Muzem warszawskiej Legii - jedyne takie muzeum w Polsce
Dla każdego kibica piłkarskiego historia jego klubu jest świętością. Niewielu z nich potrafi jednak walczyć o to, by pamięć o przeszłości nie zaginęła w zakurzonych szafach albo nawet wysypiskach śmieci. Ba, muzea polskich klubów piłkarskich na palcach jednej dłoni policzyłby najbardziej pechowy drwal. Obecnie w całym kraju jest… jedno, na Legii. Nie powstało z inicjatywy klubu, ale dzięki wielkiej pasji i uporowi jednego człowieka – Wiktora Bołby.
- Pomysł na muzeum zrodził się bardzo dawno temu. Chodziłem z nim do kilku prezesów, już od czasów pana Romanowskiego. Wszyscy akceptowali ideę, ale odmawiali jej realizacji tłumacząc się brakiem miejsca. A eksponatów mi nie brakowało, bo od dziecka zbierałem wszystko co jest związane z Legią. Później, kiedy zostałem dziennikarzem, zacząłem poznawać coraz więcej ludzi związanych z Legią i pamiątek zrobiło się jeszcze więcej. Zdobywałem je w różny sposób. Niektóre odkupywałem od zawodników, którym nie starczało do pierwszego. Wiadomo, kiedyś piłkarze nie zarabiali tyle, co teraz – opowiada Bołba.
Jego marzenie o muzeum miało w końcu się ziścić. W styczniu 2005 przy Łazienkowskiej odsłonięto pamiątkową tablicę Kazimierza Deyny. O pokaźnej kolekcji pamiątek zebranej przez Bołbę wiedziała grupa kibiców Legii, która poprosiła go o zorganizowanie małej wystawy poświęconej legendarnemu piłkarzowi. Została ona pokazana w pubie pod trybuną Krytą. Inicjatywa bardzo spodobała się ówczesnemu prezesowi Legii Piotrowi Zygo (obecnie ponownie pełni tę funkcję). Bołba wykorzystał szansę i przekonał go do wygospodarowania miejsca na muzeum. Odpowiednia okazała się dawna klubowa świetlica, przemianowana na salon VIP. Rok później, gdy warszawski klub obchodził 90-lecie istnienia, uroczyście otwarto muzeum Legii. Jego kustoszem został oczywiście pan Wiktor. W 2010 roku muzeum zmieniło siedzibę. Na nowym stadionie jego miejsce znalazło się pod Trybuną Północną, czyli Żyletą.
Zapytany o swój ulubiony eksponat, Bołba nie jest w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. - Dla mnie każdy z nich jest ulubiony. Każdy ma swoją odrębną historię. Ludzie czasem pytają się mnie o pracę. Ale to nie praca, tylko pasja. Jako kustosz pracuję praktycznie 24 godziny na dobę. Uczestniczę w różnych aukcjach internetowych, penetruję rynek, jeżdżę na giełdy kolekcjonerów. Utrzymuję kontakty z ludźmi, którzy zbierają pamiątki. Robię co w mojej mocy, by kolekcja nadal się powiększała – zapewnia.
Sporą część swoich zbiorów Bołba otrzymał od piłkarzy. Zaczęło się od tego, że rysował ich karykatury. Zyskały one takie uznanie, że po jakimś czasie zawodnicy sami zaczęli się do niego zgłaszać i prosić o rysunki. Oferowali za nie pieniądze, ale Bołba nawet nie chciał o nich słyszeć. Zdecydowanie wyżej cenił piłkarskie pamiątki.
– Właśnie w taki sposób zdobyłem m.in. buty Romana Koseckiego, w których zagrał w finale Superpucharu Polski. Teraz to żaden problem, zawodnicy mają po kilkanaście par na sezon. Wtedy musieliśmy nieźle kombinować. Zastanawialiśmy się, jak wynieść je z magazynu żeby nikt nie zauważył. Był rok 1990. Po ostatnim meczu Koseckiego przed transferem do Galatasaray umówiliśmy się pod szatnią. Proszę sobie wyobrazić: największa gwiazda Legii w konspiracji wynosi pod płaszczem buty z magazynu. Ja odbieram je tak, żeby nikt nic nie zauważył. Normalnie jak dwaj złodzieje. (śmiech) Dziś te buty są jedną z ozdób klubowego muzeum – cieszy się Bołba.
Bywało, że o eksponaty trzeba było zbierać w mniej przyjemnych okolicznościach. - Niektóre pamiątki po Kazimierzu Deynie wyjmowałem wprost ze śmietnika. Kiedy dowiedziałem się, że wyrzucono jego rzeczy, od razu wskoczyłem do kontenera. Ludzie się ze mnie śmieli, a ja znalazłem tam wiele dokumentów, dyplomów czy listów od kibiców. Innym razem na Legii usłyszałem od palacza „Ale fajnie się hajcują rzeczy Deyny”. Mało brakowało, a w szale jego bym wrzucił do tego kotła… Jestem dumny z tego, że udało mi się uratować wiele rzeczy czytelnych dla zwiedzających. Na przykład charakterystyczną marynarkę od garnituru olimpijskiego z 1976, koszulę w paski z Mundialu 1974 czy całą serię krawatów z dużych turniejów – opowiada.
Honorowe miejsce w muzeum zajmują gabloty poświęcone Kazimierzowi Deynie i Lucjanowi Brychczemu. Można tam zobaczyć dużo więcej: działy poświęcone czasom przedwojennym, Legii w europejskich pucharach, w Pucharze Polski czy jej bramkarzom. Aby zachęcić odwiedzających do ponownych wizyt co trzy miesiące organizowane są wystawy specjalne. Obecna poświęcona jest występom reprezentacji Polski na stadionie przy Łazienkowskiej (kadra grała tam aż 72 razy, więcej niż na Stadionie Śląskim w Chorzowie). Jedna z poprzednich upamiętniała zagraniczne wojaże piłkarzy Legii. Warszawianie jako jedyny polski klub grali na wszystkich kontynentach – poza Antarktydą.
Nie zapomniano też o innych dyscyplinach sportu. Bołba podkreśla, że Legia była w przeszłości klubem wielosekcyjnym, jednym z najsilniejszych w Europie. Wielu pamiątek po medalistach olimpijskich, świata i Europy ma swoje miejsce w gablotach poświęconych boksowi, zapasom czy szermierce. – Bardzo pomagają mi znajomi, szczególnie Krzysztof Kosedowski. Należy do rodziny olimpijskiej i wykorzystuje swoje kontakty. Dzięki niemu kolekcja powiększyła się o wiele eksponatów – mówi Bołba.
Co jest głównym celem istnienia muzeum według jego kustosza? – Chcę, aby ludzie tu przychodzili i poznawali historię klubu. Niech wizyta w muzeum będzie bodźcem, który zachęci kibiców do pogłębiania swojej wiedzy o Legii – wyznaje. Na brak chętnych nie narzeka. Kolejka do wizyty zajęta jest już do końca roku. – Po cichu marzę o powiększeniu muzeum. Sam pan widzi, eksponatów jest tyle, że nie mieszczą się w gablotach. Muzeum Barcelony było powiększane trzykrotnie. Może i u nas w przyszłości da się wygospodarować jeszcze trochę miejsca? – kończy Bołba.
Trzymamy kciuki. Zwłaszcza, że dla pana Wiktora nie istnieje słowo „niemożliwe”. Oprócz muzeum zorganizował też m.in. Galerię Sław Legii i Aleję Kazimierza Deyny. To on był pomysłodawcą zastrzeżenia numeru 10, z którym występował Deyna jak też zarezerwowania krzesełka, na którym przez lata na starym stadionie Legii zasiadał Kazimierz Górski. Powiększenie muzeum wydaje się więc być kwestią czasu.