Najgorszy piłkarz Premier League [KOMENTARZ]
Choć Premier League uważana jest za jedną z dwóch najsilniejszych lig na świecie, to konkurencja o miano najgorszego piłkarza w Anglii jest całkiem spora. Shola Ameobi, Ramires, Gabriel Obertan i inni tego typu gracze. Tom Cleverley postanowił jednak nie pozostawiać żadnych wątpliwości i meczem z Sunderlandem zapewnił sobie pozycję hegemona na długie miesiące.
fot. facebook.com
Zacznijmy od początku. Tom Cleverley to piłkarz, który od kilku lat uważany jest za talent angielskiej piłki. W 2011 roku wszedł na boisko za Michaela Carricka i odwrócił losy spotkania o Community Shield z Manchesterem City. Czerwone Diabły wygrały, mimo że na przerwę schodziły z dwubramkową stratą, a angielski pomocnik był jednym z ojców zwycięstwa. Od tego czasu mijają lata, a Clevz ciągle jedzie na łatce młodego talentu, choć obecnie z jakąkolwiek iskrą bożą nie ma zbyt wiele do czynienia.
Zupełnie, jak "wiecznie młode talenty" naszej Ekstraklasy. Parodysta. Podpiłkarz. Pozorant. Słabiak. Piłkarzyna. Pokraka. Marniak, a jeden z użytkowników Twittera nazwał go nawet „prekursorem na pozycji fałszywego pomocnika”. Co najgorsze, Cleverley w pełni zasługuje na wszystkie te miana. Doszło nawet do tego, że Anglicy podpisywali petycje, aby tylko piłkarz Manchesteru United przypadkiem nie pojechał na brazylijski Mundial. Hodgson posłuchał opinii ludu i zostawił 25-latka w domu. Podczas twitterowej akcji z pytaniami dla pomocnika, Clevz spotkał się z taką krytyką, że aż usunął swoje konto na portalu społecznościowym. Tom Cleverley, czyli w Wielkiej Brytanii wróg publiczny numer jeden.
W meczu z Sunderlandem Anglik pokazał wszystkie swoje przywary. Jedyne co robił bardzo dobrze, to chował się przed grą. Niech Was nie zmylą statystyki kontaktów z piłką - 25-latek wcale nie chciał jej dostawać. Ani razu nie napędził akcji szybkim podaniem, a jego długie przerzuty wołały o pomstę do nieba. Rozgrywanie polegało na tym, że Cleverley pokazywał palcem komu jego koledzy powinni podać, a w tym samym czasie stał spokojnie za plecami rywala. O jego grze w defensywie również szkoda wspominać, z kolei o sile fizycznej Kazek Węgrzyn pewnie miałby za to wiele do powiedzenia. Clevz odbijał się od rywali gorzej niż patykowaty Januzaj. W tercji ofensywnej Sunderlandu Cleverley nie zagrał ani jednego podania do przodu, a posługiwał się najczęściej krótkimi podaniami wszerz boiska, które nie dawały Czerwonym Diabłom zupełnie nic.
W działaniu van Gaala widzę tylko jeden możliwy cel – wystawił Cleverleya, żeby pokazać, jak bardzo Manchester United potrzebuje wzmocnień w środku pola. Każde inne rozwiązanie wydaje mi się nierealne. Ostatnio w angielskich mediach słyszy się o możliwym przedłużeniu przez Anglika kontraktu, ale nie chce mi się za bardzo w to wierzyć. Gdyby 25-latek nie był Anglikiem, to pewnie musiałby walczyć o miejsce na ławce rezerwowych Korony, a ta przecież szeroką kadrą nie dysponuje. Ewentualnie kupiłaby go Lechia Gdańsk, wraz z 23 innymi piłkarzami, jako tego, który przeznaczony jest do siedzenia na trybunach. Gdy patrzę na grę Cleverleya, transfer Linetty'ego do Manchesteru United wcale nie jest już taki absurdalny.
Chyba wszyscy kibice Czerwonych Diabłów mają nadzieję, że występ z Sunderlandem był dla Cleverleya ostatnim w tym sezonie. Większość fanów modli się pewnie, aby Clevz był na sławetnej liście van Gaala, wśród zawodników, których Holender chce się jak najszybciej pozbyć. Reszta sympatyków United trzyma kciuki, aby ktokolwiek chciał go kupić. I tylko Micheal Jordan musi się wstydzić, że 25-latek wybrał taki sam numer na koszulce co on.