Nie było rewanżu za puchar. Pewne zwycięstwo Legii we Wrocławiu (ZDJĘCIA)
Dziwny mecz oglądało ponad 21 tysięcy kibiców we Wrocławiu. Gospodarze nie grali źle, ale tracili bramki po fatalnych błędach w obronie. W pierwszej połowie ciosy po rzutach rożnych zadali Rzeźniczak i Jodłowiec, w drugiej gola dorzucił Kucharczyk. Honor Śląska uratował Marco Paixao.
Przed meczem wszyscy zastanawiali się w jakich składach rozpoczną oba zespoły. W czwartek Legia ze Śląskiem stoczyły 120-minutowy, morderczy bój w Pucharze Polski, a już w niedzielę drużyny wybiegły na boisko we Wrocławiu. Trener Pawłowski dokonał zaledwie dwóch zmian. Po zawieszeniu na pozycję stopera wrócił Tomasz Hołota, przez co na lewej obronie wylądował Mariusz Pawelec, zastępujący kontuzjowanego w Warszawie Dudu. Z kolei na lewym skrzydle zawieszonego Mateusza Machaja zastąpił Robert Pich. Trener Henning Berg dokonał aż ośmiu zmian. W składzie z czwartku ostali się tylko Tomasz Jodłowiec, Bartosz Bereszyński i Inaki Astiz.
Pierwszy ostrzał bramki Malarza rozpoczął Śląsk. Gospodarze już po 60 sekundach oddali pierwszy strzał, ale Droppa fatalnie uderzył nad poprzeczką. Kolejne minuty to chaos na boisku i bardziej kopanina niż mecz piłkarski. Dopiero w 12. minucie świetny strzał z dystansu oddał Pich, ale Malarz kapitalnie obronił. Trzy minuty później Marco Paixao genialnie zagrał nad głowami warszawskich obrońców piłkę do swojego bliźniaka, ale ten źle ją przyjął.
Niespodziewanie w 18. minucie goście objęli prowadzenie. Po wrzutce z rzutu rożnego Jakub Rzeźniczak wygrał walkę o pozycję z Pawelcem i z 11 metra wpakował piłkę do bramki zaskoczonego Wrąbla. Po chwili próbował odpowiedzieć Marco Paixao, ale jego strzał w środek bramki bez problemu złapał Malarz. W 23. minucie świetnie z 30 metrów uderzał Grajciar, ale Malarz ponownie sparował ten strzał na rzut rożny. Dziesięć minut później powtórka z rozrywki. Dośrodkowanie gości z rzutu rożnego, Wrąbel mija się z piłką i Jodłowiec zamykający akcję na drugim słupku trafia głową do siatki. 0:2 w 33. minucie.
W 40. minucie wydawać by się mogło załamany Śląsk, zdobył bramkę. Tom Hateley dograł ładną, mocno piłkę z rzutu wolnego i Marco Paixao głową zdobył gola kontaktowego. Trzy minuty później gospodarze mogli doprowadzić do wyrównania, ale w polu karnym nikt nie przeciął płaskiego dośrodkowania Picha. Po pierwszej części gry było 2:1 dla Legii, ale dodajmy, że po bardzo dziwnej połowie. Śląsk podobnie jak z Jagiellonią stwarzał więcej sytuacji, przeważał, a tracił bramki po rzutach rożnych.
Druga połową rozpoczęła się od walki w środku pola. Legia schowana za podwójnymi zasiekami czekała na gospodarzy, a tym z mozołem przychodziło stwarzanie sytuacji strzeleckich. W 53. minucie ponownie Hateley wrzucał z rzutu wolnego, ale zawodnicy obu drużyn minęli się z piłką w polu bramkowym. W 56. minucie pokazał się Zieliński, który z prawej strony nawinął sobie Brzyskiego i lewą nogą uderzył mocno od ziemi. Wprost w Malarza. W 59. minucie z dystansu uderzał Grajciar, ale wysoko ponad bramką gości. Minutę później Marco Paixao popisał się chyba najładniejszą akcją meczu, gdy sztuczką techniczną ograł dwóch, trzech legionistów, a jego podanie trafiło do Picha, który zacentrował po ziemi do Flavio. Astiz przeciął jednak to podanie. W 64. minucie po ładnej kombinacji zza pola karnego płasko uderzył Grajciar, ale Malarz nogami wybił piłkę.
Kilka sekund później sędzia Frankowski zrehabilitował się za swój wcześniejszy błąd, gdy w 57. minucie nie podyktował karnego dla gości za zagranie ręką Pawelca. Tym razem Frankowski nie odgwizdał jedenastki za faul Brzyskiego na Flavio. W 70. minucie kolejne dośrodkowanie Legii, które zamknął Saganowski strzałem głową, ale tym razem Wrąbel obronił. W 73. minucie goście objęli jednak ponownie dwubramkowe prowadzenie. Duda zagrał genialną prostopadłą piłkę do Żyry, który wyłożył ją Kucharczykowi, a ten dopełnił formalności. Do końca meczu niewiele się już działo. W 89. minucie z wolnego próbował jeszcze Hateley, ale nie trafił w bramkę. I to by było na tyle. Śląsk poległ z Legią 1:3 i tym samym przegrał drugi mecz z rzędu na własnym stadionie.