Niespodziewany comeback GieKSy w Bełchatowie. Gospodarze wypuścili zwycięstwo z rąk (ZDJĘCIA)
Po fatalnym początku meczu, nic nie wskazywało na to, że katowiczanie przywiozą choćby punkt z wyjazdowej potyczki z GKS-em Bełchatów. W ostatnim kwadransie podopieczni Piotra Piekarczyka zdobyli jednak dwie bramki i zgarnęli pełną pulę.
Mecz zaczął się dla katowiczan fatalnie. W dziesiątej minucie Adrian Jurkowski w akcji ratunkowej przewrócił Cezarego Demianiuka i został wyrzucony z boiska, a po chwili z rzutu wolnego piłkę do siatki posłał Seweryn Michalski, w czym pomogli mu zawodnicy w murze, którzy nawet nie próbowali podskoczyć, żeby utrudnić zadanie egzekutorowi.
- Bełchatów miał nas w tym momencie na łopatkach - przyznał trener Piotr Piekarczyk. Gospodarze wypracowali sobie jeszcze kilka sytuacji, by definitywnie rozstrzygnąć sprawę, ale brakowało im umiejętności precyzyjnego wykończenia akcji, co nie zmieniało faktu, że całkowicie kontrolowali przebieg spotkania.
Po przerwie Rafał Ulatowski postanowił jednak ulepszyć nieźle funkcjonującą maszynerię i dokonał zmian, które przyniosły odwrotny od spodziewanego efekt, zwłaszcza, że znacznie lepsze roszady były autorstwa Piekarczyka. W efekcie mecz najpierw się wyrównał, a w końcowym kwadransie to goście przeszli do ataków. I to zabójczo skutecznych. Najpierw właśnie zmiennik Filip Burkhardt wykazał się refleksem i przytomnością umysłu, gdy piłka odbijała się od nóg obrońców po uderzeniu Rafała Pietrzaka, a potem kolejny joker Aleksander Januszkiewicz wymieniał podania z Pielorzem, któremu w finale na linii pola karnego asystował Grzegorz Goncerz.
To jednak nie był koniec emocji, bo po prostej stracie piłki przez Januszkiewicza Grzegorz Goncerz powstrzymał rywala w sposób, który sędzia wycenił na czerwoną kartkę i snajper z Bukowej powędrował do szatni. Na pewno - podobnie jak Jurkowski - nie zagra więc co najmniej w jednym spotkaniu (z Sandecją, w najbliższy piątek - przyp. red.). - Generalnie moja drużyna wreszcie pokazała gieksiarski charakter i zasłużyła na to zwycięstwo. Zresztą gdy się gra 80 minut w dziesiątkę i wyciąga z 0:1 na 2:1 to nie można mówić o zwykłym farcie - podsumował wydarzenia Piekarczyk.