menu

Michniewicz: Legia musi pamiętać o klątwie Bayeru Leverkusen

20 lutego 2015, 13:07 | jac

Nie pamiętam kiedy ostatnio polski zespół zrobił tyle groźnych akcji na terenie rywala i jednocześnie przegrał – mówi o wczorajszym meczu Legii Warszawa z Ajaksem Amsterdam Czesław Michniewicz.

Nie taki straszny Ajax Amsterdam, jak go niektórzy malowali?
To myślenie wynikało pewnie z szacunku dla czasów, gdy piłkę kopał Cruyff. Teraz to inny zespół: chce zarabiać pieniądze na młodych piłkarzach. Nie oglądam na co dzień ligi holenderskiej, dlatego po pierwszych minutach spotkania byłem pełen obaw. Nie sądziłem, że gra będzie się toczyć tak blisko bramki Legii. Pomysł trenera Berga z trzecim obrońcą nie był zły, bo Ajax próbował prostopadłych podań. Vrdoljak jednak się zdrzemnął i padł gol.

Druga połowa pokazała natomiast zupełnie inną Legię.
Psychika zabija dynamikę. W pierwszej połowie Legia wyglądała tak, jakby grała bezpośrednio po przybyciu z lotniska. W przerwie coś na szczęście stało się w szatni i od razu zobaczyliśmy inną drużynę. Żałuję tego meczu, bo nie pamiętam kiedy ostatnio polski zespół zrobił tyle groźnych akcji na terenie rywala, a jednocześnie przegrał. Legia grała gorsze spotkania. Wystarczy wspomnieć Trabzonspor. Ale wtedy i tak potrafiła wygrać.

Czy pierwsza połowa nie była aby na przeczekanie? Pamiętajmy – to dwumecz.
Pewnie tak. Piłkarz Legii był wczoraj jak bokser, któremu trener wpoił, że walka trwa dwanaście rund. Berg na pewno miał pomysł na mecz. Rewanż oceni, czy był dobry, czy zły.

Z punktu widzenia selekcjonera Adama Nawałki to chyba dobrze, że Legii strzelił Arkadiusz Milik?
Na pewno się z tego faktu ucieszył. Milik nie jest dla niego obojętnym piłkarzem. Wypromował go w Górniku Zabrze, potem postawił w reprezentacji Polski. Gdyby nie Nawałka, to Milik nie byłby dziś w Ajaksie. Gol przeciwko Legii to jednak ważna sprawa w obliczu pojedynku Polski z Irlandią.

Legia musi odrobić tylko jedną bramkę w rewanżu.
Nie powiedziałbym, że tylko jedną, ale aż jedną. Legia przecież nie strzeliła na wyjeździe. Przypominam sobie zaraz dwumecz, jaki Amica Wronki rozegrała szesnaście lat temu z Atletico Madryt w Pucharze UEFA. W pierwszym meczu Hiszpanie wygrali 1:0. W drugim – 4:1.

Uważa pan, że brak Miroslava Radovicia w składzie Legii był widoczny?
Sam miałem takie sytuacje, gdy przeczuwałem, że zawodnik nie da rady być w stu procentach skoncentrowany na boisku. Kiedy w głowie buzują różne myśli, to mecz schodzi na drugi plan. Dlatego nie jestem zdziwiony decyzją Berga. A co samego Radovicia, to bez wątpienia ma prawo czuć żal, bo jednak nie tak powinien żegnać się z klubem, w którym sięgał po tytułu mistrzowskie, krajowy puchar, grał z powodzeniem w europejskich rozgrywkach… To legenda. Na jego odejściu traci Legia i cała polska liga. Z drugiej strony Radović nie stawia Legii pod ścianą, bo parę milionów zostanie przelane na jej konto bankowe.

Myśli pan, że Legia poszuka jeszcze na wiosnę kogoś na miejsce Radovicia?
Nie sądzę. Jest Ondrej Duda, Orlando Sa. Ściągnięto także Michała Masłowskiego, którego trzeba uznać za ubezpieczenie właśnie na wypadek transferu Radovicia. Legia nie jest więc w złej sytuacji, choć trudno jej będzie grać na trzech frontach. W pamięci noszę przykład sprzed paru lat, gdy Bayer Leverkusen praktycznie liczył się w walce o mistrzostwo Niemiec, Puchar Niemiec i Ligę Mistrzów. Ostatecznie wszystko przegrał. Nie życzę tego Legii, ale możliwości popełnienia błędów jest naprawdę sporo. Wątpię np. żeby w niedzielę przeciwko Koronie Kielce Berg wystawił ten skład, jaki zagrał w Amsterdamie. A to może odbić się na wyniku. Legia musi pamiętać o klątwie Leverkusen.

Rozmawiał Jacek Czaplewski / Ekstraklasa.net


Polecamy