Martin to kolejny Gorcouff, a nie Zidane
Francja ma nowego Zidane'a, tak? No, zapewne Marvin Martin pójdzie w ślady... Yoann Gourcuff'a, który swego czasu też został ogłoszony następcą genialnego numeru 10.
Od lipca 2006 nad Sekwaną trwa szukanie na siłę kogoś, kto będzie w stanie zastąpić najlepszego piłkarza w historii francuskiego futbolu. Tylko po co? Przecież wszyscy wiedzą, że Zinedine Zidane to człowiek, którego nikt nigdy nie zastąpi. A Francuzi tylko przez takie porównania wywołują na swoich graczach niepotrzebną presję. Bo zastąpić na boisku legendę takiego pokroju - to działa na wyobraźnię i ciężko sobie z tym poradzić.
Po mundialu w Niemczech tęsknotę za ZZ miał znieczulić Franck Ribery, ale nie poradził sobie z tym zadaniem i Francja pod jego wodzą niczego wielkiego nie ugrała. Nic nie ugrała. Potem wszyscy byli wpatrzeni w Gourcuff'a. I w sumie aż dwa fakty łączyły obu piłkarzy. Pozycja i gra w Bordeaux. Są jeszcze głosy, że styl też mają podobny - ale to bardzo wątpliwe.
I taki Gourcuff tak samo szybko zgasł jak został okrzyknięty następcą ZZ. Ciężko się spodziewać, żeby z Martinem było inaczej. Co z tego, że zaliczył debiut taki jak Zidane? Może nawet o asystę lepszy. Jak i tak nigdy nie będzie grał tak ja jego wielki poprzednik.
Francuzów można zrozumieć, że kreują nowy numer 10, bo od kiedy ten największy odszedł, "Trójkolorowi" prezentują się koszmarnie.