Nie pomógł nawet rzut karny w 95. minucie. Wisła i Piast trwają w marazmie [RELACJA, ZDJĘCIA]
Bez rozstrzygnięcia również w drugim piątkowym spotkaniu 26. kolejki Ekstraklasy. Wisła Kraków zremisowała z Piastem Gliwice (1:1), a mogła nawet wygrać. W 95. minucie rzutu karnego nie wykorzystał jednak Paweł Brożek.
- Nerwowe ruchy niczego nam nie dadzą – przekonywał Tadeusz Pawłowski po porażce z Podbeskidziem i jeszcze przed odsunięciem go od obowiązków trenera Wisły. Zarząd „Białej Gwiazdy” miał inne zdanie i dlatego do meczu z Piastem Gliwice drużynę przygotowywał Marcin Broniszewski. Trener tymczasowy, ale najgorszy w najnowszej historii klubu – przegrał wszystkie cztery mecze w roli szkoleniowca. Jego ewentualny następca, czyli Franciszek Smuda, też nie miałby łatwego życia. Mówiąc dyplomatycznie, fanatycy nie chcą „Franza” w Krakowie, co wypisali czarno na białym na transparentach i wyśpiewali na trybunach.
Wyzwiska szybko zmieniły się w gwizdy – do tej pory Wisła przynajmniej dawała swoim kibicom nadzieję, strzelając gola jako pierwsza. W piątek schodziła na przerwę ze stratą jednego gola do Piasta, mimo że wcześniej przeprowadzała regularny ostrzał bramki Jakuba Szmatuły. Rafał Wolski nie miał szczęścia, uderzając obok słupka po niewiarygodnym podaniu Arkadiusza Głowackiego z własnej połowy. Do składu wrócił Paweł Brożek i prawie od razu obsłużył Zdenka Ondraszka centrą, po której Czech przeskoczył stopera Piasta, ale główkował nad bramką. Do napastników dostroili się nawet obrońcy – jak nie Głowacki, to Maciej Sadlok. Jesienią Szmatuła skończył najwięcej meczów z czystym kontem spośród wszystkich bramkarzy w ekstraklasie. W nowej rundzie zdarzyło się, że puścił nawet trzy bramki, jak w Gdańsku. Pod Wawelem skapitulował dopiero po rykoszecie, ale pod koniec meczu zaliczył o wiele ważniejszą interwencję.
Zmartwienia Piasta są odległe od tych Wisły, ale „polskiemu Leicester City” też ostatnio nie szło. Nawet dzisiaj długo unikali pola karnego gospodarzy i nie mogli przedrzeć się pod bramkę Michała Miśkiewicza. W przeciwieństwie do wiślaków, piłkarze Radoslava Latala wiedzieli, że jak nie jest efektywnie, to przynajmniej efektownie i pierwszy celny strzał od razu zamienili na gola. Sadlok nie dał rady Kamilowi Vackowi i Josipowi Barisiciowi. Bramkowa akcja Chorwata z Czechem była kreatywna i wyrachowana. Vacek odebrał przerzut Radosława Murawskiego i odegrał do niepilnowanego Barisicia. Strzał w róg bramki, łatwy gol Piasta i rozpacz Wisły, która przecież przeważała przez większość pierwszej połowy.
Petar Brlek nie miał w Wiśle wejścia na miarę Rafała Wolskiego, chociaż wyszło mu kilka zagrań i boiskowych ruchów. Mimo tego, po przerwie zmienił go Patryk Małecki, który po kilku fatalnych spotkaniach usiadł na ławce rezerwowych. W piątek tylko dał argumenty do ręki zwolennikom tego rozwiązania. Następni w kolejce są Rafał Boguski i Alan Uryga – jeśli obaj akurat nie pudłowali pod bramką Piasta, działali na niekorzyść własnej drużyny na jej połowie. Strata goniła stratę, skąd wzięła się między innymi niecelna próba Pawła Moskwika. Zamiast zmienników, furę szczęścia miał jeden z najlepszych zawodników Wisły w ostatnich tygodniach. Bobanowi Joviciowi po strzale z pola karnego pomógł rykoszet, ale ważne było tylko to, że piłka ugrzęzła w siatce. Ondraszek podawał w tej sytuacji i w następnej, gdy Małecki przestrzelił w świetnej okazji na pogrzebanie Piasta. Nie tak świetnej, jak ta Brożka z jedenastu metrów. Zdawało się, że Szymon Marciniak podyktował jedenastkę dla gospodarzy na wyrost po tym, jak Kristijan Ipsa powstrzymywał Ondraszka. Decyzję sędziego „uratowało” pudło samego Brożka, a może wspaniała interwencja Szmatuły, która uratowała remis dla Piasta. Wiślacy mogli ukryć twarze w dłoniach z rozpaczy już po raz drugi w dzisiejszym meczu.
- Ostatnia szansa, Wisełko, ostatnia szansa – grzmieli kibice po końcowym gwizdku. Co racja, to racja – obojętnie, kto nie poprowadziłby Wisły po Pawłowskim, nie może pozwolić sobie na stratę punktów. Te krakowianie tracili na zespołach z dołu tabeli. Gdy wszystko układa się po myśli „Białej Gwiazdy”, stać ją nawet na remis z wiceliderem. To potencjał, którego nowy szkoleniowiec nie może zmarnować. Byłemu już liderowi z Gliwic raczej nie zaszkodziły odważne deklaracje – od zapowiedzi walki o mistrzostwo więcej szkody mogą wyrządzić Piastowi nieodpowiedzialne decyzje, jak ta Ipsy w samej końcówce. Liderem po 26. kolejce będzie Legia Warszawa – nic dziwnego, skoro zespół Latala nie wygrał wiosną jeszcze ani razu.