menu

Michniewicz dla Ekstraklasa.net: Można przegrać, ale trzeba zrobić to godnie

31 marca 2013, 10:32 | Sebastian Kuśpik

Dość niespodziewanie stery w Podbeskidziu przejął wracający po niemal rocznej przerwie do trenerskiej pracy Czesław Michniewicz. Zadzwoniliśmy do niego zapytać wprost: "po co Panu to Podbeskidzie? Po co Panu ten spadek?"

Trochę niepostrzeżenie wraca Pan na ławkę trenerską, bo kilka dni wcześniej pisał Pan na Twitterze, że możemy skreślić Pana nazwisko z listy potencjalnych kandydatów, a tymczasem 15 minut przed rozpoczęciem meczu Polska-Ukraina poszła w świat informacja, że jednak Pan wraca.
Rozmawiałem z prezesem Boreckim, który przekonywał mnie na wiele sposobów, że warto tutaj podjąć pracę, że jest możliwość pracy nie tylko do końca sezonu, ale również później i to bez względu na ligę, w której zespół się znajdzie. Plany w Bielsku są takie, że buduje się stadion i piłka tutaj być musi i nawet jak nie uda się utrzymać, to zespół będzie budowany w taki sposób, żeby jak najszybciej wrócić do ekstraklasy i dlatego podjąłem się tego zadania.

Szczerze: widzi się Pan na zapleczu ekstraklasy?
(śmiech) Szczerze mówiąc chyba nie bardzo. Jeszcze nie pracowałem na tym poziomie rozgrywek. Obserwując jak te mecze wyglądają, np. sobotni mecz Floty z GKS-em Tychy, no to trzeba przyznać, że jest to troszeczkę inna piłka. Zobaczymy co się z tego urodzi. Walczymy, mamy jeszcze 10 kolejek i poczekajmy na to, co się uda ugrać.

Michał Probierz wychodzi z założenia, że trener musi pracować. Pan też doszedł do takiego wniosku?
Tak, znudziło się już bezrobocie. W ostatnim czasie pracowałem tylko 7 kolejek w Polonii Warszawa. Tak jak Michał mówi, trener musi pracować. Jesteśmy zresztą cały czas w kontakcie i rozmawialiśmy na ten temat. On ma troszeczkę krótszą przerwę ode mnie, ale myślę, że też długo nie wytrzyma i gdzieś podejmie pracę.

Znów wychodzi na to, że jak trzeba gasić pożar, to dzwoni się do Michniewicza. To już kolejna Pana praca w charakterze „strażaka”.
Zobaczymy czy uda się ugasić. Wiadomo, że na Podbeskidziu ciąży runda jesienna i jedna wygrana tego nie zmieni. Nasz cel jest jeden: zdobycie jak największej ilości punktów. Zobaczymy później do czego to wystarczy. Bez względu na to czy wylądujemy w I lidze czy w Ekstraklasie chcemy godnie zaprezentować się w każdym spotkaniu. Nawet ten ostatni punkt z Koroną jest bardziej stratą szansy na doskoczenie niż cenną zdobyczą, choć gdybyśmy mieli tyle „oczek” co np. Piast, to rozważalibyśmy to w innych kategoriach.

Tak będzie teraz cały czas. Każdy rezultat będzie oceniany przez pryzmat rundy jesiennej.
Dokładnie tak, ale musimy też realnie oceniać zespół. Podbeskidzie wygrało dotychczas dwa spotkania. Chociaż bardzo bym chciał, to trudno sobie wyobrazić na dziś żeby wygrać 6-7 meczów z kolei. Takie są realia, jednak nikt w Bielsku broni nie składa. Na pewno trudno jest grać z takim bagażem, ale liczyłem się z tym, przychodząc do pracy tutaj.

Znów bierze Pan zespół z marszu. Kiedyś o tym rozmawialiśmy, że zawsze zazdrościł Pan trenerom, którzy mogli poustawiać zespół po swojemu w czasie okresu przygotowawczego. Teraz nie ma czasu na żadne układanie drużyny, a ewentualny spadek będzie Pan jednak musiał podpisać swoim nazwiskiem.
Tak, ale miałem do wyboru albo siedzieć w domu i nic nie robić albo pracować i budować sobie zespół po swojemu na przyszłość. Za dużo ostatnio czasu spędziłem nic nie robiąc. Za młody jestem, żeby rdzewieć jako trener i stąd taka decyzja.

Podpisując 1,5-roczny kontrakt wiedząc przecież jaka jest sytuacja Podbeskidzia w tabeli, daje Pan sygnał, że budowanie drużyny na zaplecze ekstraklasy z Czesławem Michniewiczem na ławce jest możliwe.
Tak, biorę to pod uwagę. Chciałbym zrobić coś po swojemu i mieć na to trochę więcej czasu. Teraz właściwie łatamy ten sezon. Rozmawiałem z drużyną i piłkarze mają świadomość, że czterech trenerów w sezonie, a na siłę licząc to nawet pięciu, bo w jednej kolejce asystent prowadził zespół, to trochę dużo. Trzeba stabilizacji. Jeśli ktoś chce osiągać dobre wyniki musi wybrać trenera, któremu ufa i któremu pomaga się w trudnych sytuacjach. Liczę na to, że prezes Borecki będzie wspierał drużynę i mnie w trudnych momentach, bo one z całą pewnością są przed nami. A co się stanie w czerwcu? Nie wiem. Nie chcę niczego obiecywać, bo cudotwórcą nie jestem. Jeśli chodzi o pracę na zapleczu ekstraklasy też muszą być spełnione pewne warunki, bo jeśli się okaże, że po spadku skład mi się rozleci, to wiele będzie zależało od budżetu i od tego czy uda się sprowadzić piłkarzy, którzy będą gwarantować walkę o szybki awans.

Jak zatrudniano w Bielsku-Białej Dariusza Kubickiego nie było tematu zatrudnienia Pana?
Już bodaj w 2009 roku był taki temat. Jeden z działaczy dzwonił i proponował pracę, ale wtedy się nie zdecydowałem. Zimą były jakieś sygnały, ale liczyłem, że uda mi się znaleźć jakiś klub, który będzie miał troszeczkę łatwiejszą sytuację w tabeli, któremu nie będzie groziło widmo spadku. Praca jest jednak pracą, a ja jestem młodym trenerem i muszę podejmować wyzwania. To będzie kolejne doświadczenie dla mnie. Losy trenerów są tak poplątane, że nie zawsze będzie się grało o mistrzostwo. Liczę, że dostanę tu poważną szansę i będę pracował dosyć długo.

Wie Pan, że wraca do ekstraklasy trener, z którym piłkarze najbardziej nie chcieliby pracować według sondy Canal+?
(śmiech) To się okaże. Jak się rozmawia po czasie to oceny są zawsze troszeczkę inne. Zawsze, gdziekolwiek pracowałem, piłkarze czegoś się uczyli i obserwuję to później na dalszych etapach ich kariery. Tak to już jest, że najbardziej wymagający jest najgorszy w okresie pobierania nauki, a później się go docenia i myślę, że w moim przypadku będzie podobnie.

Umiejętności piłkarzy Podbeskidzia są, jakie są – każdy widzi, cudów nie będzie. Jaki ma Pan pomysł na to, żeby walczyli w każdym meczu o 3 punkty nie myśląc o tym, że bramy I ligi z każdą kolejką otwierają się dla nich coraz szerzej?
Myślę, że z tym nastawieniem mentalnym nie jest tak źle, co pokazał mecz z Koroną, gdzie straciliśmy kuriozalną bramkę i potrafiliśmy się podnieść. Inny jest odbiór, gdy traci się gola po ładnej akcji rywala, a inny, gdy drużyna popełnia prosty błąd. Korona szybko wyszła na prowadzenie, ale mieliśmy sporo czasu i daliśmy radę wyrównać. Szkoda, że nie udało się zdobyć następnej bramki. Głowy piłkarzy są OK. Oni wiedzą, że walczą o swoją przyszłość. Bez względu na to czy zagrają za pól roku w ekstraklasie czy nie.

„Widzę w tym zespole potencjał, jeśli chodzi o ofensywę, ale to, w jaki sposób Podbeskidzie traci bramki, to zakrawa o grę podwórkową” – to pańskie słowa z jesieni. Wiosną zespół stracił 4 gole, więc tragedii nie ma, ale taka gra utrzymania z pewnością nie da.
Jesienią tak było, nie ma co się oszukiwać. Wiosną, jak na razie, jest zdecydowanie lepiej. Widać, że pod tym względem Darek Kubicki poczynił z zespołem postęp. Ofensywa rzeczywiście ma potencjał, ale jeszcze nie funkcjonuje to na odpowiednim poziomie. Patrząc na ten zespół widać, że te moje słowa nie były na wyrost. Dzisiaj graliśmy sparing z Czańcem i przyglądałem się tym, którzy z Koroną nie grali oraz zawodnikom z ME. Jest kilku ciekawych chłopaków, ale to jest trudny moment na wprowadzanie zawodników do ekstraklasy, bo sytuacja jest jaka jest. Może pod koniec sezonu trzeba będzie dać im szansę pokazania się w celu sprawdzenia czy w przyszłym sezonie można na nich liczyć.

„Na dziś prawda dla nich jest bardzo bolesna i wszystko na to wskazuje, że wiosną Podbeskidzie powalczy jedynie z Bełchatowem o to, kto zajmie ostatnie miejsce w tabeli na koniec sezonu. Nie chce mi się wierzyć, że ktoś, kto ma 18 czy 20 punktów, zostanie dogoniony.” – to Pana słowa na koniec rundy jesiennej.
Zgadza się. Biorąc pod uwagę tabelę i grę Podbeskidzia jesienią takie wnioski trzeba było wysnuć. Dziś nic się nie zmieniło – w dalszym ciągu jest przepaść. To nie jest jeden mecz. Żeby złapać kontakt trzeba wygrać trzy spotkania przy założeniu, że inni nie będą punktować, także sytuacja w dalszym ciągu jest bardzo trudna. Niczego nie zmieniło pokonanie 4:0 Jagiellonii, bo z pięciu rozegranych już wiosną meczów Podbeskidzie wygrało tylko jeden.

Po co Panu to Podbeskidzie? Nie lepiej było jeszcze poczekać na coś spokojniejszego? Sytuacja w Bielsku-Białej jest przecież beznadziejna.
No tak, ale patrząc na kluby, w których pracują trenerzy i perspektywy na najbliższą przyszłość to zakładałem, że jeśli nie dostałbym pracy w czerwcu, a z całą pewnością by tak było, bo trenerzy klubów walczących o puchary nadal będą tam pracować, a środek tabeli będzie bezpieczny i tam roszad nie będzie, to najbliższa perspektywa pracy, o czym rozmawiałem ostatnio z Maćkiem Skorżą, pojawiłaby się pewnie dopiero we wrześniu, gdy polskie zespoły odpadają z europejskich pucharów. Nie boję się żadnych wpisów w CV o spadku. Każdy trener ma lepsze i gorsze momenty. Marcello Lippi spadł kiedyś ze swoim zespołem do serie B i potem wygrał Mistrzostwo Świata w 2006 roku, Ligę Mistrzów i mistrzostwo Włoch oraz Chin. Wszystko przede mną. Bez względu na to gdzie się pracuje, zawsze można zrobić coś fajnego. Tutaj buduje się stadion, a zaangażowanie prezydenta miasta i władz klubu jest tak duże, że nikt nie pozwoli pogrążyć klubu w przepaści w razie ewentualnego niepowodzenia. Wierzę jednak, że cuda się zdarzają i walczyć będziemy do końca.

Idzie Pan zatem do tego Podbeskidzia, bo nie ma tam nic do stracenia. W przypadku utrzymania postawią Panu pomnik, a jak będzie spadek, to odpowiedzialność i tak spadnie na fatalną jesień. Można tylko wygrać.
Nie chciałbym zasłaniać się tym, co było wcześniej. Mam swoją tabelę i zdobyłem w niej jeden punkt w pierwszym meczu. Zostało mi jeszcze 10 spotkań i wtedy będzie można ewentualnie mnie oceniać, choć wpływ na wyniki będzie raczej niewielki. W piątek gramy z Ruchem, później dwa dni treningu wypadają nam z powodu święta i w kolejny piątek znów mamy mecz, także czasu na pracę jest niewiele. Patrząc na to jak zespół ruszał się pod wodzą Darka Kubickiego widziałem duży postęp w stosunku do jesieni. Coś drgnęło i to też mnie skusiło. W sporcie zawsze można przegrać, ale trzeba zrobić to godnie. Będziemy walczymy o każdy punkt i na koniec zobaczymy, co nam to da.

Rozmawiał: Sebastian Kuśpik / Ekstraklasa.net

Twitter Sebastian Kuśpik


Polecamy