menu

Nieudany debiut Beniteza, „Sroki” przegrały na King Power Stadium [ZDJĘCIA]

14 marca 2016, 23:05 | Damian Wiśniewski

Rafa Benitez zaliczył w poniedziałek powrót na angielskie boiska, ale nie może zaliczyć go do udanych. Jego Newcastle przegrało 0:1 z Leicester City, a jedynego gola strzelił Shinji Okazaki.

Przed spotkaniem Claudio Ranieri powiedział, że w tym sezonie liga angielska jest szalona pod wieloma względami. Na pewno szaloną można nazwać pozycję jego klubu w tabeli, zwłaszcza wobec jego zeszłosezonowych problemów, ale już na pewno takim przymiotnikiem nie można było określać gry Leicester w tym spotkaniu. Początek, miej więcej 20 pierwszych minut, to typowa gra w kotka i myszkę. „Lisy” zaprosiły rywali do prowadzenia gry, jakby chciały sprawdzić, co takiego zdołali się oni nauczyć w trakcie tych kilku dni pod wodzą Rafy Beniteza, a później zrobiły swoje.

I Newcastle się starało. Kolejne strzały oddawali Jack Colback, Moussa Sissoko, Aleksandar Mitrović, ale zagrożenia z tego było tyle, co polotu w grze Manchesteru United. Najbardziej aktywny był Ayoze Perez, który próbował rozgrywać akcje ofensywne, starał się pchać grę swojej ekipy do przodu, ale zazwyczaj odbijał się jak od ściany, czy to od obrońców Leicester, czy też od nieudolności kolegów z drużyny.

Kiedy minęło już to 25 minut i okazało się, że Newcastle Beniteza nie jest tak naprawdę w niczym lepszy od Newcastle McClarena (na tę chwilę, rzecz jasna), to gospodarze wzięli się w końcu do roboty. Piękną bramkę nożycami zdobył Shinji Okazaki, ale dodać trzeba, że gdyby nie kłopoty ze wzrokiem sędziego liniowego, to gol nie byłby uznany. Jamie Vardy, któremu dopisze się asystę, był wcześniej na spalonym.

Na plus „Srokom” zapisać można wyłączenie z gry największych armat Leicester. Vardy poza wspomnianym podaniem do Okazakiego nie wyróżnił się niczym, a i Mahreza trudno wspominać po jakichś efektownych akcjach. Co jeszcze? Na pewno nie można odmówić im „gryzienia trawy”, bo w ostatnim kwadransie podchodziły pod pole karne gospodarzy, a gdyby sędzia się uparł (albo po prostu był bardziej skrupulatny), to za zagranie Morgana miałyby rzut karny.

Leicester z kolei miało sporo szczęścia w postaci dwóch wymienionych sytuacji, ale przez większą część meczu wyglądało jak zespół zwyczajnie lepszy i dojrzalszy piłkarsko. Przesadą byłoby powiedzieć, że wyglądał jak mistrz Anglii i rozegrał ten mecz po profesorsku, ale większej solidności nie można mu odmówić.

Kolejny, wcale nie taki mały, krok w kierunku mistrzostwa został zrobiony. Podopieczni Claudio Ranieriego mieli dzisiaj dwie fury szczęścia, ale w końcu mówi się, że sprzyja ono lepszym.