Lotto Ekstraklasa. Remis w Zabrzu. Arka wciąż niepokonana, Socha odwieziony do szpitala
Lotto Ekstraklasa. Dwa gole obejrzał komplet widzów w Zabrzu (22 708). Górnik zremisował z Arką Gdynia 1:1, a bramki przedzieliły sekundy; na trafienie Rubena Jurado momentalnie odpowiedział bowiem Rafał Wolsztyński. W samej końcówce gospodarze mogli przechylić szalę na swoją stronę, lecz okazji nie wykorzystał Igor Angulo. Dramatyczne sceny rozegrały się w drugiej połowie, kiedy na środku murawy zderzyli się Michał Koj z Tadeuszem Sochą. Obrońca Arki stracił przytomność i karetką został odwieziony do szpitala. Na szczęście już odzyskał świadomość.
[przycisk_galeria]
Dla Górnika było to zdecydowanie najgorsze rozpoczęcie meczu w tym sezonie Ekstraklasy. Arka weszła w to spotkanie z określonym planem i plan ten obejmował ukrócenie wszelkich atutów zabrzan i atakowanie skrzydłami. Już w 6 minucie goście mogli objąć prowadzenie, kiedy to na lewym boku boiska pograli Piesio i Jurado, a ten pierwszy po podaniu Hiszpana uderzył obok słupka. Jednocześnie była to najlepsza okazja gdynian w pierwszej części tego nieźle zapowiadającego się starcia, które w pierwszych 45 minutach tylko i wyłącznie rozczarowywało.
Arka doskonale wiedziała, że to szybkie kontry są zabójcze w wykonaniu Górnika i nie atakowała dużą ilością piłkarzy. Sześciu, siedmiu, a czasem nawet dziesięciu zawodników trenera Ojrzyńskiego zawsze było za linią piłki. Zmuszony do ataku pozycyjnego Górnik bił głową w mur, niewidoczny był Angulo, błędy popełniali Wolsztyński z Kurzawą. Najjaśniejszym punktem w ekipie gospodarzy wydawał się być Kądzior, próbujący wielokrotnie zaskoczyć Steinborsa. Głównie uderzał zza pola karnego lub z jego boku, jednak albo uderzał niecelnie, albo Łotysz był na posterunku. To właśnie jedno z uderzeń Kądziora stanowiło najlepszą okazję do zdobycia gola dla gospodarzy. Kąśliwe uderzenie z dwudziestu metrów (z rzutu wolnego) golkiper Arki zdołał jednak sparować na rzut rożny.
Zawodnicy z Gdyni niemal w ogóle nie rozpoczynali gry wybiciem. Steinbors zawsze szukał obrońcy, do którego mógł zagrać i prowokował tym wyjście do pressingu zabrzan. Coś co było atutem tego zespołu, czyli odbiór piłki na połowie rywali, dzisiaj w pierwszej połowie nie funkcjonowało w ogóle. Piłkarze Marcina Brosza zawsze byli spóźnieni o jeden krok, zawsze gracz w żółtej koszulce miał wystarczająco czasu, aby zagrać do partnera. Drugie piłki również padały łupem gości. Mimo stworzenia sobie tylko jednej dobrej sytuacji wydawało się, że to Arka kontrolowała to spotkanie i to Górnik grał tak, jak ona chciała.
Nikt nie spodziewał się, że Górnik będzie grał przez cały sezon tak dobrze, jak w pierwszych czterech kolejkach. Ktoś w końcu musiał rozczytać schematy i postawić mur, którego zabrzanie nie będą potrafili sforsować. Tym kimś okazał się Leszek Ojrzyński, a skutecznymi wykonawcami planu – jego podopieczni. Drugą połowę golem mógł rozpocząć Kun, lecz jego uderzenie zza pola karnego zdołał zbić do boku Loska.
W 57 minucie miało miejsce bardzo źle wyglądające zderzenie Koja z Sochą. Obaj wyskoczyli do górnej piłki i zderzyli się głowami. Obrońca gości natychmiast stracił przytomność, sprawa wyglądała fatalnie. Jednego i drugiego z murawy znieśli noszowi prosto do ambulansów. Oby nic poważnego im się nie stało, choć biorąc pod uwagę reakcję zawodników Arki – ciężko w to uwierzyć.
Tadeuszowi Sosze życzymy szybkiego powrotu do zdrowia i na boisko @ArkaGdyniaSSA #GORARK pic.twitter.com/bFsvGQOr02— Tomasz Górski (@TomaszGorsk1) 13 sierpnia 2017
Ojrzyński za Sochę wprowadził Zbozienia, natomiast Brosz podjął decyzję, aby Koja zastąpić Szeweluchinem. Był to ryzykowny ruch, bo Ukrainiec na lewej obronie zmierzyć się z filigranowym i bardzo szybkim Kunem. Efekty widoczne były po kilku minutach – młody skrzydłowy urwał się defensorowi Górnika i wyszedł sam na sam z Loską. Miał idealną sytuację, czas i wolne miejsce wokół siebie. Trener Ojrzyński już wyskakiwał do góry, ale musiał pogodzić się z rozczarowaniem, bowiem futbolówka przeleciała nad poprzeczką!
Momentami Arka atakowała bardzo mocno, a gospodarze mieli problem z wyjściem z własnej połowy boiska. W 80 minucie bramkę mógł i powinien zdobyć Jurado – Hiszpan w polu karnym przełożył swojego rywala i uderzył technicznie w kierunku dalszego słupka. Piłka o centymetry minęła słupek bramki Loski. Golkiper Górnika nie miał jednak szczęścia w 84 minucie. Daleki wrzut z autu Zbozienia, w tłoku Jurado przyjmuje piłkę, obraca się z obrońcą na plecach i uderza z kilku metrów wprost do siatki gospodarzy.
Arka wyszła na prowadzenie, ale trwało ono tylko minutę. Dobrze na prawym skrzydle znalazł sobie miejsce Kądzior, dośrodkował futbolówkę, a z główki do siatki trafił Wolsztyński. Tyle że… Rafał, a nie Łukasz. Brat bliźniak Łukasza Wolsztyńskiego pojawił się na boisku kwadrans wcześniej. Stadion eksplodował radością i od tego momentu atakowali tylko gospodarze. Sędzia doliczył 9 minut z powodu czasu, jaki medycy spędzili przy kontuzjach Sochy i Koja. W tym doliczonym fragmencie gry w końcu do głosu doszedł Angulo. Najpierw z kontrą wyszli w czwórkę zabrzanie i Kądzior zagrał na wolne pole do Hiszpana, jednak ten miał problemy z przyjęciem kozłującej piłki, stracił trochę czasu i musiał strzelać z szesnastego metra. Steinbors końcówkami palców wyjął to uderzenie, a na czas z zablokowaniem dobitki Kądziora zdążył jeden z obrońców Arki.
Druga szansa to już wrzutka ze stałego fragmentu gry, wybicie obrońców Arki, zebranie drugiej piłki przez Angulo i jego strzał z woleja. Steinbors dał sobie jednak radę z tym uderzeniem. Mieliśmy więc pod koniec spotkania dużo emocji - szkoda, że tak późno.
Piłkarz meczu: Ruben Jurado
Atrakcyjność meczu: 4/10
Mamy przerwę w grze. Poważny uraz Tadeusza Sochy, który już jest w karetce i jedzie do szpitala. Tadek jesteśmy z Tobą! #ArkaRazem— Arka Gdynia (@ArkaGdyniaSSA) 13 sierpnia 2017
EKSTRAKLASA w GOL24
Więcej o EKSTRAKLASIE - newsy, wyniki, terminarz, tabela, strzelcy
Tych piłkarzy nikt nie wykupi? Top 10 gigantycznych klauzul odejścia