menu

„Nie zazdroszczę rywalom ŁKS…”. Sparing: ŁKS Łódź – Wisła Płock 4:0

22 czerwca 2019, 14:53 | R. Piotrowski

ŁKS w pierwszym w okresie przygotowawczym sparingu pokonał Wisłę Płock. Na boisku niepodzielnie panował zespół trenera Kazimierza Moskala i jeśli „Rycerze Wiosny” prezentować będą w piłkarskiej elicie taką sportową jakość, kibice łódzkiego klubu mogą spać spokojnie.


fot.

Trzy minuty Wisły, reszta ŁKS


Już w pierwszych trzech minutach płocczanie stworzyli dwie znakomite okazje do objęcia prowadzenia. Najpierw Michał Kołba z niemałym wysiłkiem obronił strzał z rzutu wolnego Dominika Furmana, a kilkadziesiąt sekund później w polu karnym ŁKS hasał sobie Karol Angielski. Ta zabawa z piłką napastnika Wisły ostatecznie nie zakończyła się bramką dla gości, bo futbolówka po jego uderzeniu (i rykoszecie od obrońcy) poszybowała tuż nad poprzeczką.

Co na to ŁKS? Gospodarzy próbował rozruszać Daniel Ramirez, który w trakcie wakacji nie stracił nic ze swego piłkarskiego emploi. Były więc sztuczki techniczne (a nawet efektowna ruleta), były dryblingi i dokładne prostopadłe podania. Jedno z takich zagrań otworzyło ełkaesiakom w 10. minucie lewy korytarz boiska, a całą tę składną akcję zakończył minimalnie niecelny strzał z drugiej linii Dragoljuba Srnicia.

Od tego momentu na boisku zaczął panować ŁKS (w pierwszej połowie, za wyjątkiem Serba, trener Kazimierz Moskal postawił na skład „pierwszoligowy”). Miejscowi byli agresywni w środkowej strefie boiska (więc szybko odzyskiwali piłkę) i kreatywni na połowie rywala. W 17. minucie Daniel Ramirez przeszedł sam siebie, najpierw efektownym zwodem oszukując obrońcę, a potem posyłając kapitalne dośrodkowanie na tzw. centymetry do Patryk Bryły. Skrzydłowy nie kalkulował i „rąbnął” z pierwszej piłki. Na nieszczęście łodzian trafił w dobrze ustawionego bramkarza Wisły.

Dwa gole


W 29. minucie dominacja gospodarzy przełożyła się na pierwszą bramką i… cóż to był za gol! Daniel Ramirez przyjął piłkę w narożniku pola karnego, zwiódł obrońcę, a potem huknął lewą nogą wprost w okienko bramki bezradnego Bartłomieja Żynela. „Ramirez show” trwało w najlepsze. Pięć minut po golu, Hiszpan zabawił się z defensorami Wisły przy linii końcowej i dograł piłkę wprost pod nogi Rafała Kujawy. Doświadczonemu napastnikowi zabrakło miejsca, więc jego strzał okazał się niecelny.

Fragmentami goście z Mazowsza byli na boisku kompletnie bezradni i tylko przyglądali się, jak – wpierw ełkaesiacy odzyskują piłkę, a potem ją rozgrywają. Nic dziwi więc, że w 41. minucie zdobyli drugą bramkę po pięknym mierzonym uderzeniu zza pola karnego Bartłomieja Kalinkowskiego, ba, na przerwę płocczanie powinni schodzić z bagażem w sumie aż trzech goli, ale po świetnej indywidualnej akcji Ramireza i jego prostopadłym podaniu, pojedynek z golkiperem Wisły przegrał Rafał Kujawa.

Wciąż lepsi


Po zmianie stron trener Kazimierz Moskal wprowadził aż jedenastu nowych zawodników, na boisku zameldowali się m.in. Maciej Dampc, Ricardo Guima i Jose Pirulo, a w trakcie drugiej połowy także Michał Trąbka (godny odnotowania jest też powrót do gry Artura Bogusza, który całą wiosnę dochodził do siebie po poważnym urazie). Z oceną piłkarskiej jakości prezentowanej tak przez Portugalczyka, jak i Hiszpana, należy się jeszcze wstrzymać, ale ich debiut w nieoficjalnym meczu ŁKS należy uznać za co najmniej obiecujący.

Co zaś najciekawsze, nawet po wprowadzeniu na plac gry zupełnie nowej jedenastki, obraz widowiska nie uległ zmianie. Prawda, łodzianie nie nękali bramki rywala tak często, jak czynili to w pierwszej połowie, ich dominacja nie podlegała jednak dyskusji i została spuentowana w 58. minucie trzecim golem. Tym razem defensywę Wisły zaskoczyli „Rycerze Wiosny” po stałym fragmencie gry. I mniejsza o to, czy futbolówkę do siatki ostatecznie skierował Łukasz Sekulski, Maksymilian Rozwandowicz czy też jeden z obrońców gości, bo najważniejsze, że ŁKS nadal prowadził grę.

W 81. minucie Ricardo Guima ten swój pierwszy mecz w łódzkim klubie okrasił piękną bramką zdobytą po soczystym uderzeniu z dwudziestu metrów. ŁKS wygrał 4:0, płocczanie schodzili z murawy w kiepskich nastrojach.

- Wynik budzi respekt u kolejnych rywali, ale ja nie pozwolę na to, żeby ktoś po tym meczu odfrunął - powiedział po meczu trener Kazimierz Moskal. - Na pewno wymagania w lidze będą dużo większe, co nie zmienia faktu, że każdy mecz chcemy wygrać i strzelić jak najwięcej bramek, a przy tym czerpać przyjemność z gry. Fajne jest, że to ich bawi i że pracę, którą wykonujemy w tygodniu przekładają na to, co dzieje się w meczu. Traktowanie tego typu meczów jako odrabianie pańszczyzny nie ma sensu - stwierdził szkoleniowiec ŁKS. Jego vis-à-vis - trener Leszek Ojrzyński - był zaskoczony przebiegiem spotkania. Przecież Wisła rozpoczęła przygotowania do sezonu później niż ŁKS, więc to ona powinna być „świeższa” na boisku. Nie była.

Oczywiście, po meczu sparingowym nie należy wysnuwać zbyt daleko idących wniosków, tym niemniej różnica klas mocno rzucała się w oczy. – „Nie zazdroszczę rywalom ŁKS, jeśli łodzianie tak będą grać w ekstraklasie” – rzucił na odchodne jeden z sympatyków łódzkiego klubu. Cóż, my też im nie zazdrościmy.


ŁKS Łódź – Wisła Płock 4:0 (2:0)
Gole: 1:0 Daniel Ramirez (29), 2:0 Bartłomiej Kalinkowski (41), 3:0 Łukasz Sekulski (58), 4:0 Ricardo Guima (81).
ŁKS w I połowie: Michał Kołba – Jan Grzesik, Jan Sobociński, Kamil Juraszek, Kamil Rozmus, Patryk Bryła, Bartłomiej Kalinkowski, Dragoljub Srnić, Wojciech Łuczak, Daniel Ramirez, Rafał Kujawa.
ŁKS w II połowie: Dominik Budzyński – Artur Bogusz, Maksymilian Rozwandowicz, Maciej Dampc, Adrian Klimczak, Jose Pirulo, Maciej Wolski (71 Michał Trąbka), Łukasz Piątek, Ricardo Guima, Piotr Pyrdoł, Łukasz Sekulski.
Wisła Płock: Bartłomiej Żynel – Cezary Stefańczyk, Jarosław Fojut, Alan Uryga, Patryk Stępiński, Bartłomiej Gielewski, Dominik Furman, Alen Stevanović, Karol Angielski, Mateusz Szwoch, Rocardinho. Grali też m.in.: Jakub Wrąbel, Maciej Spychała, Jakub Rzeźniczak, Damian Rasak, Adrian Szczutowski, Oskar Zawada, Grzegorz Kuświk.