Mundial 2014. Przypominamy sukcesy Holendrów na mistrzostwach świata
Holendrzy nigdy nie mieli szczęścia co do wielkich turniejów. W ich ojczyźnie popularne jest powiedzenie "grali jak nigdy, przegrali jak zawsze", które chyba najlepiej oddaje postawę Oranje na mistrzostwach świata.
Mimo wielu wspaniałych piłkarzy, nawet w złotych latach holenderskiego futbolu "Pomarańczowym" nie udało się wygrać Pucharu Świata. Nie oznacza to jednak, że Holandia nie może pochwalić się sukcesami w mistrzostwach globu. Przed zbliżającym się mundialem przypominamy wielkie chwile drużyny z kraju tulipanów na mistrzostwach świata!
Turniej rozgrywany w Brazylii będzie dopiero dziesiątym startem ekipy Oranje w światowym czempionacie. Trzykrotnie (w 1930, 1950 i 1954 roku) nie wzięli oni udziału w imprezie, a siedem razy nie zdołali wywalczyć kwalifikacji. Holendrów na MŚ brakowało przez aż 24 lata. Po każdej burzy wychodzi jednak słońce, nie inaczej było tym razem. Nieobecność została wynagrodzona i to bardzo szybko, bo...
1974 - Złoci mimo przegranej w finale
Holendrzy wiązali wielkie oczekiwania z powrotem na mundial. Nie tylko dlatego, że mieli coś do udowodnienia w piłkarskim świecie, ale również z powodu wysypu piłkarskich talentów. Cruyff, Haan, Krol, Rensenbrink... można wymieniać naprawdę długo. Mistrzostwa rozgrywane w RFN miały przejść do historii. Po raz pierwszy nagrodą dla zwycięzcy był nowy Puchar Świata, bo Złotą Nike na własność otrzymali trzykrotni zwycięzcy imprezy - Brazylijczycy. Warto również wspomnieć, że przez kwalifikację nie zdołały przebrnąć takie potęgi jak Anglia (wyeliminowana w grupie przez Polskę), Hiszpania, Francja, czy ZSRR. Nie to jednak było największą sensacją turnieju. W roku 1974 zarządzono bowiem nowy system medali. Zwycięzca otrzymywał złote krążki, wicemistrz pozłacane, zdobywca trzeciego miejsca medale wykonane ze srebra, a czwarta drużyna - z brązu. Turniej został rozegrany w dniach 13 czerwca - 7 lipca w dziewięciu miastach, w tym w Berlinie Zachodnim.
Droga Oranje na mistrzostwa zaczęła się w europejskich kwalifikacjach w grupie trzeciej. Rywalami "Pomarańczowych" były reprezentacje: Belgii, Norwegii i Islandii. Zgodnie z oczekiwaniami, obaj reprezentanci Skandynawii zostali odprawieni z kwitkiem (kolejno: 9:0 i 2:1 oraz 5:0 i 8:1). Największy opór późniejszym wicemistrzom świata postawili Belgowie. W meczach pomiędzy tymi zespołami dwukrotnie padł bezbramkowy remis. O wyjeździe na mistrzostwa decydował więc bilans bramkowy. Mimo że Belgia nie straciła ani jednej bramki w eliminacjach, musiała się pogodzić z tym, że to nieziemsko skuteczni piłkarze Oranje wyjadą do RFN.
Pierwszy krok został więc wykonany. Drugim było wyjście z wymagającej grupy ze Szwecją, Bułgarią oraz Urugwajem. Ci ostatni zagrali z Holandią w meczu otwarcia grupy trzeciej. Po dwóch bramkach fantastycznego Johnego Repa z Ajaxu, Oranje wygrali. Świat znów zachwycił się Holandią i ich płynnym systemem gry, zwanym futbolem totalnym. Podopieczni Rinusa Michelsa zbyt szybko jednak spoczęli na laurach, bowiem w drugim meczu fazy grupowej zremisowali bezbramkowo ze Szwedami. Dopiero ostatnie spotkanie miało zadecydować o tym, kto awansuje do drugiej fazy grupowej. Przed tym meczem Holendrzy mieli punkt przewagi nad ich rywalem - Bułgarią. Mecz zakończył się zwycięstwem 4:1, a wszystkie bramki w tym spotkaniu strzelali zawodnicy Michelsa - dwie Neeskens, po jednej Rep i de Jong a autorem bramki samobójczej był Ruud Krol.
Druga runda zdawała się być jeszcze bardziej wymagająca. Brazylia, NRD i Jugosławia były przecież drużynami klasy światowej. Mimo to, Oranje nie przestraszyli się rywali, a wręcz przeciwnie - zdeklasowali ich nie tracąc ani jednej bramki! Po golach Cruyffa (dwóch), Repa i Krola jako pierwsza poległa Argentyna. Następnie ekipa Rinusa Michelsa odesłała do domu NRD (2:0 Neeskens i Rensenbrink), a w meczu o finał pokazała klasę i ograła 2:0 Brazylijczyków. Słynny Pele miał wtedy powiedzieć, że jego wymarzonym finałem byłoby starcie Holendrów z Polską, która niestety okazała się gorsza od RFN i ostatecznie zagrała w meczu o najniższy stopień podium. Oranje natomiast byli już na ustach wszystkich i nikt nie spodziewał się, że nawet piekielnie mocna drużyna RFN, na której czele stali Beckenbauer, Maier, Muller, czy Vogts będzie w stanie ich powstrzymać.
Niestety, zdaniem wielu finał rozczarował. Zamiast efektowego pokazu ofensywnego futbolu, Holendrzy po szybkim zdobyciu bramki (2 minuta, z karnego trafił Johan Neeskens) skupili się na obronie wyniku. Robili to jednak mizernie, gdyż już w 25 minucie bramkę wyrównującą zdobył Paul Breitner (również z rzutu karnego). Gdy Oranje przypomnieli sobie jaki jest ich największy atut nie mogli przedrzeć się przez znakomitą obronę gospodarzy, której przewodzili Vogts i Beckenbauer. Efektem tego była druga bramka dla RFN, autorsta Gerda Mullera, która przesądziła o tym, że zwycięzcą turnieju została ekipa gospodarzy. Kolejna szansa na zdobycie Pucharu Świata przyszła jednak bardzo szybko, bo już w ...
1978 - Gorzki smak porażki
Organizacja kolejnego mundialu przypadła Argentynie. Niestety, znów polityka wygrała ze sportem chociaż nie w takim stopniu jak przewidywano. Przed mistrzostwami władzę w kraju przejął okrutny generał Jorge Videla, który skutecznie walczył z każdym przejawem protestu wobec jego osoby, a nawet z cywilami bez wyraźnie zaznaczonych poglądów. Z tego powodu Holandia do Argentyny mogła w ogóle nie przyjechać. Tak się jednak nie stało, ale mimo to Oranje ponieśli ogromną stratę. Będący w szczytowej formie Johan Cryuff w ramach protestu przeciwko łamaniu praw człowieka nie pojechał z kadrą na mundial. Kto wie, być może, gdyby kapitalny Johan zagrał na mundialu Holendrzy nie musieliby po raz drugi zaznać smaku porażki?
Dla Holandii droga na mundial podobnie jak cztery lata wcześniej prowadziła przez europejskie kwalifikacje. W nich los był bardzo łaskawy, bowiem Oranje pod wodzą Ernsta Happela trafiła ponownie na Islandię i Belgię a trzecim grupowym rywalem była reprezentacja Irlandii Północnej - jak się później okazało, Irlandczycy z północy jako jedyni urwali punkty faworytom. Holendrzy nie byli co prawda tak skuteczni, jak w poprzednich eliminacjach, lecz również bez problemu wygrali grupę. Wobec nieobecności Cryuffa za największą gwiazdę reprezentacji uchodził Johan Neeskens.
W Argentynie Holedrom przyszło rywalizować w grupie D - z Peru, Szkocją i Iranem. Po znakomitym otwarciu imprezy i zwycięstwie 3:0 nad ekipą z Azji (trzy bramki zdobył wtedy napastnik Anderlechtu Bruksela - Rob Rensenbrik) nikt nie spodziewał się wpadki z Peruwiańczykami. Reprezentanci Peru sensacyjnie zremisowali z Holandią 0:0 i sprawa awansu do drugiej fazy grupowej znacząco się utrudniła. W ostatnim meczu fazy grupowej Oranje sprawili jeszcze większą niespodziankę przegrywająć ze Szkocją 2:3. Na szczęście dla podopiecznych Happela, wyspiarze mieli gorszy bilans bramkowy i to oni mogli przystąpić do meczów z Włochami, RFN i Austrią. Wtedy też, podobnie jak cztery lata wcześniej, odrodziła się wielka Holandia. W pierwszym meczu rozbili oni Austriaków aż 5:1 po bramkach Rensenbrika, Repa, W. van de Kerkhoffa i Brandtsa. W drugim, po wyrównanym i emocjonującym widowisku Oranje zremisowali z RFN 2:2 i w decydującym o awansie do finału meczu na Holendrów czekali już Włosi. W tym dramatycznym spotkaniu bohaterem okazał się Ernie Brandts, który najpierw skierował piłkę do własnej bramki, by później wyrównać wynik meczu. Zwycięskiego gola zdobył Arie Haan i tak oto druga szansa na Puchar Świata stała się faktem. W finale Holandii przyszło mierzyć się, podobnie jak na poprzednim turnieju, z gospodarzami imprezy - Argentyną.
Ten mecz był przede wszystkim starciem dwóch znakomitych snajperów - Rensenbrika i Kempesa. Na Estadio Monumental w Buenos Aires zgromadziło się ponad 70000 widzów, z których zdecydowana większość liczyła na zwycięstwo Argentyny. Największy gwiazdor ekipu gospodarzy zgodnie z oczekiwaniami poprowadził swoją reprezentację do tryumfu, zdobywając pierwszą bramkę w spotkaniu w 38 minucie gry. Tym razem jednak Oranje nie złożyli broni i dzielnie walczyli przez całe spotkanie, czego dowodem był wyrównujący gol autorstwa Nanninga na osiem minut przed końcem meczu. Jak się później okazało to trafienie przedłużyło jedynie agonię Holendrów. Pozbawieni swojej największej gwiazdy musieli uznać wyższość gospodarzy turnieju, którzy jeszcze dwukrotnie umieścili piłkę w bramce Jongbloeda. Jedno z tych trafień dało Kempesowi tytuł króla strzelców. Po raz kolejny Holandia musiała obejść się smakiem i tym razem na długi, długi czas...
1998 - "Grali jak nigdy, przegrali jak zawsze"
Kolejna szansa pojawiła się dopiero 20 lat później. Prowadzona przez Guusa Hiddinka reprezentacja Oranje miała chyba najmocniejszą kadrę w swojej mundialowej historii. Van der Saar, Stam, bracia de Boer, Cocu, Kluivert czy Seedorf byli wówczas znakomitymi zawodnikami cenionymi na całym świecie. Mundial we Francji stał się już bardziej komercyjny. Kolejny raz zwiększono liczbę uczestników - z 24 do 32 zespołów, bo dawało to więcej korzyści finansowych dla FIFA.
W grupie eliminacyjnej Oranje przypadło grać z... Belgią. W pięciozespołowej grupie rywalizowały również reprezentacje Turcji, Walii i San Marino. Podopieczni Hiddinka grupę wygrali bez większych problemów, bo jedynie Turkom udało się nie przegrać z naszpikowaną gwiazdami reprezentacją Holandii. Z racji zwiększenia liczby uczestników, zwiększono również liczbę grup. Tym samym Oranje trafili do grupy E, gdzie ich rywalami były zespoły Korei Południowej, Meksyku i... ponownie Belgia.
Holandia na mundialu grała w kratkę. Nie można było przewidzieć ich dyspozycji w dniu meczu. Pierwsze spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem i podziałem punktów w Belgami. W drugim meczu fazy grupowej zawodnicy Hiddinka nagle odżyli i rozbili Koreę aż 5:0 (Cocu, Overmans, Bergkamp, van Hoojidonk i R. de Boer), by w ostatniej grupowej potyczce zaledwie zremisować (2:2) z Meksykiem. Taka postawa nie wróżyła nic dobrego, ale koniec końców udało się wywalczyć awans z pierwszego miejsca. W fazie pucharowej pierwszym rywalem Holandii była Jugosławia. Niekwestionowanym bohaterem meczu i całego kraju był Edgar Davids, który w 92 minucie zdobył drugą, zwycięską, bramkę i wyrzucił za burtę dobrze spisujących się Jugosławian. Ćwierćfinałowy mecz z Argentyną miał zresztą podobny scenariusz. Znów wygrana, znów 2:1 i znów w ostatnich minutach gry. Tym razem, to autor pierwszej bramki przeciwko Jugosławii, Denis Bergkamp był na ustach całej Holandii. Piłkarze Hiddinka grali, więc dobrze, ale przede wszystkim - dostarczali niesamowite emocje. Szczęścia zabrakło dopiero w półfinałach, chociaż i tym razem udało się zmienić losy spotkania na kilka minut przed jego zakończeniem. Genialni Brazylijczycy prowadzili po bramce Ronaldo, ale w 87 minucie za sprawą Kluiverta finał wyślizgnął im się z rąk. Canarinhos potrafili jednak obudzić się z letargu i w serii rzutów karnych pozbawili Oranje marzeń o zwycięstwie w mistrzostwach świata. Załamani piłkarze nie potrafili podnieść się po tej porażce i przegrali również starcie o brązowy medal z rewelacją turnieju - Chorwacją. Hiddink i spółka ponownie więc nie potrafili postawić kropki nad i, kolejny raz tracąc szansę na końcowy tryumf...
2010 - Minimalnie gorsi od La Furia Roja
Mistrzostwa w RPA to wciąż jeszcze świeży temat. Pierwszy mundial w Afryce rozegrany został według sprawdzonej formuły: kwalifikacje - osiem czterozespołowych grup i faza pucharowa. Holendrzy na ten turniej jechali jako faworyci, byli bowiem czwartą drużyną w rankingu FIFA, a w składzie Oranje grali tacy zawodnicy jak Arjen Robben czy Wesley Sneijder - gwiazdy światowego formatu. Do podopiecznych trenera Berta van Marwijka przylgnęła metka "królów eliminacji". Nic dziwnego - w kwalifikacjach do mundialu w RPA grali jak natchnieni zwyciężając wszystkie osiem spotkań i tracąc zaledwie dwie bramki.
Sam turniej rozpoczął się równie udanie, od zwycięstwa 2:0 nad Danią w Johannesburgu. W drugim meczu, rozgrywanym w Durbanie Holandia ograła skromnie Japonię (1:0) i tym samym zapewniła sobie awans do 1/8 finału. Oranje nie spoczęli jednak na laurach, bo w ostatnim starciu z Kamerunem również wygrali a bramki dla drużyny van Marwijka zdobyli znakomici snajperzy: Robin van Persie i Klaas-Jan Huntelaar.
Los był dla Holendrów niezwykle łaskawy, bowiem w kolejnej rundzie ekipa Oranje trafiła na przeciętnych Słowaków. Nasi południowi sąsiedzi nie byli w stanie przeciwstawić się rywalowi z najwyższej półki, a bramki Robbena i Sneijdera wyeliminowały Słowację z turnieju mistrzowskiego. Holandia szła jak burza, a ich następnym rywalem byli mierzący w złoto Brazylijczycy. Po pasjonującym spotkaniu awans wywalczyli podopieczni van Marwijka, a obydwie bramki zdobył rozgrywający wspaniałe zawody Wesley Sneijder. Zdawało się, że nikt nie zatrzyma pędzącej po tryumf Mechanicznej Pomarańczy. Niewiele brakowało Urugwajczykom, którzy przez cały mecz gonili wynik, by w końcu ulec 2:3. Niemożliwego dokonali jednak Hiszpanie, którzy do perfekcji opanowali i rozwinęli taktykę Michelsa - futbol totalny. Po zaciętym i brutalnym widowisku w finale mistrzostw świata znów przegrała Holandia. Znów nieznacznie, bo jedynie 1:0 i to po dogrywce.
***
Czy jeszcze kiedyś zobaczymy tak wspaniałe drużyny Oranje, które będą w stanie dokonać tego co nie udało się m.in. van Bastenowi, Sneijderowi czy Cruyffowi? Zobaczymy. Najbliższa okazja rozpocznie się za 12 dni.
Mundial 2014 - dowiedz się wszystkiego na temat Mistrzostw Świata w Brazylii!