkaniu z Cracovią będzie pauzował za kolejną żółtą kartkę.
Anton Sloboda - 6: Odkąd wrócił do wyjściowego składu, gra Podbeskidzia wygląda znacznie lepiej. Wraz z Iwańskim straszył obronę Wisły prostopadłymi podaniami do napastnika, potrafił też utrzymać się przy piłce.
Maciej Iwański - 6: Kilka razy błysnął świetnym podaniem do przodu, ale największe słowa uznania należą mu się za grę w defensywie. Zaliczył sporo odbiorów, nie było dla niego straconych piłek.
Damian Chmiel - 6: Bramką strzeloną już w jedenastej sekundzie meczu przeszedł do historii. Ostatnio nasłuchał się, że jest w słabej formie, długo nie grał, ale jak już otrzymał szansę od trenera Ojrzyńskiego, to "odpalił" od razu. Gol ten wyraźnie dodał mu pewności siebie, bo do końca spotkania prezentował się bardzo solidnie. Czasami brakowało mu tylko podjęcia odpowiedniej decyzji, jak przy jednym z kontrataków w drugiej połowie, gdy jednym podaniem mógł wyprowadzić Slobodę na okazję sam na sam, ale wybrał inny wariant.
Jan Blażek - 5: Rozpoczął obiecująco - często cofał się, by rozegrać piłkę z partnerami, sam także doszedł do jednej bramkowej sytuacji. Czech miał jednak pecha, bo doznał przy niej kontuzji. Bielszczanie powinni ściskać kciuki, by nie było to nic poważnego. Wygląda bowiem na to, że wreszcie doczekali się napastnika z prawdziwego zdarzenia.
Krzysztof Chrapek - 4: Pozostaje mu już coraz mniej szans na udowodnienie, że należy mu się miejsce w Ekstraklasie. Wszedł za kontuzjowanego Blażka i miał trzy znakomite sytuacje do tego, by wreszcie się przełamać. Nie wykorzystał ich, ale podobnie jak Sokołowski mógł liczyć na szczęście, bo żadna z nich się nie zemściła.
Piotr Malinowski grał zbyt krótko, by go ocenić.