Oceniamy Podbeskidzie za mecz z Lechią: W "dziewiątkę" rzucili ręcznikiem
W pierwszej połowie meczu z Lechią Gdańsk Podbeskidzie skutecznie się broniło, ale gdy z boiska jeszcze przed przerwą wylecieli Kohei Kato i Marek Sokołowski, piłkarze z Bielska-Białej nie podjęli już walki o skuteczny rezultat.
fot. Karolina Misztal / Polska Press
Wojciech Kaczmarek – 3: Wrócił do wyjściowego składu i był to powrót nie do pozazdroszczenia. Pięć razy wyciągał piłkę z siatki, choć każda z tych sytuacji była jak egzekucja. Do poprawki gra nogami.
Marek Sokołowski – 3: Do momentu zejścia z boiska prezentował się z niezłej strony – dobrze asekurował prawą stronę boiska i zatrzymywał akcje Lechii. Jedno niepotrzebne przewinienie i błąd przy drugiej żółtej kartce były jednak kluczowe dla końcowego wyniku.
Krystian Nowak – 3: Gdy obie drużyny grały w równowadze, obrona Podbeskidzia grała prawie bezbłędnie. Nowak również grał uważnie, nie mylił się, ale w drugiej połowie wszystko się posypało.
Jozef Piacek – 3: Do przerwy zaliczał bardzo dobry debiut. Grał blisko rywali, często przerywał akcje Lechii, zaliczył bardzo ważną interwencję, gdy po dośrodkowaniu Paixao ściągnął piłkę z głowy Kuświka. Po przerwie trudno mu było już utrzymać solidny poziom i tak jak koledzy z drużyny nie zrobił zbyt wiele, by przeszkodzić gdańszczanom.
Adam Mójta – 3: Tym razem mało było w jego poczynaniach ofensywnych rajdów, w obronie również popełniał błędy. Wyróżnił się tylko precyzyjnym dośrodkowaniem z rzutu wolnego, po którym piłka trafiła w poprzeczkę.
Jakub Kowalski – 3: Trudno odnotować jakąkolwiek akcję, za którą można by było go zdecydowanie pochwalić. Nawet gdy Podbeskidzie grało jeszcze w jedenastu, niczym szczególnym się nie wyróżnił.
Kohei Kato – 2: Jak zwykle waleczny, skuteczny w odbiorach, ale również nierozważny. Choć pierwsza żółta kartka była lekko dyskusyjna, to jego zachowanie przy drugiej było już zupełnie niezrozumiałe. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że nawet gdyby sędzia go wówczas oszczędził, Japończyk ze swoim stylem gry i tak w końcu zarobiłby drugą karę…
Adam Deja – 2: W pierwszej połowie skuteczny, skupiony na defensywie, często cofał się do linii defensywy i był piątym obrońcą Podbeskidzia. Co z tego, skoro na samym początku drugiej połowy zagrał ręką w polu karnym, czym rozpoczął egzekucję Lechii. Kompletnie się pogubił, zawinił przy golu na 3:0 i wkrótce później Podoliński zdjął go z murawy.
Mateusz Możdżeń – 3: Chwilami można było zapomnieć, że jest na boisku. Dobrze pilnowany przez byłych kolegów z zespołu nie kreował kontrataków swojej drużyny.
Damian Chmiel – 4: W pierwszej połowie najbardziej widoczny i pożyteczny piłkarz drużyny. W pojedynkę trudno było mu jednak coś zdziałać. Po przerwie skupił się na tym, by dawać swoim kolegom sygnały do walki w defensywie.
Mateusz Szczepaniak – 3: Rzadko w tym meczu miał okazję do tego, by w ogóle dotknąć piłki. Trudno go oceniać, skoro koledzy nie wypracowali mu nawet połowy okazji do zdobycia bramki.
Rezerwowi:
Samuel Stefanik – 3: Chyba nie mógł się spodziewać gorszych okoliczności do zaliczenia debiutu w nowym zespole. W takiej sytuacji trudno mu było zaistnieć, choć w końcówce miał ku temu okazję – jako jedyny piłkarz Podbeskidzia doszedł do stuprocentowej okazji, której nie potrafił wykorzystać.
Kristian Kolcak – 4: Wszedł na boisko przy stanie 4:0, by uspokoić grę w defensywie i wywiązał się ze swojego zadania poprawnie.
Paweł Tarnowski grał zbyt krótko, by go ocenić.