menu

MKS Kluczbork niespodziewanie wygrał w Bydgoszczy z Zawiszą

8 sierpnia 2015, 19:55 | Wojciech Adamczak

2. kolejka 1. ligi przyniosła pierwszą sporą sensację. Beniaminek rozgrywek MKS Kluczbork nieoczekiwanie pokonał na wyjeździe faworyzowanego Zawiszę 3:2. Mecz mimo upału rozgrywany był w niezłym tempie, obie ekipy stworzyły sobie sporo okazji, jednak to goście byli skuteczniejsi.

MKS Kluczbork pokonał Zawiszę Bydgoszcz
MKS Kluczbork pokonał Zawiszę Bydgoszcz
fot. DARIUSZ GDESZ / POLSKA PRESS

Od początku spotkania przewagę miał Zawisza, który spokojnie utrzymywał się przy piłce na połowie rywala. Pierwszy celny strzał oddał Jakub Smektała, jednak bramkarz gości nie miał problemów z jego wyłapaniem. Zawiszanie raz po raz atakowali skrzydłami, ale żadne z dośrodkowań nie trafiło do Szymona Lewickiego. Zawodnicy MKS-u pierwszy raz odpowiedzieli w czternastej minucie za sprawą rajdu Rafała Niziołka, który zakończył wstrzeleniem piłki w pole karne. Sapela zawahał się, ale na jego szczęście nikt tej akcji nie zamykał.

W 20. minucie Łukowski ładnie obrócił się z piłką i został sfaulowany około 25 metrów przed bramką. Z rzutu wolnego bardzo groźnie uderzył Igumanović i Pogorzelec z najwyższym trudem przeniósł piłkę nad poprzeczką. Po przerwie na uzupełnienie płynów Czarnogórzec wykonywał rzut rożny, który niecelnym strzałem zakończył młody Maciej Kona. Najgroźniej pod bramką gospodarzy było w 27. minucie, kiedy to najpierw Łukasz Nawotczyński nieczysto trafił w piłkę i o mało nie strzelił samobója, a potem Kamil Drygas wybił ją z linii bramkowej po główce rywala.

Podopieczni Mariusza Rumaka nie wyciągnęli wniosków i następny rożny przyniósł bramkę dla MKS-u. Rafał Niziołek dośrodkował idealnie na głowę Piotra Kasperkiewicza, który zdobył pierwszą w tym sezonie bramkę dla zespołu z Opolszczyzny. Bydgoszczanie nie zdążyli się otrząsnąć, a już otrzymali drugi cios. Piotr Stawarczyk fatalnie stracił piłkę na środku boiska i zawodnicy z Kluczborka trzema podaniami znaleźli się w polu karnym. Zabójczą kontrę bezbłędnie wykończył Sebastian Deja. Zawisza próbował odpowiedzieć za sprawą kolejnego rajdu Smektały, który dobrze wyłożył piłkę Żylskiemu, ale cóż z tego skoro wychowanek bydgoskiego klubu nie potrafił w nią trafić? Ostatnie dziesięć minut upłynęło na mękach w upale i oczekiwaniem na przerwę.

Gościom było mało i tuż po wznowieniu stworzyli sobie doskonałą szansę. Maciej Kowalczyk wpadł w pole karne i uderzył w kierunku dalszego słupka, jednak tym razem Łukasz Sapela popisał się kapitalną interwencją. W 51. minucie efektowny rajd przeprowadził wprowadzony po przerwie Sebastian Kamiński, został powalony na murawę i arbiter bez wahania wskazał na wapno. „Jedenastkę” bez problemu na bramkę zamienił kapitan niebiesko-czarnych, Kamil Drygas. Po chwili powinien być już remis, jednak Smektała w świetnej sytuacji uderzył tylko w boczną siatkę. W 65. Minucie Zawisza dopiął swego i doprowadził do wyrównania. Drygas rozprowadził kontrę, zagrał do Smektały, a ten wreszcie dośrodkował „na nos” do Szymona Lewickiego, który z bliska zdobył bramkę głową.

Radość bydgoszczan nie trwała jednak długo. Już trzy minuty później wprowadzony przed chwilą Marcin Nowacki płaskim strzałem pokonał Sapelę, przy bardzo biernej postawie obrońców Zawiszy. Podopieczni Mariusza Rumaka stwarzali sobie kolejne okazje, jednak szwankowała skuteczność. Kolejne okazje marnowali Smektała, Kamiński i Lewicki. Świetnie dysponowany był bramkarz gości, Oskar Pogorzelec, który wielokrotnie ratował swój zespół i nie dopuścił do straty kolejnego gola, tym samym zapewniając drużynie cenne trzy punkty. Bydgoszczanie popełnili zbyt dużo prostych błędów w obronie, które gracze MKS-u skrzętnie wykorzystali, popisując się dobrą skutecznością przy kontrach.


Polecamy