Mateusz Cetnarski dla Ekstraklasa.net: Morale drużyny nie ucierpiało
- Nie możemy się załamywać, przecież jeszcze nie wszystko stracone. Musimy chodzić z głowami do góry, bo gdybyśmy spuścili je już teraz, to nie mamy co liczyć na utrzymanie - mówił po meczu w Bielsku-Białej pomocnik łódzkiego Widzewa, Mateusz Cetnarski. Jego drużyna przegrała z Podbeskidziem 0:1.
fot. Łukasz Łabędzki
Widać po Was ogromne rozczarowanie. Chyba nie tak miała wyglądać inauguracja wiosny w wykonaniu Widzewa.
Przed meczem mieliśmy do Podbeskidzia dwa punkty straty, więc jechaliśmy tu z postanowieniem wyprzedzenia bielszczan w tabeli. Nie chcieliśmy dopuścić do tego, by rywale odskoczyli nam na pięć "oczek", ale niestety tak się stało. Zostało nam jeszcze piętnaście meczów i w każdym innym musimy punktować.
To pięć punktów to jest dużo? Czy w perspektywie podziału punktów nie ma się czym martwić?
To w końcu dwa mecze różnicy, więc na pewno różnica jest spora. Nie patrzmy na razie na podział punktów, bo jeszcze tego podziału nie ma. Musimy pracować nad sobą i w następnych kolejkach zapracować na to, by ten dystans zniwelować.
Spytam o dwie sytuacje boiskowe - najpierw rzut karny. Z jakiej perspektywy widział Pan tę sytuację?
Zbyt dobrze tego nie widziałem, więc nie mogę jednoznacznie ocenić. Sędzia uparł się, że rzut karny był, ale rozmawialiśmy już z komentatorami i mieli oni różne opinie. To chyba jedna z tych sytuacji, że jedni by odgwizdali, a drudzy nie.
A czerwona kartka Urdinova? Będziecie mieli po tym meczu pretensje do Macedończyka?
Z boiska wydawało się, że w jego wejściu nie było dużo siły, choć rzeczywiście wszedł w przeciwnika z wyprostowaną nogą. Szkoda, bo to był kluczowy moment tego meczu. Na tym poziomie grać w dziesiątkę i mimo to wygrać lub nawet zremisować jest bardzo ciężko.
Wyszliście na mecz z Podbeskidziem z aż sześcioma debiutantami w wyjściowym składzie. Na boisku czuć było brak zgrania?
Wydaje mi się, że nie było to dla nas problemem. W sparingach ta współpraca wyglądała całkiem nieźle, więc brak zgrania raczej nie stanowił tu dla nas przeszkody. To normalne, że w przerwie zimowej do drużyny trafia kilku nowych chłopaków, tak jest przecież na całym świecie. Im szybciej się do tego dostosujemy, tym lepiej dla nas.
Morale drużyny opadną po takim meczu? Nie ma co ukrywać, że był on jednym z ważniejszych na tym etapie sezonu.
Nie możemy się załamywać, przecież jeszcze nie wszystko stracone. Musimy chodzić z głowami do góry, bo gdybyśmy spuścili je już teraz, to nie mamy co liczyć na utrzymanie.
Kolejna zła informacja jest taka, że w następnym meczu zabraknie pauzujących za kartki Urdinova, Lafrance'a i Visnakovsa. W Waszym przypadku to duży kłopot.
Jak najbardziej, Kevin i "Wiśnia" to nasi podstawowi zawodnicy, wręcz filary Widzewa. Trudno będzie ich zastąpić, ale przecież nie ma ludzi niezastąpionych. Jest w naszej drużynie kilku głodnych gry chłopaków, którzy za tydzień wskoczą do składu i na pewno dadzą od siebie sto procent. Dziś pokazał to choćby debiutujący Patryk Wolański. Spisał się bardzo dobrze.
Mecz z Podbeskidziem był dla Pana debiutem w barwach Widzewa. Dla wielu było zaskoczeniem, że po zaledwie kilku tygodniach w drużynie przypadła Panu kapitańska opaska. Pan się tego spodziewał?
Przede wszystkim wolałbym, żeby mój debiut był zwycięski. Nie chcę na gorąco oceniać swojej gry, muszę ten mecz jeszcze raz obejrzeć i dokładnie przeanalizować. Oczywiście nie spodziewałem się, że od razu będę kapitanem. Tak zadecydowała jednak drużyna wraz z trenerem, co było dla mnie dużym wyróżnieniem.
Rozmawiał Przemysław Drewniak / Ekstraklasa.net