Mariusz Pawełek dla Ekstraklasa.net: Jestem "człowiekiem pracy"
- Nie rozumiem fenomenu sprowadzania do Polski anonimowych piłkarzy z zagranicy. Przychodzi obcokrajowiec strzeli jedną bramkę i dla nas staje się drugim Pele, drugim Messim, najbardziej zajebistym piłkarzem na tej planecie. A po trzech miesiącach? Znika. Nie ma piłkarza. Gra totalny piach. Dziwactwem jest to, że u nas obcokrajowca traktuje się lepiej, niż swojego rodaka. Zupełnie na odwrót, niż ma to miejsce zagranicą - mówi Mariusz Pawełek, bramkarz tureckiego Adana Demirspor.
Kiedy wrócisz już do Polski, to spokojnie będziesz mógł rozkręcić "kebabowy interes". Najpierw Konyaspor, później Çaykur Rizespor, teraz Adana Demirspor...
Pomysł naprawdę fajny. Wydaje mi się jednak, że gdybym zaczął serwować w Polsce takie kebaby, jakie podają tutaj w Turcji, to nie bardzo by się to przyjęło. W Turcji ostry sos to podstawa i to przygotowany na naturalnych składnikach. U nas w kraju mamy większy wybór. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że gdyby jakiś Turek skosztował „naszego” kebabu, to swojego nigdy by już nie serwował.
Ciężko jest żyć w Turcji?
Życie w Turcji nie jest trudne, ale pod warunkiem, że przyjechało się tutaj pracować. Jeżeli tutejsi ludzie widzą, że jesteś pracowitym człowiekiem, to żyje ci się naprawdę dobrze, a ja jestem takim „człowiekiem pracy”. W Odrze Wodzisław zaczynałem od kontraktu na poziomie 100 zł., a miałem wtedy 15 lat. Od tamtej pory nauczony jestem, aby walczyć. Turcja nie jest dla mnie złym miejscem do życia.
Jesteś nerwowym człowiekiem? Kilka razy potrafiłeś się wkurzyć.
Wiem do czego pijesz, ale zrozum - wracasz z Turcji do Polski, dostajesz zaproszenie na mecz Hiszpania – Chorwacja podczas finałów ME od ŚP. Dawida Zapiska, a w prasie na twój temat wypisują stek bzdur. Jakiś dziennikarz pisze, że nieudacznik Pawełek paraduje w koszulce reprezentacji Hiszpanii. Hiszpania... Lubię ten kraj i prezentowany przez nich styl gry. Koszulkę dostałem od ŚP. Dawida. I co? Gdy byłem w Turcji nikt nie napisał o mnie zdania, że broniłem nieźle. Przepraszam, napisali tylko wtedy, kiedy puściłem jakiegoś „babola”. A czy grać w lidze tureckiej jest łatwo? Na pewno nie!
Pokazanie środkowego palca do jednego z kibiców Wisły...
Potrafiłem się wkurzyć. Dwa razy byłem w stanie pokazać obraźliwy gest w kierunku jakiegoś kibica, raz obraziłem kogoś tam pisemnie. Zaznaczę jednak, że nigdy nie potrafiłbym powiedzieć prawdziwemu kibicowi, mojemu fanowi czegoś przykrego prosto w twarz. Powtarzam i akcentuję jednak słowo – prawdziwemu. Jakiś gość zaczął krzyczeć z trybun coś pod moim adresem. Odwróciłem się i pokazałem mu gest oznaczający „fuck you”. Jakiś fotoreporter zrobił w tym momencie zdjęcie i poszło... Zdarza się. Prawdziwych kibiców naprawdę szanuję. Szanuję tych, którzy znają mnie jako piłkarza, ale i jako człowieka.
A pamiętny wpis na facebooku pod adresem jednego z kibiców, który naśmiewał się z puszczonej przez ciebie bramki - "Kim ty jesteś pedale szmato ze sie wypowiadasz cioto popatrz w lustro!!!"
Szczerze? Nie interesuje mnie to. Napisałem taki, a nie inny tekst i na pewno gdybym miał zrobić to raz jeszcze, to zrobiłbym to samo. Opinie innych tego typu ludzi wcale mnie nie obchodzą. Ja się tego nie wstydzę. Napisałem, co myślałem. Mnie też to zabolało. Chciałbym spotkać się z tym gościem i pogadać – prosto w oczy. Bo napisać coś jest łatwo. Dużo trudniej jest powiedzieć coś komuś stając z nim twarzą w twarz. Bić się nie będziemy. Ty mi to powiesz, ja to przyjmę do wiadomości i dziękuję. A tak? Napisać można wszystko.
Kiedy byłeś w Polonii, to mówiło się, że albo ktoś "puścił Przyrosia", albo "puścił Pawełka".
Czym jesteś starszy, to masz większy dystans to tych wszystkich komentarzy na twój temat. Dopiero w wieku 15 lat po raz pierwszy stanąłem na bramce. Nie miałem indywidualnego trenera jak chociażby Fabiański, czy Szczęsny, których od początku prowadził trener Dowhań. Ja zaczynałem jako obrońca i tylko dzięki swojej ciężkiej pracy zaszedłem w to miejsce, w którym byłem później. Przylepiono mi łatkę bramkarza, który puszcza babole. Niech piszą co chcą. Ktoś to musi później przecież czytać...
Nie mieli racji?
Pewnie po części mieli rację i mieli prawo mieć też jakąś swoją opinię na mój temat. A każdy popełnia błędy. Piłka nożna to gra błędów...
Kibice nie znają się na piłce?
Znają się, a przynajmniej większość się zna. Dużo kibiców jednak nie wie i nie zdaje sobie sprawy z tego jak futbol wygląda od środka. Pawełek w Wiśle... No tak, miał dobrą obronę, to było mu łatwo. Jasne... Nikt nie wie chyba, jak duża presja ciąży na bramkarzu w takim zespole jak Wisła Kraków. Zawsze było pod górkę. Co chwila w bramce „Białej Gwiazdy” miał bronić inny bramkarz. Na obozy nowych golkiperów przywożono „autobusami”, a później okazywało się, że między słupkami i tak stał Pawełek. Tylko jakie ja miałem zaufanie? Chciałem się pokazać, a jak chcesz zbyt mocno się pokazać, to później zaliczasz jakąś wpadkę.
Chociażby w meczu z Zagłębiem Lubin, kiedy puściłeś gola niemalże z połowy boiska.
Zdarzyło się... W szatni po tym golu było gorąco, mimo iż mecz wygraliśmy 4:1. Oberwało mi się wtedy ostro. Dopiero na następny dzień usiedliśmy razem na spokojnie z trenerem Maciejem Skorżą i wszystko sobie wytłumaczyliśmy. To była bardzo przyjemna rozmowa i bardzo mi potrzebna, bo nie ukrywam był to ciężki okres w moim życiu.
Koledzy z drużyny ci ufali?
Nie wiem jaką miałem opinię wśród kolegów, bo tego nikt ci nigdy wprost nie powie. Uważam jednak, że mieli o mnie dobre zdanie. Może nie byłem typem Radka Majdana, który dobrze grał na linii. Ja zawsze grałem stosunkowo „wysoko” i przez to nie raz zdarzyło mi się puścić głupiego gola, ale współczesny bramkarz musi tak grać. W bardzo młodym wieku trafiłem do Wisły. Dodatkowo trenowałem na początku u Dana Petrescu, który w bardzo niepochlebnych słowach wypowiadał się na temat polskich piłkarzy. Dziś te słowa mogę nazwać stekiem bzdur. W Wiśle było kilku już wiekowych piłkarzy jak chociażby Tomek Kłos, czy Paweł Kryszałowicz. Oni nigdy nie narzekali na treningu. Zapieprzali na całego. Robili wszystko to, co on chciał. Jestem o tym święcie przekonany, że dziś ma tego świadomość, że w tamtym okresie przygotowawczym popełnił kilka rażących błędów. Przecież my po tym obozie wyglądaliśmy jak reklama chodzącego głodu. Nie wierzysz? Mam zdjęcia, to ci pokażę. Treningów z piłką nie było praktycznie w ogóle. Tylko bieganie i taktyka.
W Turcji piłkarze trenują inaczej, niż w Polsce?
W Turcji dużo biegamy. Po kilku pierwszych miesiącach, które spędziłem w Turcji po odejściu z Polonii Warszawa, straciłem na wadze jakieś 5 kilogramów. Treningi są tu jednak bardzo podobne do tych, które mamy w Polsce. Pewnie chcesz się dowiedzieć dlaczego w takim razie Turcy potrafią ugrać coś w Europie, a nasze kluby odpadają już w fazach eliminacyjnych? Odpowiedź jest bardzo prosta. Nie potrafimy utrzymać w zespołach najlepszych piłkarzy. Kiedy już dochodziło do walki o Champions League, to mistrz Polski sprzedawał najlepszych zawodników. Jak tu osiągnąć sukces? Nie rozumiem też fenomenu sprowadzania do Polski anonimowych piłkarzy z zagranicy. Przychodzi obcokrajowiec strzeli jedną bramkę i dla nas staje się drugim Pele, drugim Messim, najbardziej zajebistym piłkarzem na tej planecie. A po trzech miesiącach? Znika. Nie ma piłkarza. Gra totalny piach. Dziwactwem jest to, że u nas obcokrajowca traktuje się lepiej, niż swojego rodaka. Zupełnie na odwrót, niż ma to miejsce zagranicą. Dlaczego właściciele polskich klubów nie chcą zainwestować w wychowanków i postawić na polską młodzież? U nas nie ma wsparcia dla młodych polskich zawodników.
Po co była ci ta Polonia? Warto było wracać do Polski?
Chciałem grać. Przez dwa miesiące przygotowywałem się indywidualnie. Menadżerowie zapewniali mnie, że na pewno znajdą coś dla mnie, a czas uciekał. Codziennie dojeżdżałem po 80 km. do Katowic do trenera Kurdziela, z którym trenowałem. Poświęcałem się temu bez reszty. Miałem oferty m.in. z Piasta Gliwice, czy Zagłębia Lubin, ale je odrzuciłem, ponieważ liczyłem wciąż na jakąś konkretną propozycję z Turcji. Ostatecznie się na nią nie doczekałem. Chwyciłem się więc tego co zostało. Zgłosiła się Polonia Warszawa. A później... To było przeżycie... Nie życzę nikomu, aby musiał przeżywać coś takiego, co spotkało mnie i innych piłkarzy z Polonii.
Najtrudniejszy okres w twoim życiu?
Pojawia się nowy prezes, nowe nadzieje. A wiadomo co się stało... Za prezesa Wojciechowskiego piłkarze mieli wszystko, dosłownie wszystko, a brakowało tylko atmosfery. Za Króla była atmosfera, ale nic poza tym. Ludzi, którym zależało na tym klubie mógłbyś policzyć na palcach jednej ręki. Takich bzdur jakie nam wmawiano, nigdy wcześniej nie słyszałem. W Odrze Wodzisław również nie raz nie było zbyt kolorowo, ale tam ludzie byli z nami szczerzy. Wiedziałeś kiedy będzie źle, a kiedy będzie lepiej. Zawsze mogłeś coś zaplanować. Nie miałeś zbyt wysokiego kontraktu, ale był on wypłacany. Wiedziałeś kiedy musisz coś zaoszczędzić, aby mieć na święta, na prezenty dla najbliższych, a jak nie to pan Serwotka wręczał ci paczkę i też było przyjemnie. W Polonii? Prawdziwy rollercoaster. Powiem szczerze, że aż szkoda słów... W pewnym momencie graliśmy dla siebie. O tym co było zapisane w kontrakcie mogliśmy zapomnieć.
A bez kasy nie wyżyjesz...
W Polonii żyłem za to co zarobiłem w Turcji. Ludzie sobie pomyślą – ale gada głupoty. Zdobył kilka razy mistrzostwo Polski z Wisłą, zdobywał z nią inne trofea, medale i narzeka na kasę. Tylko co ja z tymi medalami zrobię? A kasa? Nie zarabiałem w Wiśle źle, ale nie były to pieniądze, o jakich myśli większość kibiców. W Polsce brakuje doradców finansowych, którzy potrafiliby poprowadzić młodego zawodnika i pomóc mu w oszczędzaniu i inwestowaniu zarobionych pieniędzy. Teraz patrzę na to zupełnie inaczej, ale kiedyś też byłem młody. Kiedy podpisywałem kontrakt z Wisłą, to już na samym początku mogłem kupić mieszkanie w Krakowie. Nawet i na kredyt, ale miałbym swoje. Gdyby jakiś kolejny piłkarz przychodził grać do Wisły, to spokojnie mógłbym mu je wynajmować. A co robi młody piłkarz podpisując swój pierwszy poważny kontrakt? Po pierwsze kupuje auto. I ja też taki byłem. Zamiast kupić mieszkanie i nie płacić komuś za wynajem 1500, czy 2000 zł miesięcznie, kupuje się samochód. Tak nie powinno to wyglądać. Miałem szczęście, że jeszcze zanim trafiłem do Polonii nawiązałem kontakt z osobą, która zajmowała się moimi oszczędnościami. Tylko dzięki niej miałem odłożoną pewną kwotę, za którą mogłem później normalnie funkcjonować będąc w warszawskim klubie. A życie w Warszawie jest drogie. Masz żonę, dzieci... Wszystko kosztuje. Obciążenie psychiczne było bardzo duże. A aby grać dobrze w piłkę, to głowę musisz mieć czystą. Nie może być zawalona problemami. W Polonii było to niemożliwe.
Ale ostatecznie do Turcji i tak udało ci się wrócić.
Dostałem telefon, czy nie chcę podpisać kontraktu z Çaykur Rizespor. Na początku myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie jaja, ale widzę, że wyświetlił się numer turecki, więc musi to być poważna propozycja. Zapytałem się z kim mam przyjemność. Okazało się, że po drugiej stronie był sam prezes tego tureckiego klubu. Usłyszałem, że na mojego maila zostanie zaraz wysłana oferta. Poproszono abym się z nią zapoznał i w ciągu 15 minut dał znać, czy jestem zainteresowany. Wszystko działo się w sobotę, podczas chrztu mojej córki, a już w poniedziałek byłem w Turcji na rozmowach z właścicielami klubu. Bez problemu zgodziłem się podpisać kontrakt, mimo iż ostatecznie oferta nieco różniła się od tej, którą otrzymałem na maila.
Samopoczucie uległo chyba znacznemu polepszeniu?
Odżyłem psychicznie. Kiedy przyjechałem do domu, zaraz po podpisaniu kontraktu, żona przywitała mnie ze łzami w oczach. My byliśmy po naprawdę ciężkim okresie w naszym życiu.
Ale musisz przyznać, że nie do końca Çaykur Rizespor okazał się takim dobrym pomysłem...
Na początku sezonu byłem podstawowym bramkarzem w beniaminku tureckiej ekstraklasy. Dopiero przed spotkaniem z Gaziantepsporem zostałem odsunięty i to w bardzo dziwnych okolicznościach od zespołu. Na treningu pojawił się bramkarz, z którym podpisano kontrakt. Trener zaprosił mnie do siebie i poinformował, że nie pojadę na mecz, ponieważ chce zagrać nowym systemem z nowym bramkarzem między słupkami. Pomyślałem – OK i tak nic nie zmienię. Sprawdziłem listę piłkarzy, którzy mieli jechać na to spotkanie. Okazało się, że znajduje się na niej pięciu obcokrajowców, a limit w Turcji wynosił sześciu graczy spoza tego kraju, którzy mogli znaleźć się w kadrze meczowej. Wróciłem więc z listą do trenera i zapytałem dlaczego nie zabierze mnie nawet jako rezerwowego? Zrobił zdziwioną minę i oznajmił mi, że i tak nie kupiono dla mnie biletu.
I poszedłeś na wypożyczenie.
Do końca sezonu zostałem wypożyczony do Adana Demirspor. Prezes tego klubu chce wykupić mnie definitywnie, ale co z tego będzie, to zobaczymy. Chcę grać, a w tym zespole jestem podstawowym bramkarzem i liczą na mnie. W Rizesporze nie straciłem miejsca w drużynie przez kontuzję, jak informowały niektóre media w Polsce, a po prostu nie pasowałem do koncepcji trenera. A tutaj w Adanie naprawdę czuję się szczęśliwy i potrzebny.
Tłumaczyć wywiadów na język angielski nie musisz?
Ha! Wywiad z Marcinem Robakiem? Nie mówiłem perfekcyjnie po angielsku, ale nie bałem się wystąpić w tym programie. Nie chciałem robić wtedy za tłumacza, bo miał nim być menedżer Marcina Robaka. W ostatniej chwili dowiedzieliśmy się, że jednak nie będzie on obecny podczas kręcenia tego materiału i to ja zostałem poproszony o to, aby go zastąpić. Jest to gdzieś zamieszczone w sieci i niech ludzie sobie teraz na to patrzą, oglądają i śmieją się pod nosem...
Pawełek, Pawłowski... Co jest nie tak z językiem angielskim i polskimi bramkarzami?
Ale ja nie popełniłem takich gaf jak Pawłowski! Nie porównujcie mnie do niego! (śmiech) Zresztą wiem jakie opinie krążą o bramkarzach. Jedną sprzedał mi Cleber – bramkarz albo jest szalony, albo musi być... gejem (śmiech).
Masz świadomość tego, że ta twoja przygoda z piłką powoli dobiega końca? Młody już nie jesteś.
Nie czuję się staro. Oby omijały mnie kontuzje, to będę cały czas czuł się młodo. Fizycznie wyglądam bardzo dobrze. Chciałbym pograć w piłkę do 36 roku życia. W Turcji czuję się jak na razie bardzo dobrze i nie myślę o powrocie do Polski. Tutaj jestem doceniany za pracę jaką wykonuję. A co później? Chcę dobrze wyglądać. Nie być zapuszczonym (śmiech). Chciałbym w mojej miejscowości otworzyć profesjonalne centrum fitness, a także popracować z dziećmi. Może jakaś szkółka piłkarska? Chciałbym też poświęcić się rodzinie. Bez niej nie wytrzymałbym na dłuższą metę zwłaszcza, że pochodzę z wielodzietnej rodziny, bo mam sześciu braci i cztery siostry.
Ostatnio modne stało się pisanie książek. Nie planujesz nic w tym temacie?
Nigdy nie byłem dobry z polskiego. Mam problemy z ortografią (śmiech). Gdybym miał już jednak coś kiedyś napisać, to uważam, że byłaby to ciekawa opowieść. Naprawdę miałbym sporo do powiedzenia...