Mundial 2014. Przypominamy wielkie chwile Włochów na mundialach (cz. 1)
Reprezentacja Włoch na Mundialu w Brazylii powalczy o swój piąty Puchar Świata. Dla Italii będzie to już osiemnasty występ na mistrzostwach świata. Jak dotychczas radzili sobie Włosi? Jak wyglądały ich wielkie triumfy? Zapraszamy na powrót do przeszłości, czyli przypomnienie sukcesów Squadra Azzurra na mundialach!
fot. Wikimedia Commons
W pierwszej części naszego repetytorium cofniemy się aż o 80 lat! Pierwsze wielkie sukcesy Włochów dotyczą bowiem pierwszych turniejów o mistrzostwo świata. W naszej podróży zawędrujemy do końcówki lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku, kiedy na mundialu z piłkarzami Italii z sukcesem rywalizował m.in. obecny prezes PZPN - Zbigniew Boniek.
1934 - Pierwsze mistrzostwo Włochów
Drugie w historii mistrzostwa świata i zarazem pierwsze rozgrywane na włoskiej ziemi. Ówczesny dyktator Benito Mussolini zabiegał o organizację turnieju tak mocno, że mimo światowej świadomości o sytuacji politycznej w kraju (Mussolini oficjalnie był premierem, lecz miał tytuł dyktatora - duce). Za jego rządów Włochy miały ustrój faszystowski) FIFA odrzuciła ofertę Szwedów. Do Italii przyjechało 16 zespołów (dziesięć z nich debiutowało na MŚ), po raz pierwszy również rozgrywane były kwalifikacje. Na turnieju nie pojawili się obrońcy tytuły - Urugwajczycy, którzy "odgryźli się" europejskim zespołom za zbojkotowanie turnieju rozgrywanego na ich ziemi. Zobaczyliśmy za to aż dwunastu reprezentantów Europy. Od początku jasne było, że reprezentacja gospodarzy będzie faworytem. Nie tylko ze względu na wspaniałych piłkarzy, w tym "argentyński zaciąg" - pierwsi naturalizowani piłkarze (tzw. oriundi) w historii kadry Włoch. Wśród nich był m.in. wicemistrz świata sprzed czterech lat, Argentyńczyk Luis Monti. Włosi byli jednak faworytami również ze względów politycznych. Mussolini nie mógł bowiem pozwolić na porażkę swojej drużyny, mimo że tak naprawdę nie interesował go futbol. Zwycięstwo Włochów miało mieć rolę propagandową, a sam Duce zadbał o to, by obyło się bez niespodzianek co potwierdzają informacje o rzekomym przekupywaniu sędziów, czy też groźbie śmierci dla znakomitego trenera kadry - Vittorio Pozzo, w razie gdyby ten nie wygrał mundialu.
Nie wolno jednak odbierać zasług zawodnikom Squadra Azzurra. Reprezentacja Włoch miała bowiem po swojej stronie również czysto sportowe atuty. Niekwestionowaną gwiazdą kadry była legenda Interu Mediolan i trzykrotny król strzelców włoskiej ligi - Giuseppe Meazza. 1980 roku jego imieniem nazwano stadion, na którym mecze rozgrywają obydwa wielkie kluby z Mediolanu, Inter oraz Milan. Meazza jest drugim najskuteczniejszym strzelcem Italii w historii, a na Mundialu w 1934 zdobył dwie bramki w tym niezwykle ważną, zwycięską w powtórzonym meczu półfinałowym z Hiszpanią.
Droga Włochów do mistrzostwa nie była prosta. Po pierwszym znakomitym spotkaniu, w którym ograli USA aż 7:1 i tym samym wyeliminowali "Jankesów" z turnieju (we Włoszech nie rozgrywano meczów fazy grupowej, a 16 zespołów podzielono na pary), przyszła lekka zadyszka. Dobrze dysponowani Hiszpanie postawili się Italii i do wyłonienia półfinalisty potrzebny był dodatkowy mecz ćwierćfinałowy. Bohaterami obydwu spotkań byli bramkarze - Ricardo Zamora z Hiszpanii oraz Giampiero Combi. Ostatecznie jednak zwyciężyła drużyna z Półwyspu Apenińskiego co oznaczało, że trzeciego czerwca w Mediolanie zagrają z niezwykle silną drużyną Austrii, zwaną również "Wunderteam". Jak się później okazało nawet wspaniały Matthias Sindelar nie był w stanie powstrzymać Squadra Azzurra. Trafienie Enrique Guaitai dało awans do finału, gdzie już czekał sensacyjny pogromca III Rzeszy - drużyna Czechosłowacji. Gospodarze wrócili z dalekiej podróży, bowiem na dziewiętnaście minut przed zakończeniem spotkania stracili oni bramkę. Cały stadion wręcz zamarł, a Mussolini powoli szykował się do przyjęcia wielkiej porażki. Podopieczni Vitoria Pozzo nie stracili jednak głowy i zdołali doprowadzić do wyrównania, by potem w dogrywce zapewnić sobie zwycięstwo i wznieść w górę Puchar Świata. Bramki w finale zdobyli Angelo Schavio - najlepszy snajper reprezentacji na mundialu oraz Raimundo Orsi. W Italii uznano więc mundial za wielki sukces, a sam Duce zanotował kolejną udaną propagandę. Włosi jednak na tym nie zakończyli swojej złotej ery. Cztery lata później bowiem...
1938 - Italia znów zwycięska, Pozzo obronił Puchar Świata!
Do Francji Włosi przyjeżdżali już nie tylko jako zwycięzcy poprzednich mistrzostw świata, ale również mistrzowie olimpijscy. Dwa lata wcześniej triumfowali bowiem w Igrzyskach w Berlinie. Na mundialu w 1938 roku zagrało czterech mistrzów świata sprzed czterech lat: Giovanni Ferrari, Giuseppe Meazza, Eraldo Monzeglio i Guido Masetti. Mistrzostwa Świata we Francji były szczególne, bowiem po raz pierwszy zagrała na nich nieparzysta liczba zespołów - wszystko przez połączenie się Niemiec i Austrii, która wywalczyła awans na imprezę. Wielkie święto piłki nożnej nie budziło jednak entuzjazmu z uwagi na zbliżającą się II wojnę światową. Świat czekały przemiany i mimo zbawiennej, magicznej mocy futbolu nie zdołała ona tym razem wyrzucić smutku z ludzkich umysłów. Kolejny raz mundial zbojkotowali Urusi, a tym razem zabrakło również Argentyny i ponownie - Anglii.
Włosi jako obrońcy tytułu nie musieli brać udziału w kwalifikacjach poprzedzających rundę finałową - podobnie jak cztery lata wcześniej nie rozgrywano fazy grupowej, a 1/8 finału. W pierwszym spotkaniu we Francji Italia spotkała się z Norwegią. Po, nieoczekiwanie, zaciętym spotkaniu potrzebna była dogrywka. Sprawę awansu rozstrzygnął następca Meazzy w roli lidera zespołu - Silvio Piola. Piola to najlepszy strzelec w historii Serie A z 247 bramkami na koncie oraz trzeci, po Meazzie snajper zespołu narodowego z trzydziestoma trafieniami. Na mundialu w 1938 roku zdobył jedną szóstą swoim bramek dla reprezentacji. Po ograniu Norwegów na drodze do obrony tytułu stanęli gospodarze imprezy - Francuzi. Mecz ten przeszedł do historii nie tyle ze względu na wspaniałe widowisko, co towarzyszącą mu oprawę. Squadra Azzurra zagrała bowiem w czarnych strojach - symbolach faszystowskiego systemu Mussoliniego, a kibice z Italii zgromadzeni na stadionie w ramach protestu dopingowali... Francuzów. Nie przeszkodziło to jednak Włochom w odniesieniu kolejnego zwycięstwa. Na dwa gole Pioli i jeden Colaussiego odpowiedział jedynie Heisserer. Mecz zakończył się wynikiem 1:3 i chyba nikt nie miał już wątpliwości, która drużyna jest najlepsza na świecie w okresie przedwojennym.
Tym, którzy wątpili zafundowano jednak "prezent" - w półfinale na piłkarzy Pozzy trafili Brazylijczycy. Wielu uznało ten mecz za przedwczesny finał mistrzostw. Canarinhos wcześniej wyeliminowali m.in. Polskę, po wspaniałym spotkaniu zakończonym wynikiem 6:5 i czterech bramkach Ernesta Wilimowskiego, co stanowiło rekord bramek zdobytych przez jednego zawodnika w meczu MŚ aż do 1994 roku, kiedy rosjanin Salenko wbił 5 goli Kamerunowi. Wielkim błędem szkoleniowca Brazylii, Ademara, było nie wystawienie do gry najlepszego zawodnika zespołu, a także, jak się później okazało, najlepszego strzelca turnieju Leonidasa. Ademar był tak pewny zwycięstwa swojej drużyny, że dał odpocząć Leonidasowi, by ten zagrał w finale w stu procentach zdrowy. Niestety, dla niego, te plany niedługo po rozpoczęciu drugiej częśći gry popsuli do spółki Colaussi i Meazza. Brazylijczyków stać było jedynie na bramkę honorową, którą zdobył Romeu. Italia w finale miała zmierzyć się z równie wielką reprezentacją Węgier.
Zachęceni sukcesami w poprzednich meczach Włosi, szybko ruszyli do ataku. Już w szóstej minucie meczu wynik otworzył Colaussi. Mistrzowie Świata nie mogli jednak długo cieszyć się z prowadzenia. Już dwie minuty później wyrównał Titkos. To jednak był koniec emocji ze strony Węgrów. W szesnastej minucie gry do bramki trafił Piola, dwadzieścia minut później podwyższył świetnie dysponowany Colaussi, a osiem minut przed końcem meczu swoją drugą bramkę zdobył również Piola. Wcześniej jednak, chociaż na chwilę, nadzieję Węgrom dał Gyorgi Sarosi.
Wielki triumf Włochów był zarazem wielkim triumfem Vittorio Pozzo. Do dziś jest on bowiem jedynym trenerem, który zdołał obronić Puchar Świata. Później jednak przyszły chude lata i aż do...
1970 - Brazylia rozwiewa marzenia o powrocie na szczyt...
Włosi nie zdobyli medalu mistrzostw świata przez 32 lata! Co prawda warto dodać, że z powodu wojny kolejny mundial rozegrano dopiero w 1950 roku, gdy czas wielkich piłkarzy w Italii minął. Mundial zyskał jednak na wartości i zmienił swoją formułę. Szesnaście drużyn wyłonionych w eliminacjach grało już w systemie grupowym. Pierwszy raz w historii można było również przeprowadzać zmiany - dwie dla każdej drużyny w meczu. W Meksyku, gdzie rozgrywane były mistrzostwa globu zagrały m.in. Maroko, Salwador, czy Izrael.
Reprezentacja Włoch wzięła udział w kwalifikacjach, w których trafiła do grupy trzeciej - z NRD i Walią. Squadra Azzurra poradziła sobie bez problemu, wygrywając trzy spotkania i remisując jedynie z NRD w meczu wyjazdowym. Liderami niezwykle silnej kadry Italii byli wówczas Sandro Mazzola, Gianni Rivera, Dino Zoff, czy też najskuteczniejszy strzelec w historii reprezentacji - Luigi Riva. Po wcześniejszych niepowodzeniach, świeżo upieczeni mistrzowie Europy mieli jeden plan - w Meksyku Włochy miały powrócić na szczyt piłkarskiego świata.
Nie było to jednak łatwe. W grupie B, podopieczni Ferrucio Valcareggiego trafili na Szwedów, Urugwajczyków oraz reprezentację Izraelu. W pierwszym spotkaniu, ze Szwedami, Włosi zanotowali skromną wygraną po bramce Domenghiniego. Było to jedyne spotkanie wygrane przez Włochów w fazie grupowej, a także jedyna bramka zdobyta w tym etapie mistrzostw świata. Pozostałe dwa mecze - z Urugwajem i Izraelem zakończyły się bowiem bezbramkowymi remisami. Mimo tego drużyna Valcareggiego wyszła z grupy z pierwszego miejsca i w 1/8 finału zmierzyła się z gospodarzami turnieju - Meksykiem. Przewaga dwukrotnych mistrzów świata była widoczna już od pierwszych minut, ale to Meksyk za sprawą Gonzaleza wyszedł na prowadzenie jako pierwszy. Gospodarze mundialu byli jednak bezsilni wobec nacierającego rywala i w efekcie tego przegrali aż 1:4 po dwóch golach Rivy, jednym Rivery oraz samobójczym trafieniu Guzmana.
W półfinale Włochów czekało już dużo trudniejsze zadanie. Na przeciwko Italii stanęli bowiem zawodnicy reprezentacji RFN z tuzami światowej piłki, jak chociażby król strzelców mundialu Gerd Mueller. Nie starczyło to jednak, by zatrzymać rozpędzoną Italię. W regulaminowym czasie gry, remis uratował Schnellinger. Prawdziwe strzelanie rozpoczęło się jednak w dogrywce. W ciągu 30 minut padło aż pięć bramek, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej ani nigdy później. Górą ponownie byli Włosi. Minutę po wyrównującym trafieniu Muellera do bramki RFN trafił Gianni Rivera i tym sposobem sen o trzecim triumfie w mistrzostwach globu zaczął się spełniać.
Jednak nie spełnił się. W finale Włosi doznali chyba największej klęski w historii ich gry na mundialach. Bezlitośni Brazylijczycy, którzy mieli w swoim składzie legendarnego Pelego i świetnego Jairzinho obnażyli słabość Squadra Azzurra i wykorzystali brak Ranieriego wygrywając aż 4:1. Zrozpaczeni piłkarze schodzili z boiska ze spuszczonymi głowami, a kolejna szansa na zdobycie Pucharu Świata nadeszła w roku...
1978 - Brazylijskie deja vu
W 1978 roku największa piłkarska impreza na świecie zawitała do Argentyny. Turniej rozegrano na nowych zasadach. Szesnaście zespołów podzielono na cztery grupy, z której awans wywalczyły dwie najlepsze ekipy. Osiem zespołów utworzyło kolejne dwie grupy, których zwycięzcy mieli zagrać w finale, a zespoły z drugich miejsc miały walczyć o brązowy medal. Turniej rzecz jasna poprzedziły eliminacje w poszczególnych piłkarskich konfederacjach.
Włosi już w eliminacjach do mundialu miały niezwykle trudne zadanie. Z grupy z Anglią, Finlandią i Luksemburgiem wyszli jedynie dzięki lepszemu bilansowi bramek, wyprzedzając Brytyjczyków. Niekwestionowanym liderem kadry Italii był doświadczony golkiper Dino Zoff, a grą zespołu dyrygował wówczas jego klubowy kolega - Roberto Bettega. Na mistrzostwa świata Squadra Azzurra nie jechała w roli faworyta. W przeciwieństwie do zespołu sprzed ośmiu lat, brakowało indywidualności, ale mimo to trener Enzo Bearzot nie rezygnował z marzeń o medalu. Te rozbudziło wygranie grupy przed Argentyną, Francją i Węgrami po dość pewnych zwycięstwach w każdym spotkaniu. Po dwie bramki w fazie grupowej zdobyli Paolo Rossi i wspomniany wcześniej Bettega.
Druga runda grupowa była już zdecydowanie trudniejsza. Na Włochów czekali Holendrzy, Austriacy i reprezentanci RFN. Pierwszy mecz - z RFN, zakończył się bezbramkowym remisem i już wtedy Bearzot zdawał sobie sprawę, że finał stał się prawie nieosiągalny. Ciężko było bowiem przypuszczać, żeby Włosi ograli znakomitych, chociaż bez Johana Cryuffa, który protestował przeciwko rządowi Argentyny i łamaniu przepisów praw człowieka w tym kraju, Holendrów. W kolejnym meczu udało się jeszcze ograć Austrię po bramce Paolo Rossiego. Tak jak przypuszczano, drużyna Oranje okazała się jednak zbyt mocna. Bohaterem spotkania został Ernie Brandts, który najpierw strzelił bramkę samobójczą, a potem wyrównał wynik spotkania. Zwycięskie trafienie zaliczył Arie Haan. Włosi byli już jedną nogą z powrotem w domu, jednak zwycięstwo Austrii nad RFN w ostatnich minutach spotkania sprawiło, że mimo słabej gry Italia miała szansę na brązowy medal mistrzostw świata. Na Włochów czekali jednak Brazylijczycy, którzy wcześniej wyeliminowali z turnieju Polaków.
Mecz o trzecie miejsce również miał swoją dramaturgię i nieoczekiwane zwroty akcji. Po pierwszej połowie prowadzili podopieczni Bearzota, a na listę strzelców wpisał się Franco Causio. Po przerwie jednak zabrakło wiary, a może też sił do walki i brazylijskie deja vu stało się faktem. Tym razem jednak Canarinhos pozbawili Włochów nie zwycięstwa w finale, ale medalu. Po golach Nelinho i Dirceu reprezentacja Italii musiała zadowolić się czwartą lokatą. Mimo wszystko, był to jednak duży sukces.
***
Pierwsza część powtórki z historii za nami. Mam nadzieję, że przybliżyłem wam historię sukcesów reprezentacji Włoch na mistrzostwach świata. Na tym jednak nie zakończy się ta seria, bowiem już cztery lata później Włosi dopięli swego i zwyciężyli po raz trzeci. Ten triumf zasługuje już jednak na osobny artykuł.
Więcej newsów o włoskiej kadrze przeczytasz śledząc profil autora na Twitterze!