Manchester City zdobył Old Trafford! Guardiola przechytrzył Mourinho [ZDJĘCIA]
Derby Manchesteru dla "Obywateli"! W hicie 4. kolejki ligi angielskiej Manchester City pokonał na Old Trafford Manchester United 2:1.
Nie było ostrego ataku od pierwszej minuty, nikt nie rzucił się na nikogo wraz z początkowym gwizdkiem. Manchester City grał co prawda na boisku rywala, ale od razu pokazał, że w tym spotkaniu nie ma zamiaru się chować i zaczął grę typową dla siebie od początku tego sezonu. Długie wymiany podań na połowie rywala i kompletne odcięcie go od własnej części boiska. Guardiola i jego zawodnicy porozstawiali rywali po kątach i robili swoje, ale na groźne strzały musieliśmy trochę poczekać.
Początkowo brakowało jeszcze dokładności w kluczowych momentach, zdarzało im się gubić piłkę, ale z minuty na minutę każda pojedyncza akcja stawała się coraz groźniejsza. Świetnie wyglądał Kevin de Bruyne, który był praktycznie w każdym miejscu na boisku, bardzo dobrze ze swoich zadań wywiązywał się również Kelechi Iheanacho, który (na ile to możliwe) próbował zastąpić Kuna Aguero.
Pierwszy gol wziął się jednak nie z koronkowej akcji, a przede wszystkim z błędu obrońców rywali. Po długim zagraniu Kolarova z własnej połowy boiska, Iheanacho wygrał pojedynek z Baillym, a de Bruyne uprzedził katastrofalnie spóźnionego Blinda i w sytuacji sam na sam nie dał najmniejszych szans de Gei. Obaj ci zawodnicy wzięli tez zresztą udział przy golu na 2:0 dla „Obywateli” – Belg oddał strzał, a Nigeryjczyk dobił piłkę do bramki.
Dominacja czwartej drużyny poprzedniego sezonu była absolutna – Silva również rozgrywał bardzo dobrze, a Fernandinho zdominował środek pola przyćmiewając kompletnie Paula Pogbę. „Czerwone Diabły” były nijakie i wyglądały, jakby tylko czekały na kolejne ciosy. Jose Mourinho podjął eksperyment, wystawił w pierwszym składzie Lingarda oraz Mkhitaryana, ale z tej decyzji bardzo szybko się wycofał. Obaj zawodnicy zawiedli i po przerwie już nie było ich na murawie.
Z pomocą rywalowi postanowił przyjść Claudio Bravo. Były zawodnik Barcelony po jednym z dośrodkowań Wayne’a Rooneya popełnił fatalny błąd, z którego skorzystał Zlatan Ibrahimović. Pogrążeni w marazmie miejscowi dostali impuls do ataku, a Szwed przed piętnastominutową pauzą mógł wpisać się na listę strzelców po raz drugi, ale tym razem mu się to nie udało.
Dwie zmiany United na początku drugiej połowy mogły okazać się kluczowe i odwrócić wynik. Ander Herrera uspokoił grę w środku pola, a Marcus Rashford tradycyjnie dał mnóstwo jakości w grze do przodu. Tak naprawdę można było jednak odnieść wrażenie, że po golu kontaktowym obie ekipy jakby trochę zapomniały o ryzach taktycznych. Pod obiema bramkami oglądaliśmy sporo okazji strzeleckich, które marnowali zwłaszcza de Bruyne (który nawet obił słupek) oraz Ibrahimović. Najgroźniejszy dla gości był jednak ich bramkarz, który na pewno nie zaliczy debiutu do udanych. Zanotował mnóstwo elektrycznych interwencji i tylko szczęściu oraz asekuracji kolegów może zawdzięczać, że więcej goli już nie puścił.
Spotkanie zakończyło się rezultatem 1:2, a postronni kibice mogą być w pełni zadowoleni. Całe spotkanie oglądało się kapitalnie, a kiedy tylko Manchester United wyrwał się z marazmu i stał się równorzędnym przeciwnikiem dla sąsiada zza miedzy (a momentami nawet lepszym), to poziom emocji przekraczał wszelkie normy. Było w nim wszystko, również błędy sędziego, który powinien podyktować po jednym rzucie karnym dla obu ekip i wyrzucić Wayne'a Rooneya. Dla The Citizens najważniejsza jest jednak wygrana i komplet punktów po czterech seriach gier. Teraz czekają z pozycji lidera na ruch Chelsea, czyli jedynego zespołu, który po tej kolejce może ich jeszcze wyprzedzić.