Łukasz Kowalski, były obrońca Arki: Ważniejsze od Pucharu Polski jest utrzymanie [WYWIAD]
Derby trójmiasta zbliżają się wielkimi krokami. W lany poniedziałek w Gdańsku ponownie zobaczymy pojedynek dwóch nieprzepadających za sobą drużyn. W pierwszym meczu jesienią w Gdyni mecz zakończył się remisem 1:1. Ponownie przed meczem z Lechią, Żółto-niebiescy mają swoje problemy, ale wszyscy wierzą, że pod wodzą nowego trenera piłkarze Arki będą w stanie sprawić niespodziankę. O specyfice meczów derbowych i o incydentach ze strony kibiców rozmawialiśmy z byłym obrońcą Arki Gdynia, a obecnie trenerem KS Chwaszczyno Łukaszem Kowalskim.
fot. Tomasz Bolt/Polska Press
Jest Pan obecnie trenerem w KS Chwaszczyno. Cel to utrzymanie w III lidze?
Celem jest wskoczenie do pierwszej ósemki, a czy się nam to uda, to zobaczymy. Generalnie, my patrzymy tylko na najbliższy mecz, na nadchodzący, a ten będzie z Gwardią Koszalin, która jest liderem.
W Pana zespole gra wielu zawodników z Arki, bądź z niej wypożyczonych. Jest to strategia budowania zespołu na zawodnikach mających problemy z przebiciem się w wyższych ligach, czy raczej jest to wykorzystanie okazji do ich pozyskania?
Ja z tego korzystam, bo jestem z Arką na bieżąco. Na co dzień trenuję też juniorów młodszych w Arce i wielu tych chłopaków, których miałem prowadziliśmy przed rokiem w juniorach starszych. Mam zawodników miejscowych, którzy są wyszkoleni i znają podstawowe zasady taktyki, a czy mają problemy w wyższych ligach? Nie wiem, nie przebili się w Arce, która była najpierw w I lidze, gdzie walczyła o Ekstraklasę, teraz w niej gra. Dlatego się nie przebili, natomiast kilku z nich na pewno w tej obecnej kadrze pierwszego zespołu Arki mogłoby być z dużymi szansami na występy.
No właśnie zadzwoniłem przede wszystkim porozmawiać o zbliżających się derbach trójmiasta. Kacper Łazaj, aktualnie Pana zawodnik, to wychowanek Lechii Gdańsk, u trenera Kaczmarka debiutował w Ekstraklasie, strzelił bramkę. Pańskim zdaniem w poniedziałek sercem będzie za Lechią czy za Arką?
Nie, myślę, że zdecydowanie będzie za Lechią. Kacper się z tym obnosi, że jest lechistą, więc myślę, że w szatni będą jakieś małe zakłady. Szatnia jest podzielona kibicowsko, także drobną bukmacherkę zrobimy. „Łazi” wie, że miał dużą szansę w Lechii, miał małe problemy ze zdrowiem i tam się nie przebił, ale robi wszystko żeby ponownie wzbudzić zainteresowanie swoją osobą.
Raczej nie ma złośliwości ze strony kolegów, którzy są bardziej związani z Arką?
Złośliwości na pewno będą we wtorek po meczu w zależności od tego, kto wygra. Oczywiście sympatyczne złośliwości z pewnością tak, ale negatywnego napięcia nie ma.
Gdy był Pan zawodnikiem Arki, to siedmiokrotnie rywalizowaliście z Lechią. Grał Pan we wszystkich tych spotkaniach?
Tak najpierw te dwa spotkania w I lidze, później niestety wszystkie w Ekstraklasie przegraliśmy. Grałem we wszystkich od pierwszej do ostatniej minuty. Pamiętam też, że dwukrotnie wygrywaliśmy z Lechią w Pucharze Ekstraklasy.
Rzeczywiście te mecze derbowe są magiczne?
No są, jest tak duża może nienawiść nie, ale napięcie między kibicami. Wystarczy przypomnieć, to co działo się jesienią, gdzie kibice się ganiali po autostradzie i rzeczywiście dla nich jest to najważniejszy mecz w sezonie. Oprócz tego, że kibice jednych i drugich się nie lubią, to wielu z nich ma ze sobą kontakt np. w pracy. Nikt nie chcę wysłuchiwać żartów później przez pół roku do następnych derbów, także jest to ważne wydarzenie w trójmieście.
Czy udziela się to bezpośrednio piłkarzom?
W Lechii może się to udzielać Rafałowi Janickiemu czy Piotrowi Wiśniewskiemu, zawodnikom, którzy są z Lechią związani od dłuższego czasu i rozumieją tak naprawdę czym są derby. U nas na pewno Michał Nalepa czy Krzysiek Sobieraj czują tą magię spotkań z Lechią. Natomiast jest wielu zawodników, którzy przychodzą i oczywiście wiedzą czym są derby, ale jest to raczej normalny mecz. Jak się tego nie czuje, do nie do końca się tym żyje.
Który mecz derbowy najbardziej Pan pamięta?
Wiele pamiętam, ale takim fajnym, który mogliśmy wygrać był rozegrany w Gdańsku na Traugutta (31.07.2009 – przyp. red.). Prowadziliśmy 1:0 po trafieniu Marcina Wachowicza, później dwie bramki strzelił nam Karol Piątek i przegraliśmy 2:1. To było wielkie wydarzenie, szczególnie dla mnie, bo wychowałem się na Zaspie (dzielnica Gdańska – przyp. red.), parę kilometrów od stadionu. Na trybunach było wielu moich kolegów czy z technikum czy z podstawówki i się zachowywali różnie. Niektórzy mi ubliżali, inni żartowali, natomiast to było dla mnie spore wydarzenie.
Kolejne pytanie miało być o niemiłe incydenty. Czy przeżył Pan jakiś w Gdańsku bądź w Gdyni ze strony kibiców?
Tak naprawdę przez wiele lat, kiedy trafiłem do Arki, to wspólnie z Rafałem Murawskim mieszkaliśmy w Gdańsku. Ja i on byliśmy arkowcami, jeździliśmy po całym trójmieście naprawdę swobodnie, z tego względu, że Lechii wtedy praktycznie nie było, bo Lechia reaktywowała od B-Klasy. My nie mieliśmy styczności z kibicami, bo wielu wiedziało, że gramy w Arce. Teraz oczywiście te klubu zaczęły rywalizować ze sobą w I lidze, później w Ekstraklasie i ta swoboda poruszania się po trójmieście nie jest tak duża. Osobiście nigdy nie odczułem tego na własnej skórze, oczywiście były wyzwiska typu „jesteś z Zaspy, jesteś zdrajcą” czy coś w tym stylu. Do tego wiele epitetów padało z ust kibiców, ale jest to rzecz powiedzmy normalna. Każdy musi się w jakiś sposób dowartościować, więc jak komuś powrzuca, to będzie mu lepiej przez tydzień.
Obecnie Arka i Lechia grają o inne cele. Arka jedzie do Gdańska jak na ścięcie?
Arka jedzie do Gdańska na pewno z większym luzem niż np. w meczu z Łęczną u siebie. Tam był większy ciężar gatunkowy, gdzie widzieliśmy zawodnikom plątało nogi i był duży stres. Jadą teraz do zespołu, który walczy o mistrzostwo Polski i tak naprawdę nie mają nic do stracenia. Oczywiście do stracenia nic nie ma jak gra się bardzo dobrze. Takim przykładem niech będzie drużyna z Suwałk, która przyjechała do Gdyni i grała na takim luzie, z dużym polotem i fantazją, że prawie udało się zrobić Arce psikusa. W Arce jest nowy trener, każdy będzie chciał się pokazać, bo wszyscy piłkarze wiedzą, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Jak ktoś dobrze wypadnie, to zostanie w zespole na dłużej, w innym wypadku jak ktoś podpadnie, to jego czas może się w czerwcu skończyć. Arka może sobie w tym meczu poradzić.
Wywołał Pan zmianę trenera. Zaskoczyło Pana zwolnienie trenera Nicińskiego?
Nie. Myślę, że nie zaskoczyło, ale niefortunne jest to, że miało to miejsce krótko przed finałem w Pucharze Polski. Tu mi najbardziej szkoda trenera, który wiele z klubem osiągnął, m.in. ten awans do finału. Patrząc z drugiej strony, to ludzie, którzy tym zarządzają i odpowiadają uznali, że czas coś zmienić, bo jest to ostatnia deska ratunku. Tym ludziom zależy na tym, żeby Arkę utrzymać, bo myślę, że to jest większym priorytetem niż Puchar Polski. Oczywiście jest to wielkie wydarzenie, ale wykaraskać się z później z I ligi jest bardzo trudne. Biorąc pod uwagę finanse, kontrakty i możliwości klubu ważniejsze jest utrzymanie i wierzę, że ten cel uda się Arce zrealizować.
Chodzi Pan na mecze Arki. Gdy patrzy Pan na postawę defensywy w ostatnich meczach, nie odnosi Pan wrażenia, że jako były obrońca zagrałby lepiej od obecnych piłkarzy?
Raczej nie. Ja uważam, że za stratę bramek odpowiada cały zespół. Oczywiście jak zawodnik defensywny robi taki błąd jak ostatnio Steinborns, gdzie już nikt nie ma szans go naprawić, to jest to kryminał piłkarski. Niektóre bramki biorą się też z tego, że tym obrońcom często nikt nie pomaga. Od czasu, kiedy Antek Łukasiewicz wypadł przez kontuzję, to tak naprawdę nie ma tam, kto pomóc. Obrońcy są sami sobie, pomocnicy nie zawsze nadążają za akcjami. Niestety w piłce nożnej tak jak można było oglądać ostatnio Bayern Monachium, tam pracują w defensywie wszyscy. Jest 10. zawodników, którzy zarabiają miliony euro, biegają od linii do linii, bronią i nie ma czegoś takiego, że jeden jest tylko od bronienia, a drugi tylko od strzelania. Po prostu tak się nie da, wszyscy bronią i atakują. W Arce ostatnio odnoszę wrażenie, że tak właśnie jest. Część atakowała, część broniła i później to się tak skończyło, że straciliśmy prawie 20 bramek w czterech meczach.
To się zgadza, ale pytam o to z dwóch powodów. Po pierwsze Krzysztof Sobieraj, który gra na obronie jest Pana byłym klubowym kolegą ma 35 lat, czyli tylko rok mniej od Pana. Poza tym ma Pan rozegrane 93 spotkania w Ekstraklasie, wszystkie w barwach Arki i szkoda, że nie mógł Pan dobić do setki.
Tak, wielu rzeczy szkoda, ale ja już zakończyłem swoją karierę piłkarską. W rundzie, w której decydowały się losy czy zostanę w Arce czy nie, praktycznie byłym jedynym zawodnikiem, który nie zagrał ani jednego meczu. Mimo tego, że byłem cały czas zwarty i gotowy, grali wszyscy, bo i młodzi i starzy. Oczywiście trochę pecha w tym było, bo pauzowałem za kartki w pierwszym meczu, Glauber miał kontuzję, wskoczył Przemek Stolc i wykorzystał swoją szansę. Tego miejsca już nie oddał. Pewnie bym chciał dociągnąć do stu meczów w Ekstraklasie, bo zawsze to lepiej wygląda niż 93, aczkolwiek jestem z nich jak najbardziej dumny. Najczęściej ci co mi wypominają te mecze, nie mają rozegranego ani jednego meczu, a robią mi podsumowania. Krzyśkowi natomiast życzę jak najlepiej, uważam, że jest to ważny punkt zespołu. Jasne, błędy się jemu zdarzają, ale razem z Antkiem Łukasiewiczem są ważnymi postaciami drużyny. Są to zawodnicy, którzy lata swojej najlepszej dynamiki mają dawno za sobą, natomiast nadrabiają te braki doświadczeniem i cechami charakteru. Mogę się mylić, ale tak ich odbieram.
Zbliżają się święta wielkanocne. Czego można życzyć Łukaszowi Kowalskiemu?
Czego mi można życzyć? Spokoju, żeby moje dzieci były zdrowe, a reszta rzeczy jest drugoplanowa. Oczywiście, jeśli chodzi o pracę trenera, to z Chwaszczynem chciałbym osiągnąć dobry wynik, bo mamy dobrą ekipę. Po świetnym starcie wiosny trzech wygranych meczów, ostatnie dwa przegraliśmy w dość kuriozalnych okolicznościach, a jest jeszcze wiele spotkań, żeby do ósemki spokojnie wskoczyć i budować drużynę na przyszły sezon. Szkoda, zwłaszcza dlatego, że w dwóch spotkaniach strzeliliśmy cztery bramki, a nie zdobyliśmy punktu, co jest rzadko spotykane.
Rozmawiał Jakub Treć / GOL24.pl
[a]http://www.sportowy24.pl/topsportowy24/;#TOPSportowy24;nf[/a] - SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU
[wideo_iframe]//get.x-link.pl/8c4790f8-9ed2-2b9f-446b-a44a8c23d986,c7cbd5e3-afdd-da02-18f5-14b93fa4fe9f,embed.html[/wideo_iframe]