2. liga. Stare demony wróciły. Porażka "Piwoszy" z MKS-em Kluczbork
Bez choćby punktu ze swojego pierwszego meczu na własnym stadionie wyszedł Okocimski Brzesko - "Piwosze" gładko przegrali z MKS-em Kluczbork 0:2 (0:1). Trafienia Wojciecha Hobera i Piotra Burskiego wywindowały gości na drugie miejsce w drugoligowej tabeli.
fot. Ewelina Żak
W sobotnim spotkaniu gospodarze musieli na chwilę zapomnieć o absencji kluczowej postaci letnich meczów towarzyskich "Piwoszy" - Wojciecha Wojcieszyńskiego. Goście natomiast swoich najbardziej doświadczonych piłkarzy - Jakuba Grzegorzewskiego i Marcina Nowackiego - posadzili na ławce rezerwowych. – Mam w zespole piłkarzy, którzy w minionym sezonie mi zaimponowali i to im na razie ufam. Nowacki i Grzegorzewski późno dołączyli do zespołu – tłumaczył już po spotkaniu szkoleniowiec MKS-u, Andrzej Konwiński. Sam początek spotkania nie zwiastował nadchodzącej katastrofy - nawet uciążliwa temperatura nie zmąciła zapału obu zespołów i aż do pierwszej bramki spotkanie nie miało wyraźnego faworyta.
Nadzieje miejscowych kibiców niedługo po kwadransie gry zmącił duet Piotr Burski - Wojciech Hober. Przemeblowany blok defensywny Okocimskiego (solidnego stopera Rysia zastąpił Garzeł, na prawej obronie wystąpił Tokarz) mógł tylko odprowadzić wzrokiem tego pierwszego podczas rajdu pod bramkę w 18. minucie. Burski prawdopodobnie już w pierwszej połowie zdobyłby swojego trzeciego gola w drugim meczu obecnego sezonu, gdyby nie odegranie do Hobera - wbicie piłki do opuszczonej bramki przez pomocnika MKS-u Kluczbork było tylko formalnością. Latem w Brzesku zmienili się piłkarze, zmienił się także trener - z każdą minutą meczu "Piwosze" do złudzenia przypominali jednak zespół, który niecałe trzy miesiące temu z hukiem zleciał z ligi. Niewydolność brzeskiej ofensywy mógł przerwać Wojciech Dziadzio - najskuteczniejszy zawodnik sprowadzony tego lata do Okocimskiego w 40. minucie efektownie ograł obrońcę pod samą linią końcową i posłał piłkę między nogami Krystiana Rudnickiego. Jak wryty nie stał tylko sam strzelec oraz Paweł Gierak - w ostatniej chwili wybił strzał napastnika gospodarzy z linii bramkowej.
Po przerwie u gospodarzy na murawie pojawili się Sani Goringo Abubakar i Michał Guja - zmiennicy nieszczęsnego debiutanta Tarasa Jaworśkiego i zagubionego na nie do końca swojej pozycji Arkadiusza Rysia. Plan Dariusza Sieklińskiego na odwrócenie losów meczu mógł wziąć w łeb sekundy po rozpoczęciu drugiej części gry, gdy niefortunny wślizg Jacka o mały włos nie pokonał Kozioła. O krok od wyrównania był Aleksander Ślęczka i Dziadzio - nieznaczne pudło tego drugiego poprzedziła płaska bomba obrońcy, z trudem odbita przez Rudnickiego. Minuty później strzał obok słupka Burskiego był tylko preludium dla napastnika MKS-u Kluczbork - zaraz potem gapiostwo brzeskiej obrony doprowadziło do tego, że zawodnik rywali samotnie przebiegł połowę boiska, ograł bezradnego Kozioła i powiększył dorobek bramkowy gości. Protesty ławki rezerwowych Okocimskiego wskazujące na rzekomego spalonego pozostały bez odpowiedzi.
Gwóźdź do trumny małopolskiego drugoligowca mógł osobiście dobić cichy bohater spotkania, Łukasz Reinhardt - jego strzał z ostrego kąta, podobnie jak niemrawą dobitkę rezerwowego Nowackiego zdołał obronić Kozioł. Uosobieniem impotencji strzeleckiej "Piwoszy" była perfekcyjna okazja zmarnowana przez Saniego Goringo Abubakara w 83. minucie - Nigeryjczyka od niemal pustej bramki MKS-u dzieliło może pół metra, mimo to skrzydłowy zdołał strzelić w boczną siatkę. Po kolejnym pudle Pawła Pyciaka kibice zaczęli opuszczać stadion zupełnie, jak jeszcze za czasów pierwszej ligi - cieszyło się tylko dziesięciu fanów z Kluczborka, świętujących po końcowym gwizdku ze swoimi piłkarzami awans na drugie miejsce w tabeli. Dla Okocimskiego znacznie poważniejszym problemem od tylko jednego punktu na koncie jest boiskowa bezradność i fatalny styl, w jakim "Piwosze" rozpoczęli ligowy sezon.