Mnóstwo emocji w Bielsku-Białej. Dzień konia Ślusarskiego, Jeleń antybohaterem Podbeskidzia
Niesamowite widowisko obejrzeliśmy na zakończenie 13. kolejki. Skazywane na pożarcie Podbeskidzie, walczyło jak równym z równym z Lechem. Skutecznością błysnął Bartosz Ślusarski, a jej brakiem... Ireneusz Jeleń, który zmarnował jedenastkę przy stanie 1:2.
Zobacz więcej zdjęć z meczu Podbeskidzie Bielsko-Biała - Lech Poznań!
Trener Mariusz Rumak zaskoczył wyjściową jedenastką. Od pierwszej minuty parę stoperów tworzyli Kebba Cessay oraz Ivan Drurdjević. Decyzja ta podyktowana była słabą sytuacją kadrową w drużynie z Poznania. Za kartki pauzował Hubert Wołąkiewicz, natomiast kontuzje wyeliminowały z gry Manuela Arboledę oraz Marcina Kamińskiego. Marcin Sasal również musiał z konieczności zmodyfikować wyjściową jedenastkę. Pauzujących za cztery żółte kartki Marka Sokołowskiego i Dariusza Łatkę, zastąpili Matej Nather oraz powracający po niedawnym zawieszeniu Damian Bartek.
Pierwsza połowa rozpoczęła się dość sennie. Zdecydowany faworyt, jakim niewątpliwie był przed tym spotkaniem poznański Lech, nie forsował tempa od początku. Poznaniacy starali się spokojnie rozgrywać piłkę w środku pola i co jakiś czas uruchamiać walecznego Ślusarskiego. Podbeskidzie natomiast wyczekiwało swoich szans.
Cierpliwość „Kolejorza” została nagrodzona w 24. minucie, kiedy to piłkę do bramki skierował Bartosz Ślusarski. Napastnik Lecha, który był bardzo mocno krytykowany po ostatnim meczu z warszawską Legią, wykorzystał idealne dośrodkowanie z rzutu rożnego, wykonywanego przez Luisa Henriqueza. Było to szóste trafienie „Ślusarza” w obecnym sezonie T-Mobile Ekstraklasy.
Po bramce Lech niepotrzebnie się cofnął co udało się wykorzystać gospodarzom dzisiejszego meczu. Błąd Kebby Ceesaya oraz Jasmina Buricia wykorzystał Robert Demjan. Słowacki napastnik wygrał walkę o pozycję z Cessayem i instynktownym strzałem doprowadził do wyrównania.
Gdy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się wynikiem 1:1, „popis” dał sędzia dzisiejszych zawodów, Daniel Stefański. W niegroźnej sytuacji błąd popełnił Dariusz Pietrasiak, który pozwolił się wyprzedzić węgierskiemu skrzydłowemu Lecha Poznań. Gergo Lovrencsics popędził na bramkę Richarda Zajaca, ale wracający za nim Pietrasiak wślizgiem wybił piłkę z pod nóg Węgra. Sędzia Stefański się podpalił i pokazał „Pietrasowi” czerwony kartonik, chociaż ten ewidentnie trafił w piłkę, co pokazały telewizyjne powtórki.
Górale do drugiej części spotkania przystępowali w osłabieniu, jednak Marcin Sasal nie zdecydował się na dokonanie żadnej zmiany. Na pozycję stopera został przesunięty Michal Piter-Bucko, natomiast Matej Nather pełnił rolę jedynego defensywnego pomocnika. Lech całkowicie dominował na placu gry, ale nie ma się co dziwić, skoro Górale musieli sobie radzić, grając jednego zawodnika mniej. Prawie cała drużyna Podbeskidzia skupiła się na defensywie, jedynie Ireneusz Jeleń lub Robert Demjan czekali w okolicy linii środkowej boiska, na piłki wybijane przez obrońców.
Co jednak ciekawe, to gospodarze stworzyli sobie niemal stuprocentową sytuację. Lewym skrzydłem dobrze podłączył się Krzysztof Król, który prostopadłym podaniem wypuścił Ireneusza Jelenia. Były reprezentant Polski próbował dograć piłkę do idealnie ustawionego Demjana, jednak to podanie przeciął jeden z obrońców poznańskiego Lecha. Kolejna doskonała sytuacja również należała do podopiecznych Marcina Sasala. Sam na sam wybiegł Jeleń, jednak po raz kolejny nie potrafił umieścić piłki w siatce.
„Kolejorz” grał w drugiej połowie z przewagą jednego zawodnika, ale długie utrzymywanie się przy piłce nie przekładało się na sytuacje podbramkowe. Od 60. minuty w Bielsku-Białej zaczęły się dziać rzeczy niezwykłe. Ale od początku. Najpierw na prowadzenie ponownie wyszedł zespół z Poznania. Zabójczy kontratak wykończył Bartosz Ślusarski, który mierzonym strzałem z siedemnastu metrów umieścił piłkę w bramce. Widać, że Bartek nie przejął się falą krytyki, jaka spłynęła na niego po meczu z Legią.
Górale po stracie bramki ruszyli do przodu. Piłkę na lewej stronie boiska, wyłuskał wprowadzony chwilę wcześniej na boisko, Kamil Adamek. Były napastnik Drzewiarza Jasienice wpadł w pole karne, gdzie na murawę powalił go Ceesay. Sędzia wskazał na wapno. Do piłki podszedł Jeleń i wszyscy na stadionie byli pewni, że napastnik o takiej renomie z zimną krwią pokona Buricia. Jeleń koncertowo spartaczył jedenastkę, a piłkę na rzut rożny sparował Burić. Irkowi pozostało tylko złapać się za głowę, bo grający w dziesiątkę Górale nie mogli sobie pozwolić na niewykorzystanie takiej sytuacji.
Jak to zazwyczaj w piłce bywa, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. I tak chwilę później trzecią bramkę dla poznaniaków zdobył Bartosz Bereszyński. Warto zauważyć również kapitalną asystę, jaką zaliczył w tej sytuacji Możdżeń. Mecz obfitował w wielkie emocje, a Górale pokazali olbrzymie zaangażowanie i wolę walki. Dało to rezultat w postaci kontaktowego gola, którego strzałem głową zdobył Kamil Adamek. Cała akcja bramkowa wzięła się z dobrego dośrodkowania Krzysztofa Króla z rzutu wolnego.
W tym spotkaniu było wszystko. Wielkie emocje, dużo bramek oraz kontrowersyjne decyzje sędziego. Podbeskidzie po raz kolejny pokazało swój góralski charakter. Cóżo jednak z tego, skoro bielszczanie nadal są w fatalniej sytuacji, a punktów jak nie było, tak nie ma.
Ireneusz Jeleń (Podbeskidzie) nie wykorzystał rzutu karnego w 70. minucie (Jasmin Burić obronił).