Sandecja wygrała z Miedzią w ostatniej akcji meczu
W meczu 13. kolejki 1. ligi Sandecja Nowy Sącz jeszcze w doliczonym czasie gry remisowała z Miedzią 2:2, ale ostatecznie wygrała to spotkanie 3:2. Porażka sprawiła, że drużyna Ryszarda Tarasiewicza znalazła się w trefie spadkowej.

fot. Sławomir Kordyzon
Obserwując składy obu drużyn, z którymi można było się zapoznać na kilkadziesiąt minut przed startem spotkania, można było napotkać się na kilka zaskoczeń po obu stronach. Główną roszadą w składzie gospodarzy było wstawienie do wyjściowej jedenastki Filipa Piszczka w miejsce spodziewanego Bartosza Sobotki na prawym skrzydle, oraz cofnięcie do defensywy Grzegorza Barana w miejsce Przemysława Szarka. W zespole z Legnicy swoją szansę na pokazanie się z dobrej strony otrzymał Bartosz Ślusarski, zastępujący Tadasa Labukasa.
Kiedy zabrzmiał już pierwszy gwizdek, większość spodziewała się niesamowitego widowiska, i takie ono właśnie było na początku, kiedy to Sądeczanie rozpoczęli od huraganowych ataków w polu karnym rywali. Po jednym z nich, w 7. minucie, na tablicy wyników mógł już widnieć wynik 1:0, a to za sprawą błędu Dawida Smuga, przejęciu piłki przez Sebastiana Szczepańskiego, i podaniu z lewej strony w środek pola karnego do Filipa Piszczka, który nie trafił do pustej bramki! Po 5 minutach, Sądeczanie już prowadzili, a to za sprawą rajdu lewą stroną Macieja Małkowskiego, ogromnego chaosu w polu karnym i strzale Sebastiana Szczepańskiego z 2 metrów. Po kilkuset sekundach szansę na zwiększenie prowadzenia zmarnował główny architekt pierwszej bramki, uderzając piłkę zza pola karnego po zauważeniu faktu, że Smug lekko wyszedł z bramki. W 18. minucie jednak spełniło się znane prawidło mówiące o mszczących się niewykorzystanych okazjach. Po dośrodkowaniu w pole karne z rzutu wolnego Garguły piłki sięgnął Keon Daniel i główką dał swojej ekipie wyrównanie.
Od tego momentu, swoje "5 minut" mieli goście, szukający za wszelką cenę prowadzenia. Znakomicie wyglądała współpraca między byłymi graczami "Białej Gwiazdy", Łukaszem Gargułą i Wojciechem Łobodzińskim. Kolejne akcje tych graczy kończyły się głównie jednak na interwencji golkipera Sandecji lub ofiarnych interwencjach. W 38. minucie okazję na drugiego gola w meczu miał Daniel, jednak jego strzał z pola karnego został zablokowany przez Bartłomieja Kasprzaka. Po 6 minutach dośrodkowanie Łobodzińskiego mógł wykorzystać Michał Stasiak, jednak po jego główce piłka poszybowała ponad bramką.
W drugiej połowie, przynajmniej w jej początkowej fazie, tempo wyraźnie "siadło", rzadko dochodziło do klarownych okazji, dzięki czemu publiczność, zgromadzona w sektorach bliskich loży prasowej mogli zaobserwować niecodziennego gościa, jakim był latający nad płytą boiska nietoperz. Na pierwszą dogodną szansę którejkolwiek ze stron trzeba było czekać aż do 68. minuty, i wymiany piłki między dwoma rezerwowymi, Marquitosem i Tadasem Labukasem, którą zmarnował Hiszpan, strzelając lekko po ziemi, ale obok słupka bramki, strzeżonej przez Kozioła.
9 minut później, kolejną okazję na objęcie prowadzenia mieli goście, a to za sprawą kąśliwego dośrodkowania z prawej strony Marcina Garucha na głowę Labukasa, które ofiarną interwencją powstrzymał dobrze dysponowany przez cały mecz Witalij Bierezowskij. Od tej chwili do głosu ponownie zaczęli dochodzić gospodarze, a to oznaczało, że bramka jest już na wyciągnięcie ręki. Takowa padła w 84. minucie po dośrodkowaniu Bartosza Sobotki z prawej strony z rzutu rożnego i strzale głową w polu karnym Przemysława Szarka. Widzowie na stadionie niemal oszaleli z radości!
W doliczonym czasie gry jednak doszło do czegoś, na co nie wpadłby nawet Alfred Hitchcock. Najpierw, po katastrofalnych błędach obrony Sandecji i chaotycznej akcji Yannicka Kakoko i Adriana Łuszkiewicza udało się wyrównać. W tej chwili pierwsi, mało wierzący w sukces swojej drużyny kibice zaczęli opuszczać trybuny, jednak zrobili to zdecydowanie za wcześnie, bowiem w ostatniej akcji doszło do czegoś, o czym będzie można opowiadać latami. Z własnej połowy na prawe skrzydło piłkę podaje Szarek, później rajd po skrzydle wykonuje Sobotka, dośrodkowujący w pole karne, tam do piłki dopada rezerwowy Łukasz Nowak, który to trafił prosto w Smuga, jednak na szczęście dla gospodarzy blisko stał bardzo aktywny Małkowski, który strzałem z kilku metrów po ziemi uradował kibiców przy Kilińskiego. Sędzia Małyszek już nawet nie wznawiał gry, dzięki czemu Sandecja przełamała złą passę 4 meczów pod rząd bez wygranej i uciekła z ogromnego "klubu 14" w drugiej połówce ligowej tabeli.








