Nie śpię, bo oglądam MLS (KOMENTARZ)
Trzeba przyznać, że soccer w Stanach Zjednoczonych może zacząć przyciągać coraz więcej kibiców z Europy. Szczególnie tych, którzy nie godzą się z rzeczywistością bez Lamparda czy Pirlo.
Jedna z najmłodszych i znanych lig świata ruszyła zaledwie w 1996 roku, a uczestniczyło w niej 10 zespołów. Mieliśmy tam swoje gwiazdy, a byli nimi Robert Warzycha grający w Columbus Crew pod koniec swojej kariery i Piotr Nowak w Chicago Fire. Dzisiaj coraz więcej mówi się o MLS, z racji na transfery największych ikon europejskiej piłki. David Villa, Andrea Pirlo czy Frank Lampard mają przede wszystkim przyciągać ludzi na stadiony. Ta sztuka się udaje i amerykańska piłka rośnie w siłę. Dla samych piłkarzy to oczywiście dobra szansa, by jeszcze trochę zarobić, a przy okazji pokopać z teoretycznie mniej wymagającymi rywalami. Kogo znajdziemy na boiskach MLS? Keane, Villa, Gerrard i Kaka to ledwie kilku, którzy pierwsi przyszli mi do głowy. Nie jest tajemnicą, że swego czasu i Cristiano Ronaldo mówił otwarcie o chęci zakończenia kariery właśnie w Stanach Zjednoczonych. Dokładnie w LA Galaxy, gdzie wcześniej grał choćby Beckham.
Już nie mówi się, że tylko Eskimosi i Amerykanie nie potrafią grać w piłkę, jak to było w 1966 roku. Ostatnio żeńska reprezentacja USA zmiotła z powierzchni ziemi Japonki, z którymi przegrały poprzedni turniej w Niemczech. Dla pań z USA był to już trzeci tytuł mistrzyń świata, co jest jak dotąd rekordem w żeńskiej piłce! Stany Zjednoczone inwestują w futbol każdej formy i mają nadzieję na szybki zysk. Kto jak kto, ale oni znają się na kapitalizmie. Trenerem męskiej reprezentacji jest Juergen Klinsmann, który zabrał ze sobą sławne metody szkolenia z Niemieckiej reprezentacji. Jak pamiętamy przyniosły one Niemcom trzecie miejsce na mistrzostwach świata w ich kraju. O wielkich oczekiwaniach i wierze w zespół może świadczyć to, jakie poruszenie wywołał ich szkoleniowiec kiedy powiedział tuż przed brazylijskim turniejem, że dla niego sukcesem będzie awans z grupy, po czym dodał, że na mistrzostwo świata nie ma praktycznie żadnych szans. Media zinterpretowały to później jako sygnał do zmotywowania piłkarzy USA, by ci udowodnili, że Klinsmann się mylił.
Stany Zjednoczone na ostatnich sześciu mundialach z grupy wychodziły 4 razy. W całej historii zdobyli jeden medal - brązowy - na pierwszych mistrzostwach świata w 1930 r. w Urugwaju. Bywały też lata, w których faktycznie mogli uchodzić za "chłopców do bicia". Szczególnie lata '50 i '60. Jednak ich liga ciągle się rozwija. W tej chwili jest to dobre miejsce dla emerytowanych gwiazd, a w przyszłości, kto wie? Zarywanie nocy dla derbów Nowego Jorku mają też swój klimat. Mimo, że kontynent odległy, to emocje piłkarskie te same. Można powiedzieć, że Amerykanie dopiero ciągle się uczą futbolu i ich reprezentanci wypadają nijak przy gościach z zagranicy. Obrońcy lubią zwyczajnie przyglądać się co wyczynia Villa lub Kaka niż starać się zabrać mu piłkę, a to kończy się bardzo często straconą bramką. Gwiazdy znane z Ligi Mistrzów mają tam swój mały raj i na boisku i poza nim. Czy potrzeba im czegoś więcej? Pieniądze i sława towarzyszą im już od dawna. Piłkarze, nawet tacy jak oni, nie są naszą własnością. Pozostaje nam czekać, aż pojawią się nowi, czy to w Anglii czy we Włoszech. Ewentualnie odpuścić sobie jedną noc i obejrzeć Orlando City kontra New York City FC. Po jednej stronie Kaka, po drugiej David Villa. Witajcie w Ameryce.