menu

Mateusz Piątkowski dla Ekstraklasa.net: Kto jeszcze dwa lata temu powiedziałby, że znajdę się w tym miejscu?

8 lipca 2015, 08:30 | Konrad Kryczka

- Wszystko wokół mnie dzieje się ostatnio bardzo szybko. Kto jeszcze dwa lata temu powiedziałby, że znajdę się w tym miejscu, w którym właśnie jestem? Tak naprawdę piłce poświęciłem całe życie i ona zawsze sprawiała mi wielką radość. Ciągle dążyłem ku rozwojowi i, mimo wieku, stawiałem sobie ambitne cele, które zamierzałem zrealizować. I mogę się tylko cieszyć, że w końcu zaczęło mi się to udawać - powiedział w rozmowie z naszym serwisem napastnik APOEL-u Nikozja, Mateusz Piątkowski.

Mateusz Piątkowski
Mateusz Piątkowski
fot. Wojciech Wojtkielewicz / Polska Press

Mistrz Cypru, walka o Ligę Mistrzów… Rok temu wyobrażałeś sobie, że możesz trafić do takiego klubu?
Wiadomo, rok temu moja sytuacja była zupełnie inna, niż jest teraz. Wtedy mogłem tylko pomarzyć o propozycji z takiego klubu, jak APOEL. Teraz miałem już jednak inną pozycję i cieszę się, że sprawa rozwiązała się dosyć szybko, a ja ostatecznie trafiłem do mistrza Cypru.

Zazwyczaj podpisujesz krótkie umowy. Tym razem było tak samo. Ze strony klubu nie było innej propozycji?
Nie, to właśnie klub wyszedł z propozycją dwuletniego kontraktu, a sam nie miałem nic przeciwko takiemu rozwiązaniu.

Parokrotnie podkreślałeś, że nie współpracujesz na stałe z żadnym menedżerem, ale chyba agent przy ustalaniu kontraktu z Apoelem był ci potrzebny?
Nie da się ukryć, że bardzo pomógł mi menedżer Paweł Kopeć z Wrocławia, z którym związałem się umową. Zrobił fajną robotę, jeżeli chodzi o wszelkie kwestie kontraktowe. Cieszę się, że mu zaufałem, bo nie tylko się nie zawiodłem, ale jestem naprawdę zadowolony z tej współpracy.

Wydaje się również, że bez menedżera ciężko byłoby dogadać zagraniczny kontrakt.
To jeden z powodów zawiązania tej współpracy. Zresztą, nawet gdy nie ma się menedżera, kiedy istnieje chęć podpisania kontraktu między zawodnikiem a klubem bez udziału pośrednika, to zawsze i tak pojawi się grono ludzi, które będzie chciało – mówiąc dość nieładnie – podpiąć się pod temat. I wtedy każdy może powiedzieć, czego to nie zrobił i jak nie pomógł przy danej operacji. Przy moim transferze też było trochę zamieszania, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze.

Kiedy w ogóle pojawił się temat APOEL-u? W mediach zaistniał niemal w ostatniej chwili.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko i sprawnie. Po raz pierwszy o zainteresowaniu usłyszałem bodaj 20 czerwca, a już na drugi dzień dyrektor sportowy APOEL-u zadzwonił do mnie z ofertą. Było widać, że klub – podobnie jak ja - chce jak najszybciej sfinalizować całą operację.

Były w ogóle inne konkretne oferty?
Sytuacja wyglądała tak, że co prawda zainteresowanie moją osobą było rzeczywiście dosyć duże, ale praktycznie zawsze brakowało konkretów. Pojawił się jednak APOEL, którego oferta spełniła moje oczekiwania i ambicje. Zarówno te sportowe, jak i finansowe, bo wiadomo, że wyjeżdżając za granicę, liczy się również na wyższe zarobki.

Pytam, bo ostatnio mówiło się o Śląsku.
W tym przypadku rzeczywiście było coś na rzeczy. Rozmawiałem z trenerem Pawłowskim, a także byłem na spotkaniu z prezesem Żelemem, ale nie udało nam się dojść do porozumienia. Myślę, że przede wszystkim zadecydowała chęć wyjazdu z Polski. Oferty zza granicy przemawiały do mnie po prostu bardziej niż propozycje z kraju.

To był ostatnio moment, żeby wyjechać za granicę?
Nie mam pojęcia, w końcu życie pisze różne scenariusze. Cieszę się po prostu, że zanotowałem takie osiągnięcie, jak zagraniczny wyjazd, i to właściwie tyle w tym temacie. Patrzę już tylko do przodu i mam nadzieję, że na Cyprze uda mi się jeszcze rozwinąć. APOEL to wielki klub z dużymi aspiracjami. Kilka razy zaprezentował się z bardzo dobrej strony w Lidze Mistrzów i mam nadzieję, że w tym roku będzie podobnie.

Gra o Ligę Mistrzów była jednym z elementów, która pewnie przyciągnęła cię do Nikozji.
Oczywiście, że tak. Aspekt sportowy był kluczowy. To szansa na spełnienie cichych marzeń, które siedzą w głowie. Jesteśmy w stanie powalczyć o Ligę Mistrzów. Na początek mierzymy się Vardarem Skopje i mam nadzieję, że pomyślnie przejdziemy tę rundę eliminacji.

Dyrektor sportowy APOEL-u mówił wprost, że jesteś takim napastnikiem, jakiego im brakowało.
Takie opinie mogą mnie tylko cieszyć. Od samego początku emocje, które towarzyszą mojemu pobytowi w APOEL-u, są pozytywne. Odczuwam życzliwość ze strony sztabu szkoleniowego oraz kolegów z drużyny. Czuję się tak od pierwszego dnia obozu, więc tym bardziej podchodzę optymistycznie do dalszej pracy w klubie.

O twoim odejściu z Jagiellonii mówiło się już zimą. Wtedy oprócz oferty z Niemiec, wspominano także o zainteresowaniu ze strony klubów chińskich oraz ukraińskich. Kierunek wschodni lub z jakiegoś egzotycznego kraju w tym momencie w ogóle cię interesował?
Miałem tego typu propozycje i nawet kilka osób pracowało nad tym, żeby mnie w takim kierunku wytransferować. Ja jednak skłaniałem się ku takiej opcji, dzięki której mogłem zaspokoić również swoje sportowe ambicje.

Co do ambicji. Kiedyś mówiłeś, że twoim celem jest Ekstraklasa. To osiągnąłeś, więc co teraz? Liga Mistrzów, czy może spoglądasz na reprezentację?
Wiadomo, że reprezentacja jest marzeniem każdego zawodnika. Z Ligą Mistrzów jest podobnie. Ja jednak koncentruję się na codziennej pracy. Nie wybiegam daleko w przyszłość – teraz nie mam planów sięgających dalej niż na tydzień, czy dwa do przodu. W piłce nożnej dzieje się bowiem bardzo dużo. Wszystko jest dynamiczne. W krótkim czasie sytuacja może się odwrócić o 180 stopni. Dlatego skupiam się na teraźniejszości i dopiero czas pokaże, co z tego wyjdzie.

Późno zadebiutowałeś w Ekstraklasie. Żałujesz, że nie trafiłeś do niej wcześniej?
Pewnie tak, ale z drugiej strony może z tego powodu potrafię docenić to, co mam teraz? Tak naprawdę trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu cieszę się, że ostatecznie zagrałem w Ekstraklasie. Zresztą, przeszłości już nie zmienię. Nie ma co się nad tym rozwodzić i zastanawiać, co by było, gdybym trafił do Ekstraklasy pięć, czy dziesięć lat wcześniej. Trzeba po prostu patrzeć do przodu i wyznaczać sobie nowe cele oraz wyzwania.

Masz wrażenie, że jak już wszedłeś do Ekstraklasy, to wszystko w twoim życiu zaczęło dziać się naprawdę szybko? Dwa lata w Jagiellonii, a teraz zagraniczny wyjazd.
Trudno się z tym nie zgodzić. Wszystko wokół mnie dzieje się ostatnio bardzo szybko. Kto jeszcze dwa lata temu powiedziałby, że znajdę się w tym miejscu, w którym właśnie jestem? Tak naprawdę piłce poświęciłem całe życie i ona zawsze sprawiała mi wielką radość. Ciągle dążyłem ku rozwojowi i, mimo wieku, stawiałem sobie ambitne cele, które zamierzałem zrealizować. I mogę się tylko cieszyć, że w końcu zaczęło mi się to udawać.

Myślisz przy tym, że udowodniłeś coś niektórym osobom? Kiedyś jeden menedżer powiedział ci, że do Ekstraklasy już nie trafisz.
Generalnie takie opinie można uznać za racjonalne. Ciężko bowiem wieku 28 czy 29 lat – jak było to w moim przypadku – zadebiutować w Ekstraklasie. Na mnie takie słowa działają jednak motywująco, bo mogą udowodnić komuś, że się pomylił w ocenie.

W ocenie twojej osoby nie pomylił się Robert Podoliński. Jak duży wpływ na twoją osobę miał ten szkoleniowiec?
Zawdzięczam mu bardzo dużo. Tak naprawdę to on podał mi rękę, kiedy spadliśmy z ligi z Polkowicami. Wtedy miałem problem ze znalezieniem pracodawcy, wszyscy kręcili nosem, ale trener Podoliński był innego zdania. Z wielkim przekonaniem wziął mnie do siebie, zaufał mi i cieszę się, że to u niego wypłynąłem. Później zarekomendował mnie do Jagiellonii, gdzie miał zostać trenerem. Pewnie dlatego podpisałem wtedy kontrakt z tym klubem. Kiedy ostatecznie trener przedłużył umowę z Dolcanem – choć chciał, żebym i ja został w Ząbkach – potrafił zrozumieć, że zdecydowałem się spróbować swoich sił w Ekstraklasie. A do tego wspomógł mnie jeszcze dobrym słowem. To człowiek, który patrzy na piłkę w odpowiedni sposób i cieszę się, że mogłem z nim pracować.

Zaskakuje cię, że nie poradził sobie w Cracovii?
Trochę tak. Liczyłem na to, że poradzi sobie zdecydowanie lepiej, że popracuje w Krakowie dłużej i z lepszym skutkiem. Może popełnił jakieś błędy, ale na pewno jest ich świadomy i będzie w stanie wyciągnąć wnioski z czasu spędzonego w Cracovii.

Wracając do ciebie. Masz za sobą najlepszy sezon w karierze – nie żałujesz, że nie skończyłeś go z koroną króla strzelców? Wtedy postrzeganie twojej osoby przez zagraniczne kluby też byłoby pewnie nieco inne.
Na pewno żałuję, że nie zostałem królem strzelców, ale tak naprawdę nie miałem na to wpływu. Ostatecznie ten tytuł wywalczył Kamil Wilczek, któremu przecież też kończył się kontrakt, ale i tak w Piaście grał do końca. Takie podejście do sytuacji było z korzyścią zarówno dla niego, jak i dla klubu. W lidze było kilku innych zawodników, którym kończyły się kontrakty, jak Grzegorz Kuświk, Filip Starzyński, Marco Paixao, czy Semir Stilić, ale wszyscy grali do samego końca. Ja nie miałem takiej możliwości.

Masz żal do kogoś konkretnego?
Może nie tyle mam do kogoś żal, co po prostu uważam, że byli ludzie, którzy zachowali się wobec mnie niefair. Tyle, nie chcę już komentować tej sprawy.

Do APOEL-u przeszli także Inaki Astiz i Semir Stilić. Ich obecność pomaga w aklimatyzacji?
Zdecydowanie tak. W moim przypadku występuje dodatkowo bariera językowa. Nie jest u mnie najlepiej z angielskim, ale Semir i Inaki pomagają mi w komunikacji. A przy tym rzeczywiście jest nam dużo raźniej.

To pierwsza sytuacja w twojej karierze, że musisz sobie radzić w tak międzynarodowej szatni.
Zgadza się, ale sam też od jakiegoś czasu chciałem spróbować czegoś takiego. Zobaczyć trochę inną mentalność, bo zawodnicy zza granicy też nieco inaczej podchodzą do piłki. Myślę, że z perspektywy czasu wyjdzie mi to na duży plus.

Skoro APOEL jest w stanie wyciągnąć dobrych zawodników z naszej Ekstraklasy, to chyba oznacza, że w tym momencie jest porównywalny, a może nawet lepszy, od najmocniejszych polskich klubów?
Jeżeli patrzylibyśmy tymi kategoriami, to rzeczywiście można byłoby tak stwierdzić. Prawda jest jednak taka, że czas pokaże, na ile silnym klubem jest APOEL. Być może w którejś fazie eliminacji Ligi Mistrzów mój klub spotka się z Lechem. Wtedy można byłoby ocenić różnicę i tego bym sobie życzył.

W Nikozji jeszcze nie byłeś?
Jeszcze nie miałem ku temu okazji. Wszystkich formalności dopełniliśmy w Gniewinie, a do Nikozji wylecę dopiero w poniedziałek (rozmawialiśmy w piątek – red.).

Spraw mieszkaniowych na odległość pewnie również nie załatwiłeś?
Rzeczywiście, tym się jeszcze nie zajmowałem. Początkowo mam jednak mieszkać w hotelu, a później czegoś poszukać. W tym z pewnością pomoże mi klub. Generalnie ten wyjazd będzie dla mnie czymś nowym. Przez pierwsze dni będę się musiał zaadaptować, przyzwyczaić do warunków klimatycznych, zobaczyć bazę treningową i ogólnie poznać Nikozję.

Czujesz, że teraz jest twój najlepszy czas w piłce? Że jesteś najlepiej przygotowany piłkarsko oraz mentalnie do gry?
Dokładnie tak. Otworzyłem się na wiele rzeczy. Myślę, że najlepszym tego dowodem jest przede wszystkim to, jak duży postęp zrobiłem w ostatnim czasie.

Rozmawiał: Konrad Kryczka/Ekstraklasa.net

Więcej o TRANSFERACH


Polecamy