Mamy problem - nie znamy Manchesteru United bez Sir Aleksa Fergusona
Na naszych oczach kończy się coś wielkiego. Nie potrafię tego dokładnie określić, ale „coś wielkiego” na pewno. Jak większość z Was jestem w tej dziwnej sytuacji, że najzwyczajniej w świecie nie znam innego Manchesteru. Ten klub, cały jego fenomen i wielkość, zamykały się dla mnie w trzech słowach: Sir Alex Ferguson. Aż do dziś.
Dziesiątki tekstów o Fergusonie zaleją wszystkie piłkarskie portale w ciągu najbliższych kilku godzin. My postanowiliśmy na początek zaserwować Wam podróż w tę część życiorysu Alexa, która dla większości jest zupełnie nieznana.
Sir Alex Ferguson przechodzi na emeryturę. Kto następcą Szkota?
FERGUSONA NIECHĘĆ (?) DO PISMAKÓW
„Jesteście pieprzonymi idiotami!”
Podejścia Fergusona do dziennikarzy są skrajne, przez co trudno go pod tym względem ocenić. Z jednej strony potrafi podrzucić do hotelu w Aberdeen zbłąkanych pismaków z Anglii, a z drugiej po stwierdzeniu dziennikarza, że Juan Sebastian Veron nie był wart wydanych na niego pieniędzy (28 mln funtów), robi awanturę:
- Nie chcę was widzieć!. Już z wami, kurwa, nie rozmawiam! Veron to zajebisty zawodnik. Jesteście pieprzonymi idiotami! - krzyczał.
Veron kariery na Old Trafford nie zrobił i po dwóch sezonach został sprzedany do Chelsea, na czym Manchester stracił jakieś 8 mln funtów, więc wyszło na to, że „idioci” mieli rację, ale Ferguson nie należy do ludzi, którzy przyznają się do błędów. Zwłaszcza, gdy krytykowali go dziennikarze, których uważał za „podgatunek”…
Z rzeszy pismaków, którzy próbowali się zbliżyć do Alexa, jedynie Hugh McIlvanney („Observer”, „Sunday Times”) został jego przyjacielem i pozostał nim nawet wtedy, gdy w 2005 roku sugerował mu odejście z Manchesteru po wczesnym odpadnięciu z Ligi Mistrzów. Ferguson w ogóle nie zapominał o swoich przyjaciołach. Często, mimo wielu obowiązków w Manchesterze, odwiedzał w szpitalu znajomego dealera samochodowego, który był śmiertelnie chory. Choćby nie wiadomo co się działo zawsze miał chwilę dla niepełnosprawnych fanów Czerwonych Diabłów.
Nie zapominał też o swojej rodzinie, ponieważ wyznawał zasadę: „Tak naprawdę jesteś tym, czym są twoi rodzice”. Gdy jego brat Martin stracił pracę w Hibernian wpisał go na listę płac Manchesteru w roli skauta. Na swoim koncie mniej znany z braci Ferguson miał odkrycie m.in. Ruuda van Nistelrooya i Jaapa Stama, ale też przyprowadził na Old Trafford sporo szrotu w postaci Klebersona czy Erica Djemby-Djemby.
PIŁKARSKI NERWUS I… LEŃ
„Ty skurwysynu”
Kariera piłkarska Fergusona toczyła się wolno do przodu. Barclay dość dokładnie opisał pierwsze lata jego futbolowej miłości. Grając w Dunfermline strzelał dużo bramek i zadebiutował w europejskich pucharach przeciwko Orgryte na Ullevi Stadium w Goeteborgu. Nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że prawie 19 lat później na tym samym obiekcie poprowadził Aberdeen do zwycięstwa w finale Pucharu Zdobywców Pucharów nad wielkim Realem Madryt.
Nie ma żadnej tajemnicy w tym, że jeśli jakikolwiek piłkarz podpadł kiedyś Fergusonowi, to praktycznie był u niego skończony. Paradoksalnie będąc młodym zawodnikiem nie okazywał zbyt wielkiego szacunku swoim trenerom. Gdy został pominięty w wyjściowym składzie na mecz finału Pucharu Szkocji z Hibernian, a po strzeleniu 45. goli w 52. meczach miał prawo oczekiwać występu, wpadł w furię na przedmeczowej odprawie i wrzasnął do trenera: - Ty skurwysynu!
Konflikt zaogniał fakt, że włodarze Dunfermline nie chcieli zgodzić się na jego odejście. Wreszcie trafił na Ibrox Park za 65 tysięcy funtów (kiedyś kwoty transferowe były „nieco” inne niż dziś), a jednocześnie kończył kursy trenerskie w szkockiej federacji, czując już wtedy pociąg do trenerki.
W swojej menedżerskiej karierze zawsze pilnował atmosfery w drużynie. Wyznawał zasadę, że chce swoich zawodników wychowywać, a nie tylko trenować. Zapamiętał bardzo dokładnie to uczucie, gdy został odsunięty od składu na mecz finału Pucharu Szkocji i będąc później szkoleniowcem Aberdeen i Manchesteru United zawsze informował wcześniej zawodnika, którego nie przewidywał do składu na jakiś ważne spotkanie.
Stein mistrzem psychologii
W pierwszym sezonie gry dla Rangersów strzelił 23 gole, ale nie to okazało się najważniejsze. Kilka kolejek przed końcem sezonu Jock Stein, szkoleniowiec drugiego w tabeli Celticu, powiedział na konferencji prasowej, że mistrzostwo jest już w rękach Rangesów i może liczyć już tylko na to, że sami je oddadzą. I oddali, przegrywając w ostatniej kolejce na własnym stadionie z Aberdeenem, a Ferguson zapamiętał tę sztuczkę i wykorzystywał ją później wielokrotnie w Manchesterze United.
Wizyty u bukmachera
Alex był uzależniony od koni i wyścigów. Miał zresztą w szatni kolegów, którzy chętnie wydawali z nim pieniądze u bukmacherów. I kombinowali jak mogli, żeby tylko żony się o tym nie dowiedziały. W klubie dostawali wypłaty w kopertach, na których napisane były kwoty. Otwierali je, „dzielili” pieniądze między małżonki i konie, po czym wkładali do czystych kopert branych od sekretarki i wypisywali nowe sumy. A żony się cieszyły, że piłkarze przynoszą wszystkie pieniążki do domu i nic nie zabierają dla siebie…
„Jebany, bezużyteczny gnoju!”
Jak już wcześniej wspominałem Ferguson piłkarskim wirtuozem raczej nie był, ale ambicji w czasie meczów nigdy mu nie brakowało. Będąc w Falkirk grał mecz w Pucharze Szkocji z Rangersami. Tuż przed przerwą obrońca popełnił fatalny błąd, po którym ekipa z Glasgow objęła prowadzenie. W szatni Ferguson ruszył na niego nie zważając na stojącego obok trenera i zaczął go wyzywać: - Jebany, bezużyteczny gnoju! - Ponoć wtedy narodziła się słynna „suszarka” Alexa Fergusona.
Nie był to odosobniony przypadek świrującego Szkota. Przy okazji pożegnalnego meczu Arthura Hamilla z East Stirlingshire pobił się po końcowym gwizdku sędziego z kolegą z zespołu, a poszło o… niedokładne podanie do wychodzącego na czystą pozycję Alexa.
Trenując półprofesjonalnie zdarzało mu się bardzo często odpuszczać zajęcia fizyczne. Przy dłuższych biegach chował się w tunelach albo krzakach i wybiegał dopiero pod koniec zajęć, gdy drużyna zbliżała się do końca morderczego treningu. Nie lubił się męczyć, co jest o tyle dziwne, że będąc trenerem Manchesteru potrafił odstrzelić każdego, kto był „zbyt mały na Old Trafford”.
Zdarzyła mu się również próba wymigania się od meczu. Gdy grał jeszcze w Dunfermline został przesunięty do rezerw i nie chciało mu się pojechać na spotkanie z Glasgow Rangers. Poprosił żonę brata, żeby zadzwoniła do klubu i powiedziała, że jest chory. Trener szybko zwietrzył jednak podstęp i wysłano do domu telegraf z informacją, że Alex ma stawić się w hotelu na przedmeczowym zgrupowaniu. Rodzice Fergusona, ludzie bardzo uczciwi i honorowi, strasznie się na nim wtedy zawiedli. Alex na mecz pojechał i... strzelił hat-tricka na swoim ukochanym stadionie z dzieciństwa - Ibrox Park.
HEGEMONIA NA ŁAWCE
Początki trenerskiej kariery
Po rozwiązaniu za porozumieniem stron kontraktu z Falkirk Ferguson latem 1974 roku objął zespół East Strirlingshire. Choć pracował tam tylko cztery miesiące, zdążył pokazać magię psychologii, która stała się później jego znakiem rozpoznawczym. Chciał sprowadzić do klubu ulubieńca trybun sprzed lat, Billy’ego Hulstona, ale dostał tylko 2 tysiące funtów na wzmocnienie składu, a potrzebował zakontraktować jeszcze bramkarza. Miał jednak specyficzny dar przekonywania - na spotkaniu z Hulstonem wyjął z portfela banknot pięćdziesięciofuntowy i pomachał mu nim przed oczami, zachęcając skutecznie do odejścia z Stenhousemuir.
Dobra robota wykonywana w zespole East Stirling szybko została dostrzeżona przez włodarzy St Mirren, jednak Ferguson wahał się przed odejściem z Firs Park. Zadzwonił wtedy do Steina, który kazał mu stanąć na najwyższym punkcie trybuny stadionu St Mirren, a następnie zrobić to samo na obiekcie East Stirling i podjąć decyzję. Alex przekaz zrozumiał i przeniósł się na Love Street.
W St Mirren szybko zyskał miano „szefa”. Liczył się tylko i wyłącznie Ferguson, który już wtedy był pracoholikiem i choć zatrudniony został na pół etatu to i tak spędzał w klubie po 10 godzin dziennie. Odpowiadał na Love Street dosłownie za wszystko. Kiedyś przedmeczową odprawę w szatni przerwał mu zestresowany steward: - Szefie, na trybunie zapchały się toalety.
Ferguson uwielbiał mieć kontrolę nad wszystkim. Nauczył się tego właśnie w St Mirren, gdy powierzył prowadzenie treningów swojemu asystentowi, Archiemu Knoxowi. Zamiast skupiać się na treningach – obserwował i wyciągał wnioski.
Beckham nie był pierwszym, który oberwał
Wszyscy kojarzą rozbity łuk brwiowy Davida Beckhama, który oberwał od Fergusona butem w głowę. Z książki dowiadujemy się, że Anglik nie był pierwszą „ofiarą” szkockiego menadżera. Pewnego dnia St Mirren grało z Celticiem na Love Street i straciło bramkę po fatalnym błędzie Billy’ego Starka. Goście mieli rzut wolny w okolicach środka boiska, a ten odwrócił się plecami do piłki, żeby wrócić pod własne pole karne. Rywale szybko wykonali stały fragmenty gry i futbolówka przeleciała nad głową Starka do jednego z piłkarzy Celticu, który dośrodkował szybko w pole karne i padł z tego gol. Po meczu Ferguson wpadł wściekły do szatni i zachowywał się jak obłąkany, a na koniec rzucił w niego butem. Stark miał wtedy 19 lat, ale wspomnienie zostało na całe życie. I mała rana na ramieniu również.
Stark już nigdy w swojej dalszej karierze nie odwrócił się tyłem do piłki.
Romans z Aberdeen
Ferguson zupełnie nie dogadywał się z prezesami St Mirren i w końcu musiał odejść. 31 maja 1978 roku został zwolniony, a oficjalna wersja była taka, że złamał 13 punktów w kontrakcie, co było oczywiście wierutną bzdurą. Jeszcze tego samego dnia dogadał się jednak z prezesem Aberdeen, Dickiem Donaldem i błyskawicznie wywalczył dla klubu mistrzostwo Szkocji. A St Mirren z wolna umierało. Odchodzili piłkarze (niektórych, m.in. Starka, zabrał ze sobą Ferguson), spadła frekwencja, a marzenia o podboju ligi odeszły wraz ze zwolnieniem Alexa Fergusona.
Pod wodzą szkockiego menadżera Aberdeen zdobyło czterokrotnie mistrzostwo kraju, tyle samo razy triumfowało w Pucharze Szkocji, raz wygrało Puchar Ligi. Wywalczyło również najcenniejsze klubowe trofeum – Puchar Zdobywców Pucharów – pokonując po drodze m.in. Lech Poznań.
Oczywiste było, że pewnego poziomu piłkarze Aberdeen po prostu nie przeskoczą. Ferguson był w klubie 5 lat, gdy zdobywał PZP, a sprowadził do tego czasu tylko dwóch zawodników. Wszystko, co osiągnął, zawdzięczał ukształtowaniu materiału piłkarskiego, który zastał pierwszego dnia swojej pracy na Pettodrie. Ambicja Aleksa sięgała jednak zdecydowanie wyżej.
Spotkał się w 1980 roku w europejskich pucharach z będącym absolutnie poza zasięgiem Liverpoolem (cztery Puchary Europy w ciągu ośmiu sezonów). The Reds wygrali gładko, zgodnie z oczekiwaniami, 4:0, ale po Fergusonie nie mogło to spłynąć. Zrobił piłkarzom w szatni prawdziwą rzeźnię, po czym zakazał im jakichkolwiek żartów do zakończenia wieczoru pod groźbą odebrania tygodniówki. Podczas kolacji patrzył tylko czy nikt się nie śmieje. Ambicja nie pozwalała mu przejść na tą porażką do porządku dziennego. To było jego pierwsze przegrane starcie z Liverpoolem, na punkcie którego już do końca swojej kariery trenerskiej będzie miał prawdziwą obsesję.
Bitka z piłkarzem
W Aberdeen udało się Fergusonowi zbudować znakomite relacje z zespołem. Piłkarze doradzali mu w sprawie taktyki, podpowiadali jak pokonać rywala, wymyślali na treningach nowe warianty rozegrania stałego fragmentu gry. W szatni było praktycznie 11 trenerów, ale „szef” był tylko jeden. Hierarchia w zespole była dla niego bardzo ważna.
Gdy po wywalczeniu Pucharu Zdobywców Pucharów drużyna wróciła z Goeteborga i dotarła w asyście świętujących kibiców na Pettodrie miała zaliczyć rundę honorową wokół boiska. Ponieważ wszyscy mocno świętowali w samolocie (Alex również) gdzieś zagubił się kapitan drużyny, Willie Miller. Kiedy koledzy poszli go szukać Mark McGhee zobaczył leżące na ziemi trofeum i chciał postawić je tylko na podstawie. Patrzący na to Ferguson momentalnie wyrwał mu puchar z rąk i warknął: - Willie to wynosi. McGhee nie wytrzymał nerwowo i rzucił się na trenera, bo nigdy nawet nie pomyślał, żeby przywłaszczyć sobie rolę lidera zespołu. Na szczęście dla niego ktoś szybko ich rozdzielił. Co ciekawe, przez awanturę z Fergusonem ominęła go runda honorowa i nie ma go na pamiątkowym zdjęciu, a klub wyjaśniał, że „targany był zbyt wielkimi emocjami”, żeby świętować z kolegami.
Może ze względu również na tę sytuację piłkarze za plecami Fergusona nazywali go „Wściekły”?
Warto dodać, że Alex na drugi dzień przyznał się do błędu, czym zyskał jeszcze większy szacunek drużyny.
Manchesterowi się nie odmawia
Sukcesy Fergusona w Aberdeen nie przechodziły bez echa w środowisku piłkarskim. Prowadził przez kilka miesięcy reprezentację Szkocji, gdy na zawał serca w czasie meczu eliminacji do Mistrzostw Świata w Meksyku zmarł wielki Jock Stein. Posypały się również propozycje prowadzenia kilku ciekawych drużyn z Tottenhamem i Arsenalem na czele. W rozmowie z Gordonem Strachanem na zgrupowaniu reprezentacji Szkocji powiedział jednak: - Opuszczę Aberdeen tylko dla jednego z dwóch klubów: Barcelony lub Manchesteru United.
W końcu trafił na Old Trafford po negocjacjach w domu swojej szwagierki na przedmieściach Glasgow. W tym miejscu należy się spory minus dla Barclay’a, bo mocno skrócił historię z przenosinami Fergusona do Manchesteru. A szkoda, bo można to było opisać zdecydowanie dłużej i ciekawiej. Wiemy w sumie tylko tyle, że pieniądze dostał słabe (więcej zarobiłby w przypadku udanego sezonu w Aberdeen), nie otrzymał żadnego porządnego budżetu transferowego, ManU nie zgodził się na spłatę jego kredytu w Aberdeen oraz nie odkupił od niego domu w Cults. Nie było żadnych negocjacji – Alex zgodził się na wszystko, bo Manchesterowi odmówić po prostu nie mógł.
Ferguson: Cieszę się na nowe wyzwania
Jeszcze niejeden tekst o Fergusonie ukaże się na łamach naszego serwisu. Będziemy wspominać jego 27 tłustych lat spędzonych na Old Trafford. Dziś kończy się historia. Kończy się Manchester jaki znaliśmy od urodzenia. Nie będzie już nerwowego żucia gumy, nie będzie słynnego Fergie Time i nie będzie też brutalnego objeżdżania sędziów. Kończy się coś niebywałego. Coś, co zapamiętamy do końca życia i o czym z dumą będziemy mówić po latach.
- Ferguson? Usiądź synu, opowiem Ci legendę…