Nieważne, że grudzień i zimno. To są derby!
Grudzień nie jest miesiącem, w którym przez lata grałoby się w Polsce chętnie w piłkę nożną. Dopiero od niedawna, wraz z podgrzewanymi murawami, sezon w naszym kraju wydłużył się prawie do Bożego Narodzenia. Trudno zatem się dziwić, że w ponad stuletniej historii derbów Krakowa niewiele jest spotkań rozegranych akurat w tym miesiącu. Takich meczów było zaledwie pięć, a tylko dwa miały prawdziwą stawkę. Jedno z tych spotkań przeszło jednak do historii nie tylko krakowskiej piłki nożnej. Decydowało bowiem o tytule mistrza Polski!
fot. Andrzej Banaś
Jeden raz przed wojną
Przed II wojną światową Cracovia z Wisłą w grudniu zmierzyły się tylko raz. Dokładnie 8 grudnia 1930 roku – w towarzyskiej potyczce. Spotkanie to miało jednak swój ciężar gatunkowy, bo w zakończonych niewiele wcześniej rozgrywkach ligowych „Pasy” zdobyły tytuł mistrza Polski, a „Biała Gwiazda” uplasowała się tuż za nimi ze stratą raptem jednego punktu.
Bohaterem tamtej grudniowej potyczki był wiślak Walerian Kisieliński, który zdobył gole w 40 i 50 min. „Pasy” odpowiedziały jedynie trafieniem Tadeusza Mitusińskiego w 77 min. Tego samego, który później w czasie niemieckiej okupacji prowadził pamiętny mecz finałowy konspiracyjnych mistrzostw Krakowa na stadionie Garbarni, przerwany i zakończony burdami.
Wróćmy jednak do roku 1930. Prasa po tym spotkaniu podkreślała, że mecz toczony był bardzo fair z obu stron, przy przewadze „Czerwonych”, jak określano wtedy Wisłę. Słabszy dzień „Pasów” „Przegląd Sportowy” tłumaczył w następujący sposób: „Po pauzie, w drużynie Cracovii widać było przemęczenie zespołu. Gracze czuli jeszcze w kościach ostatni mecz z ŁKS-em”.
Znowu towarzysko
Kolejne grudniowe derby rozegrano w 1947 roku. Znów była to towarzyska potyczka i znów zagrano tuż po zakończeniu sezonu, który Wiśle przyniósł wicemistrzostwo Polski. Znów górą była „Biała Gwiazda”, która wygrała po trafieniu Józefa Kohuta w 27 min, choć niektóre źródła – m.in. „Przegląd Sportowy” – bramkę zaliczały golkiperowi „Pasów” Janowi Hymczakowi.
Cracovia nie była gorsza, miała też świetną okazję na wyrównanie, gdy sędzia podyktował rzut karny. Strzał Władysława Gędłka obronił jednak Jerzy Jurowicz. Szturm Cracovii w drugiej połowie nie przyniósł jej powodzenia, a bramkarz Wisły zapracował solidnie na miano głównej postaci spotkania. „Jurowicz w bramce jest bohaterem Wisły, jemu zawdzięcza Cracovia, że nie wygrała spotkania różnicą kilku bramek” - pisał „Przegląd Sportowy”.
Najważniejszy mecz w historii
Rok później obie drużyny ponownie zagrały w grudniu, ale tym razem stawka meczu była tak wysoka, jak nigdy wcześniej, ani później w historii potyczek Cracovii z Wisłą. 5 grudnia na stadionie Garbarni doszło bowiem do decydującego spotkania o mistrzostwo Polski. Liga w 1948 roku tak się potoczyła, że na zakończenie wszystkich meczów obie krakowskie drużyny zgromadziły po tyle samo punktów. Gdyby decydowała różnica bramek, mistrzem zostałaby Wisła. Gdyby – tak jak dzisiaj – liczyły się wyniki bezpośrednich spotkań, górą byłyby „Pasy”, które pokonały odwiecznego rywala 2:0, a w drugim spotkaniu był remis 1:1. Regulamin stanowił jednak, że w przypadku równej liczby punktów o tytule mistrzowskim zadecydować ma dodatkowe spotkanie. A tak się złożyło, że obie drużyny zgromadziły po 26 kolejkach po 38 punktów.
Co ciekawe, nie od razu było pewne, że do decydującego starcia dojdzie w Krakowie. Wyznaczenia spotkania pod Wawelem głośno domagał się jednak m.in. „Przegląd Sportowy”, który pisał: „Zawody odbędą się pod egidą i na rachunek PZPN-u. Nie widzimy sensu ani celu, by wozić dwa komplety drużyn poza Kraków, płacić za utrzymanie, hotele, przejazdy. Mecz nie wywoła nigdzie tak wielkiego rezonansu, jak w Krakowie.”
Regulamin stanowił dodatkowo, że decydujący mecz powinien zostać rozegrany na neutralnym terenie. Co prawda „Przegląd Sportowy” proponował i takie rozwiązanie, żeby dokonać losowania i grać albo na obiekcie Cracovii, albo Wisły, ale ostatecznie stanęło na Garbarni.
5 grudnia 1948 roku stadion, który stał w miejscu, w którym lata później wybudowano hotel Forum, wypełnił się do ostatniego miejsca. Spotkanie oglądało około 20 tysięcy widzów.
Mecz zaczął się świetnie dla Wisły - już w 1 min za sprawą Tadeusza Legutki objęła prowadzenie. Legendarny snajper „Białej Gwiazdy” Mieczysław Gracz, który asystował przy trafieniu kolegi, miał skwitować gola uwagą do rywali: „No to mocie prezent na Mikołaja”.
Mimo takiego obrotu sprawy, jeszcze przed przerwą więcej powodów do satysfakcji mieli piłkarze Cracovii. Piorunująca w ich wykonaniu była końcówka pierwszej połowy, gdy najpierw Stanisław Różankowski, a następnie Czesław Szeliga strzelili po bramce. W drugiej części Wisła starała się za wszelką cenę odrobić straty, ale grała nieskutecznie. Gdy w 74 min Stanisław Różankowski w zamieszaniu podbramkowym strzelił drugą swoją, a trzecią dla Cracovii bramkę, stało się jasne, że mistrzowski tytuł trafi w ręce „Pasów”.
„Mecz należał do interesujących i należy życzyć obu drużynom, by w przyszłym sezonie wykazały swe umiejętności, pogłębione wytrwałą zaprawą zimową, walcząc równie szlachetnie o prymat piłkarstwa” - podsumował „Dziennik Polski”.
Dodajmy, że piłkarze Cracovii opuszczali boisko na ramionach uradowanych kibiców. Kto by wtedy pomyślał, że do tej pory będzie to ostatni mistrzowski tytuł „Pasów”.
Pożegnanie Jerzego Jurowicza
Kolejne derby w grudniu kibice zobaczyli w 1953 roku. W sprawozdaniach prasowych trudno jednak było szukać nazw Cracovii i Wisły… Czasy były trudne, a kluby zostały zmuszone do zmiany nazw, zgodnie z przynależnością do poszczególnych pionów sportowych. Zagrały zatem Ogniwo z Gwardią, choć dla wiernych kibiców obu drużyn pozostawały one Cracovią i Wisłą. Tym razem bardzo pewnie i wysoko wygrały „Pasy”, które odwiecznego rywala pokonały aż 5:1 po trzech bramkach Wilczkiewicza i po jednym trafieniu Dudonia oraz Wawrzyniaka. Honorowego gola dla „Białej Gwiazdy” zdobył Kotaba. Mecz ten został jednak zapamiętany z innego powodu. Był to bowiem pożegnalny występ legendarnego bramkarza Wisły Jerzego Jurowicza, który zresztą debiutował w barwach „Białej Gwiazdy” również w meczu z Cracovią. Co ciekawe, piękne pożegnanie urządzili Jurowiczowi nie tylko wiślacy, ale również gospodarze tego spotkania, którzy wręczyli bramkarzowi m.in. kwiaty i pamiątki.
Po 63 latach…
W kolejnych dziesięcioleciach Cracovia z Wisłą nie grały pod koniec roku. Trzeba było poczekać na XXI wiek, nowe stadiony i podgrzewane murawy. W 2016 roku, po 63 latach przerwy, znów zatem odwieczni rywale zagrali w grudniu. I był to ich dopiero drugi w historii mecz o stawkę o tej porze roku.
10 grudnia 2016 roku blisko 29 tysięcy widzów, zgromadzonych na Stadionie im. Henryka Reymana, było świadkami ciekawego widowiska. Już w 3 min pięknym strzałem popisał się Petar Brlek i „Biała Gwiazda” objęła prowadzenie. Później gospodarze mieli kilka sytuacji na podwyższenie wyniku. M.in. z najbliższej odległości strzelał Arkadiusz Głowacki, ale świetnie w bramce „Pasów” spisał się Grzegorz Sandomierski. Golkiper utrzymał Cracovię w grze, a w 71 min do remisu doprowadził Krzysztof Piątek, po błędzie mocno zmęczonego Bobana Jovicia. Mimo okazji z obu stron wynik już się nie zmienił i ostatnie do tej pory grudniowe derby zakończyły się remisem 1:1. Kazimierz Kmiecik i Jacek Zieliński, którzy prowadzili oba zespoły w tym spotkaniu, uznali taki wynik za sprawiedliwe rozstrzygnięcie. Kolejne grudniowe derby już w środę o godz. 20.30.
MAGAZYN SPORTOWY24 - Ekspert o losowaniu MŚ: Polska najsłabsza w grupie?
[wideo_iframe]//get.x-link.pl/d9ef15a6-e471-5b98-be97-6bb492a2e2bd,4014a6a4-fc25-0b85-f800-81200027c25e,embed.html[/wideo_iframe]