menu

Na (legijne) kłopoty... Jodłowiec

12 lutego 2017, 13:33 | Tomasz Dębek

Lotto Ekstraklasa. W Gdyni Legia nie pokazała wielkiej siły ofensywnej. Uratowała ją jednak bramka Tomasza Jodłowca. Zespół Jacka Magiery czeka już na czwartkowe spotkanie 1/16 finału Ligi Europy z Ajaksem.

Jodłowiec wrócił do świetnej formy
Jodłowiec wrócił do świetnej formy
fot. Piotrhukalo

W popularnym serialu z lat 80. detektyw Bednarski rozwiązywał kryminalne zagadki w Wolnym Mieście Gdańsku. Tomasz Jodłowiec nie ma może wdzięku Stefana Friedmanna, ale w sobotę w Trójmieście udało mu się odpowiedzieć na ważne pytanie - czy Legia po stracie Nemanji Nikolicia i Aleksandara Prijovicia będzie strzelała gole?

Jesienią Węgier i Szwajcar zdobyli 27 z 62 bramek dla Legii. Odliczając dwa samobójcze trafienia rywali daje to 45 proc. goli drużyny. Nic dziwnego, że trudno zastąpić ten duet. Władze stołecznego klubu sprowadziły reprezentanta Czech Tomasa Necida i Daniela Chimę Chukwu, na „dziewiątce” mogą też grać Miroslav Radović, Kasper Hamalainen i Michał Kucharczyk. W sobotę w Gdyni brak sprzedanych zimą „Niko” i „Prijo” był jednak widoczny.

Necidowi trudno odmówić ambicji i umiejętności, ale wcześniej zdążył zagrać z nowymi kolegami jeden sparing. Na wkomponowanie się w drużynę będzie potrzebował trochę czasu. O tym, że warto na niego stawiać, pokazał jednak choćby w akcji bramkowej. Zaliczył asystę, wykładając Jodłowcowi piłkę jak na tacy mocnym podaniem wzdłuż linii bramkowej. Poza tym oddał trzy strzały, w tym dwa celne (jedyne, obok strzału „Jodły” w stołecznej drużynie). To też znamienne - przez 90 minut legioniści próbowali pokonać Konrada Jałochę tylko osiem razy. Rywale 12, z czego pięć uderzeń zmierzało w bramkę strzeżoną przez Arkadiusza Malarza.

- Necid potrzebuje czasu, by poznać nasz styl gry. Jest z nami dopiero od dwóch tygodni. Ale widać, że to doświadczony zawodnik, który szuka gry. W jednej z sytuacji zabrakło kilkunastu centymetrów by przejął podanie i przedarł się za linię obrony. Z każdym meczem Tomek będzie rozumiał się z kolegami coraz lepiej. Na pewno da nam dużo dobrego. Tym bardziej, że jest wysoki i potrafi odnaleźć się przy stałych fragmentach gry - ocenia Jacek Magiera. - To oczywiście inny piłkarz niż Nikolić czy Prijović. Nie ma dwóch takich samych zawodników. Najważniejsze, że Necid chce pracować. Słucha, jest otwarty na wskazówki. Jest zadowolony z tego, że trafił do Legii i zrobi wszystko, by przekonać nas do swojej osoby. I zostać tu dłużej niż tylko do końca tego sezonu - dodaje trener Legii.

Przebłyski fantastycznej gry miał Vadis Odjidja-Ofoe, zagrożenie pod bramką przeciwnika stwarzali też Radović i Vako Kazaiszwili. Efektów ich akcji było jednak niewiele. W swoje ręce losy spotkania musiał wziąć Jodłowiec, który wrócił do dawnej dyspozycji. Jesienią był bowiem cieniem „czołgu”, który przez lata taranował drugą linię rywali. Już na początku grudnia dostał wolne na odpoczynek i uporządkowanie spraw osobistych, które wpływały na jego formę.

- Bardzo cieszy mnie to, jak pokazał się w tym spotkaniu. Udowodnił, że jego praca i gra podczas sparingów w Hiszpanii nie była przypadkiem. To był „Jodła” z jego najlepszych lat. Silny, wygrywający pojedynki, zdobywający teren przez wyprowadzanie piłki do przodu. Tomek najgorsze ma za sobą. Wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, a bramka doda mu tylko pewności siebie - ocenia trener Magiera.

Legia długimi fragmentami dominowała, ale sporo pracy mieli też jej zawodnicy defensywni. Znów wyróżniał się Michał Kopczyński, spokojem imponowali też Artur Jędrzejczyk i Michał Pazdan. A w doliczonym czasie gry Malarz fantastyczną interwencją po strzale Adama Marciniaka uratował Legii trzy punkty. W perspektywie walki o tytuł zwycięstwo wywiezione z mroźnej Gdyni może okazać się bardzo ważne.

O kolejnym meczu ligowym, z Ruchem, nikt w Legii jeszcze jednak nie myśli. Najważniejszy jest czwartek i pierwsza odsłona rywalizacji z Ajaksem w Lidze Europy. Tam nie będzie miejsca na odrabianie strat, każdy błąd może kosztować awans do następnej rundy.


Polecamy