Wokół meczu Leicester - Manchester United: Przynudzający Mourinho
Wembley. W tym jednym słowie zawiera się tak wiele pozytywnie kojarzących się epitetów, że trudno je wszystkie zmieścić w kilkudziesięciu znakach. Właśnie tutaj spotykają się gwiazdy światowego futbol. Nie inaczej było tym razem.
Od spotkania minęło już co prawda kilka dni, lecz inne obowiązki pochłonęły mnie na tyle, że nie byłem w stanie usiąść do komputera i złożyć w zdania wszystko, co zobaczyłem w ten wspaniały wieczór. A działo się naprawdę dużo.
Cieszyłem się jak dziecko, kiedy wniosek o akredytacje został rozpatrzony pozytywnie. Ibrahimović, Vardy, Mahrez, wreszcie Wasilewski i świeży nabytek Leicester Kapustka na żywo na jednej murawie – każdy fan futbolu może poczuć dreszcze na samą myśl. Tym większe było moje rozczarowanie, kiedy przy prezentacji osiemnastek meczowych nie padło nawet jedno polskie nazwisko. Serce biło szybciej, kiedy na ekranie prezentowany był skład „Lisów”, a im było bliżej końca ławki, tym mocniej je czułem w gardle. Spiker ogłasza koniec, a ja już wiem, że mecz będzie oglądało się inaczej. Niestety.
Nie mogłem odpuścić i na pomeczowej konferencji musiałem zadać Claudio Ranieriemu pytanie, z jakiego powodu zdecydował się odsunąć od składu dwójkę Polaków. Odpowiedź znajdziecie pod koniec tekstu. Myślę jednak, że warto nie przewijać od razu na dół strony, a dowiedziecie się, między innymi, jak znalazłem się w strefie VIP, gdzie akredytacja dziennikarska nie jest mile widziana, a gdzie spotkałem Fabio Capello.
Kultura kibicowska
Komunikacja miejska w dniu meczu jest bardzo zatłoczona, a mimo to sprawnie funkcjonuje. 85 tys. osób, które przybyło na Wembley, nie powinno narzekać na problemy z dojazdem. No chyba, że postanowili przyjechać samochodem. Wtedy przejazd w okolicach stadionu jest bardzo utrudniony, głównie przez samochody, z szyb których wystają niebieskie szaliki wskazujące na fana Leicester. Nie jest to mój pierwszy mecz w Anglii, ale po raz pierwszy spotykam się z takim zwyczajem (proszę mnie poprawić, jeżeli dostrzegliście to u innej drużyny – dzięki!). To oni w moim odczuciu przeważali na trybunach, na pewno jeżeli chodzi o doping.
Kibice. Z Anglii, gdzie „poradzono” sobie z patologią kibicowską, nieustannie docierają obrazki o wybrykach grup fanowskich (vide: przejazd autokaru Manchesteru United przed meczem z West Hamem). Tymczasem… naprawdę sobie poradzono. A z pewnością ograniczono problem. W każdym możliwym miejscu kibice obu zespołów spotykali się ze sobą na małej przestrzeni, a nie doszło do żadnej zaczepki, co jedynie na wymianie życzliwych (lub nieżyczliwych) uśmiechów. Metro? Niebiesko-czerwono. Autobus? Niebiesko-czerwono. Bar? Niebiesko-czerwono. Droga na stadion? (droga na stadion!) Niebiesko-czerwono. Głośne przyśpiewki wspierające swój zespół nie przeszkadzały kibicowi innej drużyny. Czuwająca nad wszystkim policja nie miała wiele pracy, głównie wskazywała poszczególne wejścia, aby usprawnić ruch ludzi pod obiektem. Wspaniały obrazek.
Strefa pracy dziennikarzy
Tę część mogliście poznać już w moim tekście z poprzedniego roku, jednak jest to miejsce tak świetne, że postanowiłem (w skrócie) opisać je drugi raz. Jeden z powodów, dla którego znowu to robię, jest banalny – można tam się świetnie najeść. Grillowany łosoś ze szparagami i pieczonymi ziemniakami kontra kawa rozpuszczalna, ciastka i chipsy. Zgadnijcie, który opis to strefa pracy mediów w Polsce (mała podpowiedź – nie chodzi o ten pierwszy). Macie jednocześnie odpowiedź, dlaczego opisuję coś dla mnie nadzwyczajnego, co w Anglii jest w sumie standardem.
Nie samym jedzeniem jednak człowiek żyje. Do dyspozycji każdego dziennikarza jest spora powierzchnia do pracy, aby wychodząc na trybunę prasową móc skupić się wyłącznie na meczu. Sama trybuna dla dziennikarzy jest podzielona na dwie części – wschodnią oraz zachodnią. Zainteresowanie redakcji meczem na Wembley jest zawsze ogromne, jednak wydaje się, że ile dziennikarzy by się nie pojawiło, tyle by czekało na nich miejsc. Na środku każdego miejsca, właściwie pulpitu, znajduje się mały monitor transmitujący spotkanie, tak aby żaden szczegół nie umknął. Pełen profesjonalizm.
Konferencja po meczu
Wszystkie przygody rozpoczęły się dopiero po meczu. Cały stadion obszedłem chyba trzy razy, trzykrotnie wychodziłem w tym samym miejscu. A chciałem dojść tylko na salę, w której odbywa się konferencja prasowa.
Zwiedziłem przy tym wszelkie zakamarki Wembley, łącznie z kuchnią, szatnią pracowników i magazynem. Nikt nie potrafił mi wskazać drogi, a jedynie odsyłał do kolejnego punktu, gdzie być może ją znają. W ten sposób wszedłem od strony zaplecza (tak, zaplecza!)… do strefy VIP. Osoba z akredytacją z pewnością nie powinna tam się znaleźć, natychmiast zainteresowała się mną ochrona, która poprosiła mnie o opuszczenie sali. Ochroniarz przed wejściem kręcąc głową tylko powtarzał do siebie „jak on tu wszedł…?”. W przejściu minąłem się jeszcze z Fabio Capello, który obecnie jest ekspertem jednej z telewizji. O wspólnym zdjęciu oczywiście nie było mowy, czego nie mogę odżałować do dziś.
Pomeczowa konferencja prasowa rozpoczęła się z dużym opóźnieniem ze względu na ceremonię wręczenia pucharu oraz wywiady obu trenerów dla telewizji. Kiedy pojawił się Jose Mourinho prawie wszyscy na sali włączyli komputery, dyktafony i inne sprzęty, aby zapisać jego słowa. „Prawie”, ponieważ jedna z osób pilnujących porządku podczas konferencji zasnęła, co… nie umknęło uwadze trenera Manchesteru United. W pewnym momencie przerwał swój słowotok twierdząc, że prawdopodobnie przynudza, gdyż jedna osoba na sali śpi.
Wspominałem na początku, że dostałem odpowiedź na pytanie „dlaczego Wasilewski i Kapustka nie zagrali w tym meczu?”. Otóż Ranieri przyznał po meczu, że potrzebował zupełnie innych zawodników na to spotkanie, którzy na boisku mają zupełnie inne zadania. Ławka była zbyt krótka tym razem dla byłego piłkarza Cracovii, który zebrał przecież świetne noty za towarzyski mecz z Barceloną. Wielka szkoda.
Po meczu
Nawet kilka godzin po ostatnim gwizdku jeszcze można było znaleźć zataczających się kibiców w okolicach stadionu. Czerwoni – ze szczęścia, niebiescy – od smutku. Żadnych bijatyk, ani awantur. Cisza, spokój, każdy ma już dosyć emocji na dzisiaj i chce wrócić do domu. Czekać na nowy sezon, aby znów móc dopingować swój ulubiony zespół.
O zbliżającym się wielkimi krokami rozpoczęciu Premier League na każdej większym przystanku przypominały do dnia meczu stacje telewizyjne. Co ciekawe, w następny dzień już plakaty zniknęły. Oczywiście nie ze wszystkich, ale w większości.
Plakaty zniknęły, mecz się skończył, kurz opadł. Wszystko musi dobiec końca. Do następnego razu, Wembley!