Nie będzie twierdzy przy al. Unii 2. ŁKS rozczarował z najsłabszym zespołem wiosny
Obiekt przy al. Unii 2 zaczynano powoli nazywać twierdzą. Po Nowym Roku sam lider nie był w stanie wywieźć z Łodzi kompletu punktów ani nawet strzelić gola. Za szybko jednak pokuszono się o te określenia. W środowy wieczór podopieczni Marka Chojnackiego zawiedli i przed własną publicznością ulegli jak dotąd najsłabszemu zespołowi wiosny, Sokołowi Aleksandrów Łódzki, w pięć minut tracąc prowadzenie i pozwalając wywalczyć je rywalom.
fot. własne
Przed kolejnym, siódmym już w tym roku spotkaniem (nie liczymy walkowera z GKP Targówek), drużyna Łódzkiego Klubu Sportowego uznawana była za faworyta do zwycięstwa. Nie było w tym nic dziwnego, bo do Miasta Włókniarzy przyjeżdżał zespół, który nie mógł pochwalić się zbyt wieloma osiągnięciami. Sokół Aleksandrów był wręcz tej wiosny najsłabszy, dodatkowo stracił czołowego napastnika, co przy dobrej passie łodzian przed własną publicznością pozwalało przewidywać wynik korzystny dla gospodarzy. Ostatecznym rezultatem i tym, co działo się na boisku, zaskoczeni mogli być wszyscy.
Dobrego widowiska nie było i na to wskazywały już pierwsze minuty spotkania. Nikt jednak zapewne nie sądził, że sytuacja tak szybko ulegnie zmianie. Początek meczu wskazywał bowiem na spełnienie się przewidywań i remis bądź zwycięstwo gospodarzy. Gra toczyła się co prawda głównie w środku pola, ale to podopieczni Marka Chojnackiego częściej zapędzali się pod pole karne rywali, choć nic z tego tak naprawdę nie wynikało. Rzut karny podyktowany po zagraniu ręką Bartłomieja Gajewskiego był więc dla łodzian prezentem od przeciwników, mogącym, jak się wydawało, zadecydować o losach meczu. Tomasz Kowalski dość niepewnie ale wykorzystał jedenastkę, dając zespołowi prowadzenie.
Zdobyta bramka nie wyszła jednak biało-czerwono-białym na dobre i ich postawa w moment uległa drastycznemu pogorszeniu. Aleksandrowianie zaczęli przejmować inicjatywę i choć zapewne nie był to szczyt ich możliwości, szybko osiągnęli sukces. Ofensywna gra gości przełożyła się głównie na zachowanie defensywy gospodarzy, która musiała uciec się do nieprzepisowego zagrania. To jak się okazało kosztowało miejscowych sporo, bowiem podyktowany rzut wolny z siedemnastu metrów pewnym uderzeniem wykorzystał Piotr Klepczarek, doprowadzając do remisu. Na tym się jednak nie skończyło i wystarczyły cztery minuty, by sytuacja odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Faul Adriana Filipiaka w polu karnym nie uszedł uwadze sędziego i aleksandrowianie dostali w prezencie szansę na zwycięstwo. Nie omieszkali jej wykorzystać i sam poszkodowany, Oskar Osowski, umieścił piłkę w siatce.
Zamieniona na gola jedenastka okazała się decydująca o losach całego spotkania. Żadne z drużyn nie zdołała już bowiem doprowadzić do zmiany wyniku ani przed przerwą, ani w drugiej połowie. Nie pomogły zmiany poczynione przez Marka Chojnackiego, czyli wprowadzenie Łukasza Staronia, Dawida Sarafińskiego czy później Marcina Zimonia z Przemysławem Różyckim. Postawa gospodarzy nie uległa poprawie, pomimo że nie było już mowy o dominacji rywali i to goście mogli po końcowym gwizdku opuszczać boisko zadowoleni. Mimo że przed spotkaniem skazywani byli na porażkę, przerwali dobrą passę biało-czerwono-białych i wywieźli z Łodzi komplet punktów, zwyciężając drugi raz w rundzie wiosennej. Jako pierwsi po Nowym Roku zdobyli bramki przy al. Unii i pokonali podopiecznych Marka Chojnackiego przed własną publicznością.