Marcin Sasal dla Ekstraklasa.net: Nikt tutaj nie stoi z karabinem, że mamy awansować
- Na pewno mam zatem doświadczenie, ale inaczej podchodzę do tego, niż było to trzy, cztery czy pięć lat temu. Rozważniej i spokojniej, chociaż sędziowie nadal mnie denerwują - stwierdził w rozmowie z Ekstraklasa.net trener Dolcanu Ząbki, Marcin Sasal
Na treningu panuje świetna atmosfera. Przynajmniej tak to wygląda z naszej perspektywy.
Z boku widzicie to chyba najlepiej, bo od środka pewnych rzeczy się nie zauważa. Sądzę jednak, że tak jest. Zawodnicy są świadomi, popracowali ciężko. Teraz zeszliśmy trochę z obciążeniem, ale myślimy już o niedzielnym spotkaniu.
Pana system gry jest jednak inny niż Roberta Podolińskiego. Patrząc po treningach i sparingach, trudno jest „przestawić” drużynę?
Nie wiem, skąd i jakie macie informacje na temat systemu gry…
Nie wiemy co prawda, jak pan zagra, ale myślimy, że jednak inaczej niż trener Podoliński.
Nie powiem, że mamy rozbieżne zdanie na temat piłki nożnej, ale czy zagramy trójką, czy zagramy czwórką, to zwracamy uwagę na co innego. Popatrzyłem na to, co prezentuje zespół, kiedy próbowaliśmy grać 4-2-3-1, 4-3-3 czy 3-5-2 i próbujemy coś z tego zmontować. Przede wszystkim, to nie system gra, a zawodnicy. I o tym trzeba pamiętać. Też musiałem się tutaj zmierzyć z nowym systemem, zadaniami i z tym, co mieli przekazane piłkarze. Część rzeczy toleruję, część nie. I spróbujemy to pozbierać. Na pewno nie będziemy robić tutaj rewolucji, tylko kontynuację tego, co było. Skoro bowiem zespół trzy lata coś prezentował, a większość zawodników tutaj została, to będziemy dążyli, aby grać bardzo podobnie, ale na pewno nie tak samo.
A jest pan zadowolony z wyników sparingów?
Ja na to nie patrzę. Już się tego oduczyłem. Kiedyś jarałem się, że ograliśmy 2:0 mistrza Rumunii, Otelul Galati bodajże. Wtedy wyglądaliśmy bardzo dobrze fizycznie, ale liga to jest zupełnie co innego. Popełniliśmy sporo błędów, które analizujemy. Zastanawiałem się nawet przy doborze przeciwników, czy na koniec nie zagrać ze słabszym, ale to nie jest istotne. To już historia. W ostatnim sparingu Wisła Płock zagrała z nami zasłużenie. Byliśmy zespołem słabszym i nie ma co się tłumaczyć, że mieliśmy pięć sytuacji i rzut karny po jakiejś ręce. Ja do tego jednak zupełnie nie przywiązuję wagi, a zwracam uwagę na to, co widzę na boisku, jakie są błędy i co jeszcze zrobić. Po tym meczu okazało się, że ten tydzień jest jeszcze potrzebny, żebyśmy przeciwko Arce nie popełniali takich błędów, jakie robiliśmy. I tyle.
Pan już myśli o tym, jak zastąpić w Dolcanie najlepszego strzelca, Dariusza Zjawińskiego?
Przypomnę, że klub był już w takiej sytuacji. Odchodzili Piątkowski i Tataj. I teraz kolejny raz dzieje się tak, że odchodzi zawodnik, który ma strzelonych naście bramek. I to na pewno jest trudna sytuacja. Nie jest jednak powiedziane, że jeżeli Zjawiński by został, to strzeliłby w tym sezonie znów 21 bramek. Z pewnością był w dobrej formie, ale kiedy tak właściwie zawodnicy odchodzą? Albo jak są słabi i dostają od dyrektora kopa za bramę, albo jak są dobrzy i chcą ich kluby Ekstraklasy. Ja rozumiem decyzję „Zjawki”. Dla niego była to jedna z ostatnich szans, aby w Ekstraklasie zaistnieć na dłużej, bo debiutował już jako młody chłopak.
My sobie radzimy. Zrobiliśmy takie transfery, na jakie relatywnie nas stać. Jest kilku zawodników, którzy mogą zastąpić Zjawińskiego na tej pozycji. Czy znajdziemy strzelca? Proszę pamiętać, że zespół zdobył w ubiegłym sezonie 60 bramek, a Zjawiński 21. Pozostałe 39 goli ktoś strzelił. Nie sędzia i nie powietrze. Trzeba się zatem cieszyć, że nie mamy tutaj drużyny, w której był jeden strzelec, a później przypadkowo doszły dwa samobóje i ktoś jeszcze dołożył jedno trafienie. Tu cały zespół pracował na te 60 bramek. Na „Zjawkę” też.
Jeżeli chodzi o transfery, to do drużyny sprowadzono głównie zawodników relatywnie młodych.
Taką przyjęliśmy tutaj strategię z właścicielem i prezesem. Mamy młody zespół, nie mamy wielu doświadczonych zawodników. Spójrzmy na to, co zawsze liczy np. Orange Sport – ilość meczów wszystkich zawodników w ekstraklasie. U nas ta liczba nie jest wielka. Pod tym względem naprawdę nie mamy aż tak doświadczonego zespołu. Mamy natomiast zawodników… moim zdaniem nie młodych, bo są to tacy, którzy już powinni grać. To raczej gracze bez doświadczenia.
W I lidze jest wymóg młodzieżowca. W zeszłym roku Długołęcki był młodzieżowcem, a za miesiąc już nie będzie. On jednak płynnie przejdzie z tego wieku do drużyny, bo ma duże szanse na granie. Natomiast część zawodników, która miała taki status, nie będzie miała teraz miejsca i może to być dla nich ostatni sezon w I lidze. Takie jest życie. Część wykorzystuje szansę, a część nie. Generalnie jednak mamy młodą drużynę. A jaka jest dokładnie średnia wieku pierwszej jedenastki, przekonamy się w niedzielę.
Mikita i Cichocki są wypożyczeni na takiej zasadzie, że Legia korzysta na ich ogrywaniu, a wy na tym, że macie niezłych zawodników? Nie ma żadnej opcji wykupu?
Współpracujemy z Legią i ta współpraca musi być dwustronna. Ja już tutaj wcześniej współpracowałem z nią pod kątem wypożyczenia Artura Jędrzejczyka. Wtedy może miałem lepszy kontakt z trenerami i działaczami warszawskiego klubu. Wiadomo, że „Jędza” został w końcu sprzedany za duże pieniądze i osiągnął poziom reprezentacyjny. Stało się to jednak m.in. dlatego, że grał w GKS-ie Jastrzębie, później u nas, potem trafił do Korony, do słabszego zespołu ekstraklasy. I to obycie ligowe się zwróciło.
I taką samą politykę mamy tutaj obecnie. Ja byłem raz na rozmowie z prezesem Leśnodorskim, a prezes Szczęsny jest z nim w kontakcie praktycznie cały czas. I Legii brakuje właśnie czegoś takiego, że młody zawodnik, którego gdzieś tam wpuszczą, przeskakuje, jak to mówię, o dwie, czy nawet trzy, szatnie. I on w tym pierwszym zespole w ekstraklasie się nie łapie, tylko gra ogony. I teraz, wrócić z powrotem do trzeciej ligi, to raczej nie, bo taki gracz jest gdzieś pomiędzy tymi poziomami. I takie wypożyczenie jest rozwiązaniem. Ja wiem, że jest Sosnowiec. To też jakieś wyjście. Ale Sosnowca z Warszawy nie widać, nawet jak się popatrzy z Pałacu Kultury i Nauki przy bezchmurnym niebie. To jest jednak daleko, a my jesteś tutaj, bardzo blisko. Tak zresztą wcześniej robił trener Urban i Jacek Magiera. Przyjeżdżali tutaj i obserwowali swoich zawodników. I to jest z pewnością z korzyścią dla tych graczy, którzy naprawdę mają aspiracje. Jak się z nimi porozmawia, to oni bardzo chętnie zagrają z Legią w Lidze Mistrzów, żeby tylko warszawski klub awansował. Tylko najpierw trzeba tutaj popracować, zostawić trochę zdrowia, żeby osiągnąć pewien poziom fizyczny. A żeby tego dokonać, to powiem szczerze, trochę pracy muszą jeszcze włożyć.
Mówimy tu o młodych zawodnikach, o transferach. Pan jest zadowolony ze składu personalnego, czy chciałby jeszcze wzmocnienia na jakąś konkretną pozycję? Na przykład lewą obronę, bo odszedł Rafał Grzelak?
Pamiętam, jak Rafał jako młodzieżowiec rywalizował tutaj, jeszcze w trzeciej lidze, o miejsce w składzie z bodaj Chudzińskim i Góreckim. I rozwinął się chyba na tyle, że nadszedł czas na ekstraklasę. Rafał grał bardzo dobrze i trudno będzie go zastąpić, ale nie ma jednak ludzi niezastąpionych. My już o tym zapomnieliśmy. Mamy taki zespół, jaki mamy. Na pewno chciałbym, żeby jeden z tych transferów wypalił na tyle, że będzie to chłopak, który strzeli naście bramek. Pod tym kątem szansę mają Chałas, Neumann czy Mikita.
Jeżeli chodzi o pozycję napastnika, mogliśmy sięgnąć po bardzo doświadczonego zawodnika na tę pozycję. Rozważaliśmy choćby powrót Maćka Tataja do klubu. Zdecydowaliśmy się jednak dać szansę takim, którzy są na zakręcie. Dla których będzie to praktycznie być albo nie być. Albo powrót do Ekstraklasy, albo piłka amatorska. Oni mają zatem o co grać. Chyba nie ma silniejszej motywacji. Albo wracamy na „budowę”, albo gramy w piłkę.
Jeszcze, jeżeli chodzi o wzmocnienia.Sprowadzenie Tadrowskiego to pana autorski transfer?
Nie ukrywam, że z prezesem i właścicielem Pogoni żyjemy w zgodzie. Przede wszystkim są to oszczędności dla klubu, bo mamy do czynienia z transferami bezgotówkowymi. Pogoń też ma z tego korzyść, bo ogra zawodnika, którego trener Wdowczyk jeszcze nie widzi w zespole i nie wiadomo, czy będzie go widział. Przypominam ponadto, że jest to zawodnik, który grał w zespole, który awansował do ekstraklasy, więc doświadczenie ma. I tam grał, a nie siedział na ławce, choć jest oczywiście trochę rozżalony, że nie skonsumował tego awansu.
I teraz następna sprawa. Szukaliśmy lewego obrońcy, żeby zastąpić Grzelaka. Ja z Julienem na pewne tematy rozmawiałem i on jest na tyle uniwersalny, że w zespole może zagrać na trzech pozycjach, tak jak robił to w Lille. I to jest istotne. Zdecydowałem się na takiego zawodnika, który grał, jest przygotowany fizycznie i w każdej chwili może wejść do pierwszej jedenastki na pozycję, na której będę miał problemy.
W tamtym sezonie Dolcan zajął trzecie miejsce. W tym został przed drużyną postawiony jakiś cel minimum?
Ambitnie to na pewno trzeba zdobywać wyższe miejsce, niż zostało zajęte. Ja kiedyś jakieś ósme zrobiłem, potem Robert Podoliński lepsze, chyba siódme, później trzecie, więc cały czas widać progres tej drużyny. Teraz ekstraklasa? Tylko trzeba jeszcze światła, trybunę, podgrzewaną płytę… Trzeba mieć jeszcze gdzie trenować, bo jak widzicie, dzisiaj mamy średnie warunki, nie do końca takie, jakie trzeba (rozmawiamy na bocznym boisku Dolcanu – przyp. red.), ale wynajmujemy również boisko w Rembertowie. Pod względem warunków jednak, w porównaniu z tym, co było tu przed pięciu laty, to naprawdę się poprawiło. Bo ja pamiętam, co i jak tu było.
Wszystko stopniowo, nie na wariata. Tutaj nie ma ciśnienia i nikt nie stoi z karabinem, że mamy awansować. Któryś z dziennikarzy, chyba Maciek Białek, powiedział mi dzisiaj (rozmawialiśmy we wtorek – przyp. red.), że jesteśmy solidnym pierwszoligowcem. I tak jest. My chcemy tę solidność po takiej zmianie pokazać. Bo to jest zmiana na pewno trudna dla klubu. Odchodzi trener ze sztabem, dwóch zawodników z podstawowego składu, a przypominam, że już tak było, kiedy odchodziłem do Korony. Wtedy również odeszli najlepszy strzelec oraz jeden z podstawowych zawodników (Tataj i Lech – przyp. red.). I było bardzo ciężko, bo zespół do końca walczył o utrzymanie, mimo że był zostawiony z 31 punktami. Zatem teraz tutaj wszyscy są świadomi tego, że samo się nie wygra. Piłkarze inaczej pracują, treningi mają inny charakter i zobaczymy, jakie przyniesie to efekty. Trochę pozmienialiśmy, ale piłkarze muszą iść do przodu, bo nie możemy na tych samych obciążeniach pracować kolejny rok.
Na koniec, wraca pan tutaj po kilku latach, czuje się teraz trenerem bardziej doświadczonym, czy liczy może także na jakąś odbudowę, jak zawodnicy?
Ale ja z nikim nie spadłem i myślę, że obciachu też nigdzie nie narobiłem. Czy liczę na odbudowę? Przede wszystkim szanuję pracę. Moja sytuacja rodzinna jest taka, że jestem blisko domu. Klub jest 22 kilometry od niego. Nie ukrywam, że miałem kilka propozycji, ale tu mi było najbliżej, dlatego się zdecydowałem. Cieszę się również, że pracuję na tym poziomie, bo jakieś doświadczenie już mam. Czy jestem doświadczonym trenerem? Pracuje 20 lat, więc myślę, że już tak. Na pewno życie mnie i skopało, i poprzewracało, i podnosiło. Na pewno mam zatem doświadczenie, ale inaczej podchodzę do tego, niż było to trzy, cztery czy pięć lat temu. Rozważniej i spokojniej, chociaż sędziowie nadal mnie denerwują.
Rozmawiali Konrad Kryczka i Tomasz Górski/Ekstraklasa.net