menu

Niesamowita końcówka w Nowy Sączu! Sandecja wydarła zwycięstwo z Dolcanem

13 października 2012, 18:52 | Marcin Rogowski

Po trzech wysokich porażkach z rzędu Sandecja Nowy Sącz wreszcie odniosła zwycięstwo. Drużyna pod wodzą nowego trenera Janusza Świerada straciła bramkę w samej końcówce, ale nie dała za wygraną - w doliczonym czasie gry gola na wagę trzech punktów zdobył Arkadiusz Aleksander.

Tak po zwycięstwie cieszyli się piłkarze Sandecji
Tak po zwycięstwie cieszyli się piłkarze Sandecji
fot. Mateusz Bobola

Spotkanie rozpoczęło się od mocnego uderzenia Dolcanu, który już w 6. minucie za sprawą Grzegorza Piesia mógł objąć prowadzenie. Jednak w sytuacji sam na sam, podopieczny trenera Roberta Podolińskiego źle zabrał się z piłką, czym ułatwił powrót obrońcom z Nowego Sącza. Piłkarze Sandecji dobrze zrozumieli to ostrzeżenie ze strony gości i bardzo szybko zabrali się do gry. Efektem tego była sytuacja Mateusza Młynarczyka, który potężnie uderzył z około 25. metrów. Na posterunku był jednak Rafał Leszczyński, który pewnie wyłapał ten strzał.

Kolejne minuty gry to wzajemnie wyczekiwanie na błąd rywala. Pierwsi gafę popełnili goście, a konkretnie Daniel Dybiec, który 20 metrów przed własną bramką faulował Sebastiana Szczepańskiego. Mogło się to źle skończyć dla Dolcanu, ponieważ strzał Filipa Burkhardta z rzutu wolnego przeleciał minimalnie obok lewego słupka bramki. Chwilę później znów w roli głównej wystąpił były zawodnik Arki Gdynia. Tym razem oddał strzał z dobrych 30. metrów, po drodze piłka odbiła się od jednego z obrońców gości i niewiele brakowało, by wpadła do bramki. Po tej akcji „Burego” gra ponownie straciła tempo. Gracze obu drużyn byli myślami w szatni, przez co składne akcje w tym okresie były rzadkością.

Druga połowa rozpoczęła się od spokojnej gry zarówno Sandecji jak i Dolcanu. Jedynymi godnymi odnotowania zdarzeniami w tej fazie meczu były żółte kartki dla Dybca i Młynarczyka. Jak się później okazało przełomowa okazała się 59. minuta i wpuszczenie na plac gry Bartosza Szeligi. To właśnie on, niecałe dziesięć minut po pojawieniu się na boisku, strzelił bramkę i wprawił cały stadion w euforię.

Zawodnicy Dolcanu bardzo szybko rzucili się do odrabiania strat. Jednak ani Rafał Grzelak, ani Damian Świerblewski nie potrafili pokonać Marcina Cabaja. Ten pierwszy po swoim rajdzie uderzył tuż przy słupku, ale na posterunku był były golkiper Cracovii. Z kolei drugi minął bramkarza Sandecji, lecz nie potrafił skierować piłki do pustej bramki. Na te sytuacje Dolcanu, biało-czarni odpowiedzieli w 85. minucie. Arkadiusz Aleksander po dośrodkowaniu Adriana Świątka z pięciu metrów trafił prosto w Leszczyńskiego.

SANDECJA NOWY SĄCZ

SANDECJA NOWY SĄCZ - serwis specjalny Ekstraklasa.net


Ta niewykorzystana przez kapitana Sandecji okazja bardzo szybko się zemściła. Już trzy minuty później na tablicy wyników widniał remis. Stało się tak za sprawą Bartosza Osolińskiego, który wykorzystał rzut karny, podyktowany za faul Marcina Kowalskiego na Damianie Jakubiku.

Ci co myśleli, że taki wynik utrzyma się do końca spotkania byli w ogromnym błędzie. Wszystko dzięki Aleksandrowi i jego niezawodnemu instynktowi snajperskiemu. Po raz kolejny dał on o sobie znać w 92. minucie. Wtedy to popularny „Alek” dobił strzał Szeligi i dał Sandecji zwycięstwo. Bramka wywołała sporo „agresji”, szczególnie u Rafała Leszczyńskiego, który uważał, że najskuteczniejszy strzelec biało-czarnych w chwili oddawania strzału przez Szeligę, był na pozycji spalonej. U młodego bramkarza Dolcanu emocję wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem, co skończyło się tym, że w ciągu kilkudziesięciu sekund dostał dwie żółte kartki i wyleciał z boiska. Chwilę po tym incydencie sędzia z Wrocławia zakończył spotkanie, dzięki czemu Sandecja zainkasowała kolejne trzy punkty w tym sezonie.


Polecamy