menu

Michał Żewłakow: Można było powstrzymać Frankowskiego

29 kwietnia 2012, 20:50 | Tomasz Dębek

- Pamiętajmy, że spośród wszystkich klubów to my i Wisła rozegraliśmy najwięcej meczów. Walczyliśmy na trzech frontach, więc zmęczenie na pewno daje o sobie znać. Chociaż to żadne usprawiedliwienie, jesteśmy świadomi o co gramy i takie mecze jak dzisiejszy powinniśmy wygrywać - mówił po meczu z Jagiellonią (1:1) Michał Żewłakow, obrońca Legii.

To już trzeci ligowy mecz Legii z rzędu bez zwycięstwa. Co się dzieję, straciliście wiarę w swoje umiejętności?
Dalej jesteśmy liderem. Uważam, że jeśli ktoś z nas dziś stracił wiarę, to nie powinien przystępować do dwóch kolejnych spotkań. Wszystko jeszcze zależy od nas. Mamy sześć punktów do zdobycia i to jest nasz cel. Dziś utrudniliśmy sobie walkę o mistrzostwo. Nastroje nie są najlepsze, ale mam nadzieję, że po kolejnych meczach będzie lepiej.

Ma Pan do siebie pretensje za straconą bramkę? Strzelił ją Tomasz Frankowski, jeden z najniższych na boisku.
Każdy obrońca jest zły na siebie, kiedy drużyna traci bramkę. Teraz nie ma co się głowić, kto zawinił. Jako cała formacja zachowaliśmy się źle, dopuszczając do tego, że Tomek strzelił gola, i to głową. Pewnie można go było powstrzymać, ale wyprzedził nas wszystkich.

Trener Skorża mówił, że w szatni nie było wesoło. Były krzyki, wściekłość. Ochłonęliście już trochę, wyjaśniliście sobie wszystko na spokojnie?
Teraz jest spokojnie, ale wiadomo, że po meczu człowiek jest tak rozemocjonowany, że potrafi powiedzieć coś ostrego. Teraz musimy być razem, przeżyć jakoś dzisiejsze spotkanie, ale na dłuższą metę takie trudne chwile muszą nas bardziej zjednoczyć.

Dalej jesteście na szczycie tabeli, ale piąta Korona traci do Legii tylko dwa punkty. Finisz sezonu będzie bardzo trudny.
Końcówka ligi przypomina mi zeszłoroczne rozgrywki. Wtedy drużyny od drugiego do bodaj ósmego miejsca tak się tasowały, że wystarczyło wygrać jedno spotkanie by przeskoczyć kilka pozycji. Taki już urok ekstraklasy. Pamiętajmy, że spośród wszystkich klubów to my i Wisła rozegraliśmy najwięcej meczów. Walczyliśmy na trzech frontach, więc zmęczenie na pewno daje o sobie znać. Chociaż to żadne usprawiedliwienie, jesteśmy świadomi o co gramy i takie mecze jak dzisiejszy powinniśmy wygrywać.

Teraz Pan, jako jeden z liderów drużyny, będzie musiał zmobilizować młodszych kolegów.
Paradoksalnie, czasami takie mecze działają mobilizująco. Dziś takim bodźcem była dla nas stracona bramka. Od niej zaczęły się nasze konstruktywne akcje. Taka już specyfika zawodu piłkarza, że nie zawsze wszystko układa się tak, jak by się chciało.


Polecamy