menu

Kawa z Kraju Kawy: Argentyna wierzy w uśmiech losu, Niemcy we własną moc

12 lipca 2014, 16:01 | Krzysztof Kawa

„Pokażemy wam, jak się gra z Niemcami” - wołają argentyńscy fani do Brazylijczyków na ulicach Rio de Janeiro. Zjeżdżają ich tutaj prawdziwe tłumy. Służby porządkowe zostały postawione w stan najwyższej gotowości.

Kawa z Kraju Kawy - czytaj blog naszego wysłannika w Brazylii

Argentyńskie koszulki widać wszędzie – na ulicach, w metrze, na każdym placu miasta. Są pewni siebie, wręcz butni. Ich entuzjazmu wyrażanego na plaży Copacabana i w barach Lapy nie gasi nawet padający deszcz. Jednak Niemcy, których jest tu nieporównanie mniej, ani myślą im ustępować. Jutro na Maracanie czeka nas bitwa dwóch butnych narodów.

Zwycięzca w zasadzie jest już znany. Zespół, który rozbił Brazylię 7:1 nie może kilka dni później przegrać. To po prostu nie mieści się w głowie. Chyba, że w loteryjnych warunkach, po rzutach karnych.

Argentyńczycy upatrują szansy w Leo Messim i wierzą w uśmiech losu. Może nawet, nie przyznając się do tego głośno, bardziej pokładają nadzieję w tym drugim. Bo nie ma bardziej przesądnego narodu w Ameryce Południowej jak oni. W sztabie reprezentacji na mistrzostwa, jako dyrektor generalny, znajduje się Carlos Bilardo. Ostatni z trenerów, który wywalczył z Argentyną tytuł (1986) i ostatni, który doprowadził ją do finału (1990). Dlatego możemy być pewni, że wszystko to, co przyniosło drużynie Alejandro Sabelli szczęście przed dotychczasowymi meczami, zostanie powtórzone przed finałem.

Bilardo bowiem to król przesądów. - Moje rytuały? Mam ich tyle, że przestałem liczyć – opowiadał. - Przed trzema laty proboszcz Lujan powiedział mi, że w religii nie ma przesądów. No więc od tamtej pory nazywam je swoimi zwyczajami - śmieje się.

„Zwyczaje” - według badań Instytutu Ipsos - ma niemal każdy z Argentyńczyków. W trakcie serii rzutów karnych na stadionie w Sao Paulo Sergio Romero zachowywał się zupełnie inaczej niż bramkarz Holandii. Nie prowokował rywali, nie pajacował. Za każdym razem powtarzał swój rytuał – przechodząc tam i z powrotem wzdłuż linii bramkowej bardzo dokładnie ją uklepywał korkami, po czym uderzał otwartą dłonią w każdy z słupków. Obronił dwie „jedenastki”.

Dostrzegliśmy Bilardo w drodze do autokaru na stadionie Arena Corinthians ubranego w elegancki garnitur. Przyniósł szczęście drużynie w Sao Paulo, więc ten sam założy na jutrzejszy mecz w Rio de Janeiro. - Fartowny ubiór to najważniejszy czynnik prowadzący do zwycięstwa. W tym względzie nie ma żadnych odstępstw – tłumaczył „Wielki Nos”.

Niemcy to ostatni naród na świecie, który można by posądzić o wiarę w moc rytuałów. W przeciwnym wypadku nie mieliby wątpliwości, że przed meczem z Argentyną należy odrzucić tradycyjne białe koszulki i założyć te same, które przyniosły szczęście w starciu z Brazylią. Zresztą postawienie na „Flalemanhę”, jak nazywa się w Brazylii trykot w bordowo-czarne pasy, miałoby jeszcze jedno, bardzo przyziemne uzasadnienie. Okazuje się bowiem, że pomysł Adidasa na nawiązanie w mundialowej propozycji dla niemieckiej kadry do barw klubu Flamengo był strzałem w dziesiątkę. Stroje cieszyły się tak dużym powodzeniem u brazylijskich kibiców, że już w pierwszej fazie mistrzostw zostały wymiecione ze sklepowych półek. W porównaniu z mundialem w 2010 roku sprzedano ich dwukrotnie więcej, a przecież dojście Niemców do finału to woda na młyn dla marketingowych planów koncernu. Choć nie można wykluczyć, że po pogromie w Belo Horizonte „Flalemanha” stała się dla miejscowych fanów najbardziej znienawidzonym symbolem upokorzenia...

Bez względu na wzór koszulki, Niemcy wierzą, że po finale zmieni się na niej jeden istotny szczegół – nad emblematem federacji będzie można umieścić czwartą gwiazdkę. Z dotychczasowych trzech tytułów ostatni trafił w ich ręce w 1990 roku po finale właśnie z Argentyną. Tamten mecz nie był porywającym widowiskiem, tak samo jak cały mundial we Włoszech. Jutrzejszy ma zwieńczyć jeden z najpiękniejszych turniejów w historii, więc oczekiwania są nieporównanie większe.

Powtórki wyniku 7:1 nikt nie zakłada, bo obie drużyny zasłynęły w Brazylii z piekielnie mocnych defensyw. Za ofensywę chwalone były mniej, ale, co ciekawe, mimo ostatniej kanonady Niemców w Belo Horizonte, statystyki pokazują, że w dotychczasowych meczach to Argentyńczycy oddali więcej celnych strzałów na bramkę (95 do 88). Ponadto minimalnie dłużej utrzymywali się przy piłce (średnio 57 procent czasu gry, wobec 56 procent Niemców), za to przebiegli mniej kilometrów (683,5, zaś rywale 695,8). Joachim Loew, spacerując wczoraj po plaży w Santo Andre, miał o czym myśleć.

W czasie gdy Niemcy będą dziś lecieć ze swojej bazy w prowincji Bahia do Rio de Janeiro, cała Brazylia wstrzyma oddech przed meczem o trzecie miejsce z Holandią. Nikt nie wie, czy gospodarze doszli do siebie po wtorkowej katastrofie. W Belo Horizonte najpierw zawalił się wiadukt, doprowadzając do śmierci dwie osoby, a kilka dni później runęły nadzieje 200-milionowego narodu na wygranie mundialu. Przesądni, których wśród Brazylijczyków także nie brakuje, nie mogli otrzymać lepszego dowodu na sensowność swoich przekonań.

Bez względu na wynik Luiz Felipe Scolari nie odpokutuje w Brasilii win. 39-letni Juninho Pernambucano, którego Felipao pominął w selekcji na mundial w 2002 roku, dzisiaj bierze srogi rewanż i stanowczo domaga się, by selekcjoner podał się do dymisji jeszcze przed meczem z Holandią. Oliwy do ognia dolał też Ronaldo, publikując na Instagramie swój obrazowy komentarz do klęski Brazylii. „Nagrody Nobla: Niemcy - 102, Brazylia - 0. Myślicie, że 1:7 to klęska?”. Mistrz świata sprzed dwunastu lat natychmiast doczekał się wielu ripost od kibiców, choćby takiej: „Brazylia była przez wieki wykorzystywana przez Europejczyków. (…) Ty zbudowałeś swoją reputację dzięki temu krajowi, a co poza zdobyciem Pucharu Świata dla niego zrobiłeś?”.

Największym echem odbiło się jednak wystąpienie Neymara, pierwsze po odniesieniu kontuzji. Bardzo emocjonalne, przerywane łzami, gdy mówił o swoich przeżyciach z ostatnich dni. Na koniec ogłosił, że w finale będzie kibicował Messiemu: - To mój przyjaciel. Zasługuje na Puchar Świata.

Krzysztof Kawa, Rio de Janeiro

Kawa z Kraju Kawy - czytaj blog naszego wysłannika w Brazylii


Polecamy