menu

Klątwa Skorży, klątwa Rosenborga, czyli Legii droga przez mękę... [KOMENTARZ]

8 sierpnia 2013, 00:40 | Michał Jackowski

Na szatnię warszawskiej Legii w ostatnim czasie rzucono co najmniej dwa uroki. Czy piłkarzom i włodarzom klubu udało się je odczarować? Czy ta odrobina magii przyniesie upragniony awans do piłkarskiego raju?

Legia jest już pewna gry w europejskich pucharach przynajmniej do grudnia
Legia jest już pewna gry w europejskich pucharach przynajmniej do grudnia
fot. sylwester wojtas

Czarnoksiężnik Skorża

Gdy trochę ponad rok temu Jan Urban ponownie wszedł do szatni Legii, swoje słynne -„dzień dobry”, skierował do drużyny rozbitej. Rozbitej i upokorzonej przebiegiem końcówki poprzedniego sezonu. Zespół prowadzony, wtedy przez Macieja Skorżę, w absurdalny wręcz sposób przegrał walkę o mistrzostwo Polski ze Śląskiem Wrocław. Celem nowego trenera Wojskowych było oczywiście odbicie mistrzowskiego tronu, ale środkiem do tego celu musiało być spowodowanie tego, że zawodnicy Legii uwierzą we własne możliwości.

Trener Skorża całkiem nieświadomie rzucił na legijną szatnię klątwę. W praktycznie każdym meczu kolejnego sezonu zawodnicy Legii grali spętani, przestraszeni, niepewni swoich umiejętności. Mimo tego że Legia wygrała 20 spotkań, a tylko 3 przegrała, to praktycznie w żadnym meczu nie zachwycała. Często bywało tak, że to legioniści tracili pierwsi bramkę i wtedy już nie mając wyjścia udowadniali swoją wyższość na boisku, a gdy strzelali bramkę jako pierwsi bardzo często doprowadzali do nerwowych końcówek. Nie potrafili w pełni zdominować przeciwnika, spokojnie wypunktować i unaocznić dużą różnicę klas, która najdobitniej było widać w wyjazdowym meczu w Poznaniu. Chyba jedynym meczu ligowym, w którym Legia nie była zdecydowanym faworytem, a rozbiła lechitów w sposób nie pozostawiający złudzeń, kto był lepszy.

Wszystkie pozostałe spotkania grane były w myśl zasady: - a co będzie jak się nam znów nie uda? Sam trener Urban żartował, że jeśli teraz Legia nie zdobędzie mistrzostwa to kibice wsadzą nas do worków i wrzucą do Wisły. Piłkarzom nie było jednak do śmiechu i sami zamęczali i siebie i kibiców swoją przeciętną, ale suma sumarum skuteczną grą.

Mistrzowski talizman

Dopiero gdy nadszedł ten piękny dla stołecznych piłkarzy dzień, a Legia sięgnęła po długo upragniony tytuł, kamień spadający z serc zawodników słychać było od Bałtyku po szczyty gór, w zawodnikach Legii doszło to ogromnej przemiany. Z topornie grających rzemieślników, przemienili się w Panów Piłkarzy. Jeszcze na koniec sezonu, w akcie zemsty, pokonali Śląsk Wrocław 5-0, a potem w nowym już sezonie nie pozostawiali złudzeń kolejnym rywalom.

Wysokie zwycięstwa, chęć dobicia przeciwnika za wszelką cenę i ładny, widowiskowy styl, który w polskiej lidze jest rzadkością. Gracze Legii nie obawiali się już straty bramki, ba w obronie zdarzały się kiksy, czasami wręcz niesmaczne, ale nie zmniejszało to chęci zdobywania jak największej ilości bramek. Michał Żyro powiedział krótko: – Mistrzostwo, które zdobyliśmy było naszym celem, a teraz gramy bez presji. Legioniści wiedzą, że w kraju są najlepsi. Wiedzieli o tym od dwóch lat, ale dopiero teraz przekłada się to na spokój, opanowanie i zwykłą radość z gry w piłkę. Rok pokory, a nawet strachu teraz przynosi żniwa. Gdy dodać do tego niespotykaną w kraju rywalizację na każdej pozycji, to widać jak na dłoni dlaczego każdy z zawodników stara się błyszczeć w każdej minucie na boisku. Wie, że jeśli choć na chwilę odpuści może na długo wylądować na ławce, a nawet trybunach.

Urok Rosenborga

W europejskich pucharach niestety widzimy inną drużynę. Kopię tej z zeszłego sezonu równie przestraszoną i równie nie pewną swojej siły. Ktoś powie, że nie ma co porównywać, bo inny poziom sportowy rywali, że to całkiem inny sport. Czy aby na pewno ? Rywal z Walii, którego nazwy pewnie już nikt nie pamięta, miałby problem z utrzymaniem się w naszej Ekstraklasie, a i w I lidze nie byłby faworytem do awansu. Molde? Ok, solidna ekipa, twardych, szybkich graczy, ale to nie są piłkarscy bogowie. Jednakże, legioniści szczególnie w pierwszym meczu zagrali z takim respektem, jakby mierzyli się z Manchesterem United, a nie tylko klubem, który trenuje legenda tej wielkiej angielskiej drużyny. Nogi piłkarzom Legii pętała też inna „wielka firma”, czyli rywal z poprzedniego sezonu - Rosenborg. Radović i spółka znowu powtarzali sobie – a co będzie jak się nie uda? Czy kibice odwrócą się od nas, jak nie zrealizujemy celu i na jesieni nie zagramy w europejskich pucharach. Klątwa rzucona przez inny norweski klub mogła spowodować, by kolejny sezon Legii zabrakło w prestiżowych europejskich rozgrywkach.

Droga do raju?

Na obie klątwy znaleziono w Warszawie talizmany. Przekleństwo ligowe odczarował trener Urban, wraz z prezesem Leśnodorskim, a tę Rosenborga sami piłkarze eliminując po mękach Molde. Czy teraz, gdy Legia ma już pewną grę w pucharach do grudnia i wykonany plan minimum, możemy oczekiwać od piłkarzy gry bardziej odważnej i kreatywnej? Kolejny przeciwnik w eliminacjach Ligi Mistrzów będzie bardzo trudny, ale może teraz, gdy nie będzie presji, zawodnicy bardziej uwierzą w swoje umiejętności? Panowie nie ma nic do stracenia i tak czeka was i nas kibiców piękna europejska przygoda, która może zmienić się w mityczną bajkę przybierającą kształt Champions League. Tyle razy polskie kluby kopały w te obrotowe drzwi do raju nie wiedząc, że im mocniej kopnie się takie drzwi, tym szybciej się one zamykają. Wy po prostu przejdźcie przez nie, a jak pokierują was tylko do pubu, a nie pięknej restauracji, to nic... Zabawa i tak będzie przednia.


Polecamy