menu

Niespodzianka z Konwiktorskiej

6 marca 2013, 14:03 | Maciej Rybiński

Legię i Polonię różni niemal wszystko. Od wyglądu klubowych stadionów poczynając, na animozjach między kibicami kończąc. Obecna droga obu klubów do sukcesu na krajowym podwórku też jest diametralnie różna.

Piękny gest Mariusza Pawełka wobec Dawida Zapiska

Legia w zimowym okienku transferowym poważnie się wzmocniła. Odszedł tylko Rafał Wolski, który z powodu kontuzji nie miał żadnego udziału w zdobyciu mistrzostwa jesieni i wypracowaniu czteropunktowej przewagi nad resztą stawki. Przyszli Wladimer Dwaliszwili i Tomasz Brzyski z Polonii, Tomasz Jodłowiec ze Śląska Wrocław i Bartosz Bereszyński z Lecha Poznań, a po kontuzji wrócił nieoceniony Marek Saganowski, który stracił większość jesieni.

Polonia zimą straciła kluczowych zawodników zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Odeszli Łukasz Teodorczyk do Lecha, Marcin Baszczyński do Ruchu Chorzów, Djordje Cotra do Zagłębia Lubin, Adam Kokoszka do Śląska oraz wspomniani Brzyski i Dwaliszwili do Legii. Z 27 goli, zdobytych przez Polonię na jesieni, wymienieni zawodnicy strzelili aż 15, a przy dziewięciu kolejnych asystowali, co udowadnia o jak wielkim osłabieniu mowa. Co więcej, Baszczyński był podporą defensywy Czarnych Koszul, prezentując się solidniej niż niejeden zawodnik powoływany do reprezentacji Polski. Jednocześnie, na Konwiktorską trafili zawodnicy, których nazwiska nikogo nie przestraszą. Przyjście Vytautasa Luksy z litewskiej ligi, powrót Jakuba Tosika z Karpat Lwów lub wypożyczenie napastnika Lechii Gdańsk Piotra Grzelczaka trudno uznać za znaczące wzmocnienia.

W pierwszych dwóch wiosennych kolejkach Legia mierzyła się z trzynastą w tabeli po rundzie jesiennej Koroną oraz z zajmującą ostatnie miejsce drużyną GKS Bełchatów. Polonia w mocno kombinowanym składzie grała u siebie z szóstą po jesieni Lechią oraz na boisku wicelidera, Lecha Poznań. Efekt? Żadna drużyna wiosną nie zdobyła więcej punktów niż Polonia. A tylko Widzew Łódź, który przegrał oba swoje spotkania, zdobył mniej punktów niż Legia.

17. kolejka Ekstraklasy okiem Czesława Michniewicza [TYLKO U NAS]

Ekstraklasa jest już od dawna jedną z najmniej logicznych lig w Europie. Wszelkie przewidywania biorą w łeb, gdy tylko zaczynają topnieć pierwsze śniegi. Korona i Zagłębie, dysponujące dokładnie tym samym składem, co na jesieni, zapewne znowu – jak przed rokiem – opuszczą dolne rejony tabeli i ambitnie powalczą o miano najlepszej drużyny wiosny. Jagiellonia Białystok w meczach wyjazdowych ograła w tym sezonie Legię, Lecha i Górnika Zabrze, z Polonią i Śląskiem też nie przegrała, a mimo to pałęta się w dolnej połówce ligowej tabeli, nie mając szans na europejskie puchary.

Widzew Łódź rozpoczął rozgrywki od czterech zwycięstw z rzędu i pozycji lidera, a obecnie jest realnie zagrożony spadkiem na ostatnie miejsce nad strefą spadkową. A przede wszystkim – lider Ekstraklasy ma prawo uwierzyć w zdobycie mistrzowskiej korony dopiero wtedy, gdy faktycznie ten tytuł będzie już mieć zapewniony. Zeszły sezon jest tego najlepszym dowodem. A wydaje się, że i tym razem Legia uwierzyła w to zbyt wcześnie.

Tę nieprzewidywalność polskiej ligi najdobitniej widać w obecnym sezonie w postawie Polonii. Przecież po letnich osłabieniach skazywano ją na walkę o utrzymanie, a tymczasem Czarne Koszule czeka walka o zupełnie inne cele. O tym jednak, czy i która warszawska drużyna dotrwa w wyścigu po mistrzowską koronę aż do samej mety, przekonamy się dopiero w czerwcu, ale dużo wcześniej czeka nas – i piłkarzy obu zespołów – prawdziwy sprawdzian ich obecnych możliwości. Bowiem derby Warszawy już 30 marca.

Piłkarze Legii mają więc niecały miesiąc, by w końcu zbudzić się z zimowego snu. Bo kibice porażki w tym szczególnym meczu im nie wybaczą. A sytuacja Polonii jest wbrew pozorom niemal komfortowa. Problemy finansowe Ireneusza Króla powodują, że nikt nie wymaga od zespołu Piotra Stokowca sukcesów. Zwłaszcza w obliczu stałego osłabiania kadry. Gwiazdy polskiej ligi, napędzane milionami Józefa Wojciechowskiego, nie dały Polonii nic. A teraz, wbrew wszelkiej logice, trener Stokowiec skutecznie udowadnia, że – przy całym szacunku dla piłkarzy z Konwiktorskiej – jednak da się ulepić coś z niczego. I kto wie, czym Czarne Koszule – po wygranej w Poznaniu – nas jeszcze zaskoczą. Jeśli więc podopieczni Stokowca utrzymają się w czołówce do końca sezonu, a może nawet powalczą o tytuł, będzie to bezwzględnie największa niespodzianka sezonu 2012/2013.

Twitter


Polecamy