Nudy w Białymstoku. Po punkcie Jagiellonii i Górnika w walce o utrzymanie
Jagiellonia Białystok zremisowała na własnym stadionie z Górnikiem Zabrze 0:0 w pierwszym niedzielnym meczu Ekstraklasy. Zabrzanie ciągle zajmują ostatnie miejsce w tabeli, ale zmniejszyli stratę do zajmującego bezpieczne miejsce Podbeskidzia do dwóch punktów. "Jaga" z kolei powiększyła przewagę nas strefą spadkową do pięciu punktów.
Górnik przystąpił do tego starcia w identycznym zestawieniu jak w meczu z Podbeskidziem. Michał Probierz nieco jednak w składzie namieszał, dokonując trzech zmian – na prawej obronie pauzującego za kartki Burligę zastąpił Sirok, a w ofensywie pojawili się Mackiewicz i Świderski. W efekcie Góralski wylądował na ławce, a Grzelczak na trybunach.
Ostrożnie rozpoczęli to spotkanie zawodnicy obu drużyn. Jeśli ktoś próbował atakować pressingiem, to byli to raczej zabrzanie, ale tylko w niektórych momentach. Ogólnie jednak to goście lepiej weszli w ten mecz, widać było że w pierwszych minutach to im bardziej zależy na zwycięstwie. Ważną postacią w ekipie z Zabrza był Kurzawa, który dobrze wykonywał stałe fragmenty siejąc spustoszenie w polu karnym gospodarzy, a w 10 minucie dał sygnał do ataku, kiedy to po ładnej akcji całego zespołu uderzał z woleja i był bardzo bliski strzelenia gola, bowiem po jego atomowym uderzeniu piłka trafiła w poprzeczkę. Chwilę później z dystansu strzelał celnie Gergel, ale z piłką poradził sobie bez problemów Drągowski.
Przewaga Górnika nie podlegała dyskusji. Jagiellonia próbowała się odgryźć solową akcją Świderskiego i niecelnym strzałem z dystansu Tomasika, ale zabrzanie odpowiedzieli błyskawicznie – najpierw szczęśliwie piłka dotarła na dwudziesty metr i mocno uderzał Cerimagić nad poprzeczką, a potem kapitalną akcję Bośniaka i Gergela mógł i powinien wykończyć Kante. Hiszpan idealnie w tempo wbiegł w pole karne rywali aby przyjąć piłkę po zagraniu Gergela i znalazł się w sytuacji sam na sam z Drągowskim. Futbolówka po jego uderzeniu minęła słupek minimalnie i już kibice zdążyli sobie przypomnieć wszystkie sytuacje jakie dotychczas zmarnował w Górniku, ale powtórki pokazały, że to wystawiona noga bramkarza „Jagi” zapobiegła utracie bramki.
Po pół godzinie meczu stopniała przewaga zabrzan w środku pola i Jagiellonia natychmiastowo wróciła do gry. Dobrze prezentował się Mackiewicz, swoje robił Vassiljev. Górnik jednak radził sobie z atakami gospodarzy i nie dopuszczał do większego zagrożenia pod swoją bramką. Jedyny celny strzał w pierwszej połowie oddał w 44 minucie Mackiewicz zza pola karnego. Uderzenie było na tyle silne, że Kasprzik piłki nie łapał, a tylko zbił ją do boku. Ta sytuacja zobrazowała jednak to, jak wyglądała pierwsza połowa. Po zbiciu futbolówki przez Kasprzika natychmiast pojawiła się wokół asekuracja w postaci obrońców Górnika. Tak samo było w polu – drugie piłki częściej padały łupem gości, a podopieczni Michała Probierza potrzebowali zbyt dużo czasu na decyzję. „Trójkolorowi” byli znacznie bardziej konkretni, ale swojemu braku skuteczności zawdzięczali to, że na przerwę nie schodzili prowadząc.
Początek drugiej części spotkania toczony był w ślamazarnym tempie, gdzieś uleciała ta pewność siebie i szybkość w grze Górnika. Jagiellonia również nie forsowała tempa, więc mało działo się w Białymstoku. Jedno niecelne uderzenie z główki Jose Kante to zdecydowanie za mało, jeśli chce się wygrać mecz. Swoją drogą, dzisiaj Hiszpan rozczarowywał. Chwaliło się go za technikę i umiejętność rozgrywania piłki, ale w tym meczu źle przyjmował futbolówkę i często podawał nie w tempo do kolegów. Gospodarze wydawali się zadowoleni z podziału punktów, co widać było w sytuacji, kiedy Drągowski mógł wznowić grę wybiciem lub podaniem, a czekał aż podbiegnie do niego rywal. Świderskiemu również nie spieszyło się gdy opuszczał boisko. Zmienił go Mystkowski.
Mało, naprawdę mało działo się w Białymstoku w drugiej połowie tego spotkania. Uderzenie z nieprzygotowanej piłki po rzucie wolnym Szymonowicza i wybuch złości na ławce trenerskiej gospodarzy po kopnięciu w twarz tego samego zawodnika przez Matuszka to jedyne warte wspomnienia wydarzenia sprzed ostatniego kwadransa. Michał Probierz domagał się rzutu karnego po starciu Matuszka i Szymonowicza, ale ciężko jednoznacznie określić, czy sędzia powinien wskazać na „wapno”.
Ostatni kwadrans to próby ataków obu zespołów, ale zwyczajnie nieprzekonujące, co w szczególności irytowało w zespole Górnika, któremu remis przecież nic w tabeli nie dawał. Symbolem tego meczu stał się trucht na zaciągniętym ręcznym Ossa w celu wykonania autu z każdej strony boiska. Z tych stałych fragmentów gry nie wynikało kompletnie nic. Oba zespoły zadbały o zachowanie statusu quo w tabeli. Jagiellonii daje to nieco spokoju, ale Górnik... Górnik po tak dobrej pierwszej połowie rozczarował. Może się okazać, że zadowolenie się remisem może się jeszcze zabrzanom odbić czkawką.