menu

Trener Mirosław Dymek odchodzi z MKS-u Kluczbork

31 października 2016, 15:23 | Marcin Sagan

Szkoleniowiec w drużynie piłkarskiego 1-ligowca pracował nieco ponad pół roku

Trener Mirosław Dymek.
Trener Mirosław Dymek.
fot. Oliwer Kubus

Po przegranym meczu 0-3 z Chrobrym w Głogowie trener Dymek dostał od zarządu kluczborskiego klubu ultimatum zdobycia trzech punktów w dwóch kolejnych spotkaniach. Dwa tygodnie temu MKS zremisował z Chojniczanką Chojnice 1-1, a w sobotę przegrał 0-2 z GKS-em Katowice (zaplanowany na 22 października mecz ze Stomilem w Olsztynie został przełożony).

- Umówiliśmy się z trenerem Dymkiem na pewne rozwiązanie wierząc, że nie będzie ono musiało znaleźć zastosowania - mówi prezes MKS-u Wojciech Smolnik. - Skoro dwie strony się na coś umówiły, to trzeba konsekwentnie przestrzegać ustaleń. Uzgodniliśmy z trenerem Dymkiem warunki rozwiązania umowy. Do jej rozwiązania jeszcze nie doszło. Prawdopodobnie zrobimy to w środę. Dziękuję trenerowi, bo w trudnym okresie wiosną wyciągnął drużynę z dołka i uratował przed spadkiem do 2 ligi.

Rzeczywiście pod tym względem zasługi Dymka są niepodważalne. Wiosną objął on zespół w momencie, kiedy był na ostatnim miejscu w tabeli i w ośmiu meczach pod jego wodzą zrobił on 13 punktów notując cztery zwycięstwa, remis i porażkę.
Bilans obecnych rozgrywek jest już jednak fatalny. W 14 spotkaniach MKS wygrał tylko raz i siedem spotkań zremisował. Po przyzwoitym początku sezonu, w którym zespół zanotował pięć remisów prezentując przy tym atrakcyjną grę potem było już tylko gorzej. W pięciu ostatnich meczach drużyna zdobyła tylko dwa punkty, a po porażce z GKS-em Katowice spadła na ostatnie miejsce w tabeli. Ma jeden mecz zaległy, ale do bezpiecznej strefy tabeli traci już siedem „oczek”.

Trener zawsze na koniec rozliczany jest z wyników, ale trzeba też spojrzeć obiektywnie na całą sytuację klubu. MKS jest najbiedniejszy w 1 lidze. Ma zespół, który ledwo się utrzymał, a latem odeszło z niego pięciu doświadczonych zawodników (Marcin Nowacki, Piotr Kasperkiewicz, Piotr Madejski, Łukasz Uszalewski, Piotr Giel). Raz grali lepiej, raz gorzej, a istniała też konieczność przebudowania i odmłodzenia drużyny. Tyle, że ten „upływ krwi” był dość duży. W zamian przyszli młodzi zawodnicy, głównie z klubów 3 ligi. Ambitni, pewnie zdolni, ale nie potrafiący w pełni unieść ciężaru gry na zapleczu ekstraklasy.

Jest jeszcze jeden problem - kontuzje, a właściwie niekończące się ich pasmo. Z 22-osobowej kadry połowa zawodników leczyła mniej lub bardziej groźne urazy. Czterech doznało poważnych urazów kolan. To musi mieć odbicie w wynikach, choć trzeba też pamiętać, że tak duża ilość kontuzji nie zawsze jest dziełem przypadku. Często oznacza nieodpowiedni dobór obciążeń treningowych lub jest wynikiem nieodpowiedniej opieki medycznej w klubie.


Polecamy