menu

Milan upokorzony na Vicente Calderon! Wielki triumf Atletico (ZDJĘCIA)

11 marca 2014, 22:39 | Daniel Kawczyński

Piłkarze Atletico Madryt nie pozostawili złudzeń zawodnikom Milanu w rewanżowym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Po wygranej 1:0 w Mediolanie podopieczni Diego Simeone zwyciężyli na Vicente Calderon 4:1.

Clarence Seedorf zapowiadał, że Milan poleci do stolicy Hiszpanii z nadzieją na odrobienie strat i dokonanie historycznego wyczynu. Na jego podopiecznych spoczywała olbrzymia presja. Niedawno odpadli z Pucharu Włoch, w tabeli Serie A zajmowali dopiero odległą dziesiątą lokatę, a pierwszym mecz na San Siro przegrali 0:1. Na Vicente Calderon mieli nie tylko ostatnią szansę na uratowanie katastrofalnego sezonu, ale również na obronę miana ostatniego bastionu włoskiego futbolu w elitarnej Lidze Mistrzów.

Trema przerosła Włochów zanim jeszcze zdążyli wyjść na murawę. Wyglądali na przestraszonych, razili niedokładnością i brakiem koncepcji. Atletico wprost przeciwnie - grało spokojnie, wyprowadzało olbrzymie zagrożenie ze skrzydeł, czym wywołało niemały wstrząs już na samym starcie.

Zaczęło się od głupiej straty Michaela Essiena przy linii bocznej. Piłkę odebrał Gabi, następnie odegrał do Koke, który posłał wspaniałe dośrodkowanie w pole karne do Diego Costy. Najlepszy strzelec gospodarzy nie był przez nikogo kryty, przez co nie miał problemu, by w ekwilibrystyczny sposób otworzyć wynik spotkania. Chwilę później mogło być 2:0. Ponownie "poszła" wrzutka z prawej strony autorstwa Koke, ale "główka" Diego Godina minimalnie chybiła słupka.

Narastające prawdopodobieństwo odpadnięcia zachęciło mediolańczyków do lepszej postawy. "Rozklepać" Hiszpanów nie było łatwo. Gdy tylko nie znajdowali się przy futbolówce, natychmiast stosowali wysoki pressing w celu jak najszybszego odbioru. Próbowano więc szczęścia po dośrodkowaniach i dalekich podaniach, jednak w większości pozbawionych jakości.

Ale nadzieję udało się przywrócić w 27. minucie. Z głębi pola na prawą stronę "szesnastki" zagrał Mario Balotelli. Piłkę przyjął Andrea Poli i natychmiast wrzucił na dalszy słupek do Kaki. Niewidoczny do tej pory Brazylijczyk zgubił krycie, główką przywracając wiarę w odmianę losów dwumeczu.

W tym momencie każda wygrana Milanu gwarantowała mu awans do ćwierćfinału. Przyjezdni przebudzili się, odzyskali świeżość, spokojnie wymieniali podania, szukając drogi do bramkowych okazji. Atletico najwidoczniej nie dopuszczało do myśli możliwości wyrównania. Kompletnie zatraciło charakter z pierwszych fragmentów, nie potrafiło przeprowadzić udanego ataku i co najgorsze nie pilnowało rywali we własnym polu karnym. To mogło się poważnie zemścić. Do głosu ponownie doszedł coraz bardziej aktywny Kaka, ale w polu karnym główkował centymetry nad poprzeczką po centrze Adeela Taarabta.

Spoglądając na przebieg meczu w tym okresie można było wywnioskować, że "Rossonerrim" bliżej jest do drugiego gola. Tymczasem ustępujące wówczas Atletico raz poważnie zaatakowało, co wystarczyło na przywrócenie korzystnego rezultatu. Także i teraz nie obyło się bez kuriozalności. Strzał zza pola karnego otarł się po drodze od nóg Adila Ramiego, po czym piłka zmieniła tor lotu i wleciała między słupki Abbiatiego. Do przerwy mogły być nawet 3:1. Znów z prawej strony zacentrował Koke, lecz przewrotka Raula Garcii była niecelna.

Atletico doskonale pamiętało, jak skończyło się oddanie pola Milanowi. W drugiej odsłonie rozbijało ataki przed szesnastym metrem, czym stwarzało sobie szanse na kreowanie kontrataków. Napędzał je nie kto inny, jak Diego Costa. Tuż po zmianie stron niewiele przestrzelił z ostrego kąta. Za chwilę obsłużył dokładnym podaniem Gabiego, po którego uderzeniu piłka odbiła się od słupka i wyszła na aut. Również za sprawą Brazylijczyka z hiszpańskim paszportem do uderzenia głową w polu karnym doszedł Joao Mirando. Golkiper Milanu był wówczas na posterunku. Ale w 70. minucie nic już nie mógł zrobić, poza trzecią przechadzką do siatki. Na listę strzelców wpisał się Raul Garcia, który wygrał pojedynek powietrzny z duetem Nigel de Jong - Adil Rami i głową zamienił na trafienie miękką wrzutkę Gabiego.

Milan jedynie momentami potrafił zagrozić "świątyni" Diego Courtois. Clarence Seedorf poszukiwał najróżniejszych rozwiązań na przywrócenie w podopiecznych ducha walki.

Od 68. minuty na placu gry dysponował trzema napastnikami. Najpierw posłał na boisko Robinho w miejsce chaotycznego Taarabta, następnie zdjął Essiena dając szansę Giampaolo Pazziniemu. Do gry zdecydowanie najbardziej palił się Brazylijczyk. Jeszcze przed golem Raula Garcii, przedarł się indywidualnie z lewej flanki, strzelił z pola karnego, czym ostatecznie nie zaskoczył bramkarza Atletico. Później, gdy nadzieja Milanu gasła coraz bardziej, przymierzył z półwoleja prosto w poprzeczkę.

Milan górował nad Atletico jedynie w posiadaniu piłki. Efekt bramkowy był jak widać zupełnie niewspółmierny. Miejscowi może i nie zawsze kontrolowali zawody, ale wiedzieli jakimi środkami pozbawić gości jakichkolwiek złudzeń. Na pięć minut przed końcowym gwizdkiem postawili kropkę nad "i". W polu karnym, Jose Sosa przetrzymał piłkę i w parterze dograł do Diego Costy, a ten zgubił obronę i strzałem na dalszy słupek drugi raz umieścił swoje nazwisko na liście dzisiejszych snajperów. W ćwierćfinale Ligi Mistrzów zagra Atletico.


Polecamy