Nieuznany gol i niewykorzystane szanse. Miedziowi na remis z Górnikiem Łęczna
W pierwszym niedzielnym meczu Ekstraklasy Zagłębie Lubin zremisowało bezbramkowo z Górnikiem Łęczna. Gospodarze mieli sporo sytuacji, ale brakowało im skuteczności. W pierwszej połowie co prawda wpakowali piłkę do sieci, ale arbiter dopatrzył się spalonego.
W Lubinie do boju stanęły zespoły, które w swojej nie najdawniejsze historii mają 1-ligowe epizody. Łęcznianie na zapleczu Ekstraklasy znajdowali się jeszcze w sezonie 2013/2014, natomiast Miedziowi awans do najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej wywalczyło dopiero na zakończenie rozgrywek 2014/2015. Jeszcze niedawno więc oba grały w roli beniaminka, natomiast dzisiaj znajdują się w skrajnie różnych nastrojach. Lubinianie, po fantastycznym poprzednim sezonie są teraz jednym z faworytów na awans do eliminacji europejskich pucharów, podczas gdy Górnik kolejny rok ma walczyć o utrzymanie.
Kandydatem do zdobycia kompletu punktów w tym spotkaniu musieli więc być gospodarze. I zgodnie z przewidywaniami od początku próbowali przełożyć przewagę na papierze na tę na boisku. Pierwsza minuta to pierwsza groźna sytuacja w wykonaniu Miedziowych. Sprytne podanie Łukasza Janoszki do Michala Papadopulosa sprawiło, że gdyby nie przytomna interwencja Sergiusza Prusaka, łęcznianie mogliby mieć wyjątkowo gorzkie wejście w to spotkanie. Zagłębie nie poddało się nieudaną próbą, a wręcz przeciwnie – w miarę upływu minut atakowało coraz bardziej zapamiętale. Łukasz Piątek, Jakub Tosik, Filip Starzyński – wszyscy oni mieli okazję wpisać się na listę strzelców, zanim zegar wybił jeszcze dziesiątą minutę.
Pierwszy kwadrans porywał, lecz później tempo spotkania nieco siadło. Po bardzo mocnym początku, lubinianie nieco zwolnili, a do głosu zaczęli dochodzić goście. Częściej zdarzało im się zagłębiać na połowę Miedziowych. I właśnie wtedy podopieczni Piotra Stokowca stworzyli sobie dwie kolejne groźne sytuacje. Próbowali Jarosław Kubicki, Łukasz Piątek oraz Łukasz Janoszka, lecz Sergiusz Prusak nie zamierzał dzisiaj łatwo się poddawać. Swoimi interwencjami hamował wszelkie ofensywne nadzieje lubinian.
Były słupki, były strzały wyjmowane z linii bramkowej – pech nie opuszczał dominującego w tym spotkaniu Zagłębia. Wydawało się, że Miedziowym do pełni szczęścia brakuje już tylko nieuznanego gola. A i ten w końcu nadszedł. Gdy wreszcie piłkę w siatce umieścił Arkadiusz Woźniak, arbiter odgwizdał pozycję spaloną. Po tym wydarzeniu, natarcia lubinian nieco zwolniły i na przerwę oba zespoły zeszły bez zdobytych bramek.
Widząc niemoc w ataku wśród swoich podopiecznych, Andrzej Rybarski na drugą część gry nie wypuścił już Piotra Grzelczaka, a zamiast niego do boju posłał Grzegorza Piesio. To była dobra decyzja – łęcznianie właściwie po raz pierwszy w tym meczu zaczęli niepokoić Martina Polacka. Inna sprawa, że lubinianie w tej części meczu zaczęli pozwalać im na więcej. Podłamani niewykorzystanymi sytuacjami, bardzo spokojnie weszli w tę drugą połowę.
Kolejne minuty to dużo gry w środku boiska i kolejne roszady w obu zespołach. Zagłębie wciąż utrzymywało delikatną przewagę, lecz nie ostrzeliwało już tak mocno bramki Martina Polacka jak wcześniej. Na pierwszy celny strzał doczekali się również łęcznianie – piłka po uderzeniu z dystansu Piesia spoczęła jednak w rękach golkipera Miedziowych. Minuty upływały, gospodarze naciskali, a gole nie wpadały. Mimo wielu prób ostatecznie spotkanie w Lubinie zakończyło się bez nawet jednego gola, co w dużej mierze można przypisać fantastycznym interwencjom Sergiusza Prusaka.