Lotto Ekstraklasa. Legia wykiwana przez Wisłę Płock. Dwa szybkie gole wybiły jej punkty z głowy
Lotto Ekstraklasa. Mistrz i zarazem lider tabeli kończy rok porażką na własnym boisku. Legia Warszawa w derbach Mazowsza uległa Wiśle Płock, przegrywając 0:2. Obie bramki padły jeszcze przed przerwą; najpierw z karnego po interwencji VAR-u trafił Nico Varela, potem piłkę do własnej siatki skierował Jakub Czerwiński. Drużyna Romeo Jozaka nie tylko nie potrafiła odpowiedzieć, ale jeszcze prosiła się o kolejne bramki. Przy Łazienkowskiej zasiadło 13 721 widzów – w tym spora grupa przyjezdnych.
[przycisk_galeria]
Po tym jak z najwyższą polską klasą rozgrywkową pożegnała się Polonia Warszawa, kibicom w stolicy może brakować prawdziwych derbów. Jedyną namiastką mogą być te Mazowsza. W ich przypadku zarówno frekwencja na trybunach jak i emocje są już jednak sporo mniejsze. Tego samego nie można powiedzieć o walce na boisku. Ta na sobotę zapowiadała się niezwykle zaciętą. Zarówno jedni jak i drudzy chcieli zakończyć 2017 rok zwycięstwem. Dla warszawian oznaczałoby ono spędzenie zimy na fotelu lidera, natomiast Nafciarzy przybliżało do upragnionej grupy mistrzowskiej.
Faworytem tego meczu musieli być Wojskowi. Podopieczni Romeo Jozaka we wtorek może i zagrali poniżej oczekiwań, ale generalnie ich forma należała do ustabilizowanych, a co ważniejsze regularnie punktowali. Do tego to oni zwycięsko wyszli z letniego starcia między tymi ekipami, po golu Jarosława Niezgody zabierając do stolicy komplet oczek. Tym razem na korzyść Nafciarzy miał zadziałać brak podstawowych stoperów Legii: w miejsce pauzujących za kartki Michała Pazdana oraz Macieja Dąbrowskiego, od pierwszej minuty na boisko wyszli Inaki Astiz i Jakub Czerwiński. Po pierwszym kwadransie mogło się zdawać, że te roszady okazały się kluczowymi. Dwa poważniejsze błędy w defensywie kosztowały bowiem gospodarzy utratę dwóch goli. Najpierw po faulu Hiszpana na Giorgim Merebaszwilim arbiter odgwizdał rzut karny, a chwilę później futbolówkę do własnej bramki drugi z pary środkowych obrońców. Tym samym Czerwiński okazał się drugim, po wykonującym jedenastkę Nico Vareli, zawodnikiem wpisującym się tego dnia w Warszawie na listę strzelców.
Astiz wiedział, że nie ma szans dogonić Merebaszwilego i w ogóle nie był zainteresowany piłką. Dla mnie karny ewident #LEGWPŁ pic.twitter.com/K5XGGp50Us— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 16 grudnia 2017
Mówi się, że gol na początku ustawia całe spotkanie. Z tymi dwoma, które w sobotę padły na korzyść płocczan nie było inaczej. Nafciarze mogli już skupić się na defensywie, natomiast Legia po prostu musiała ruszyć mocniej do przodu. Znacznie dłużej utrzymywała się przy piłce, coraz odważniej zaglądając na połowę przeciwnika. Do przerwy zdołała oddać aż dziewięć strzałów, choć większość z nich daleko mijała bramkę. Najbliżej zdobycia kontaktowego gola był Kasper Hamalainen, który po mocnym strzale z głębi pola karnego trafił w poprzeczkę. Niedługo później fiński pomocnik z powodu urazu zmuszony był opuścić boisko. Jego miejsce zajął Cristian Pasquato. Włoch nie poszedł w ślady swego poprzednika i nie zdołał zagrozić Sewerynowi Kiełpinowi. To zrobić próbowali Michał Kucharczyk czy Jarosław Niezgoda, lecz golkiper Nafciarzy rozgrywał naprawdę solidne zawody.
Podobnie zresztą jak cała Wisła, która nie przestraszyła się aktualnego mistrza Polski konsekwentnie zmierzając po zwycięstwo. Na plus również występ środka pola: zarówno Dominik Furman jak i Damian Szymański prezentowali się z dobrej strony. Do tego kilka szybszych szarży ze strony Giorgi Merebaszwiliego i można powiedzieć, że płocczanie zasłużenie prowadzili do przerwy. Taki scenariusz nie mógł podobać się Romeo Jozakowi. Szybko dokonał również drugiej roszady puszczając do boju Sebastiana Szymańskiego. Nie przyniosło to większych efektów, bo choć Legia miała boiskową przewagę, to sytuacji strzeleckich jak na lekarstwo.
Na ratunek warszawianom ruszył więc Armando Sadiku. Napastnik pojawił się na murawie w miejsce żegnanego owacjami na stojąco Guilherme. Brazylijczyk w swoim 150. występie w barwach Legii po raz ostatni opuszczał boisko stadionu przy ulicy Łazienkowskiej. Zimą zamieni nasz kraj na włoskie Benevento. W pełni kontentym być jednak nie mógł. Swoich kolegów zostawił w 60. minucie, gdy wciąż przegrywali z Nafciarzami 0-2. Wymiernego efektu wciąż nie przynosiły ani próby Jarosława Niezgody, ani akcje duetu rezerwowych.
Trochę to groteskowe, gdy cały stadion Mistrza Polski jak króla żegna piłkarza, który wybrał jakieś śmieszne Benevento. #LEGWPL— Andrzej Twarowski (@TwaroTwaro) 16 grudnia 2017
Minuty mijały, bramki nie padały, a humory przybyłych z Płocka kibiców wciąż się polepszały. Zwłaszcza, że ich piłkarze wcale nie musieli jakoś specjalnie się bronić. Gra toczyła się w środku pola i choć Nafciarze sami nie kreowali sobie już wielu sytuacji, to też nie było większego zagrożenia utraty gola. Na wszelki wypadek Jerzy Brzęczek dokonał jeszcze defensywnych roszad: w końcówce na boisku pojawił się między innymi Alan Uryga.
Były piłkarz Białej Gwiazdy dopilnował wyniku. Zwycięstwo Wisły stało się faktem. Nafciarze mogli być z siebie zadowoleni – po raz pierwszy po powrocie do najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej zdobyli komplet oczek w Derbach Mazowsza. Zadowolony może być także zabrzański Górnik. Jeżeli w poniedziałek pokona Cracovię, zostanie mistrzem jesieni.
pic.twitter.com/5Jg5NrUWlr— Michał Walczak (@xwalchuckx) 16 grudnia 2017
Piłkarz meczu: Jose Kante
Atrakcyjność meczu: 6/10
EKSTRAKLASA w GOL24
Więcej o EKSTRAKLASIE - newsy, wyniki, terminarz, tabela, strzelcy
Piłkarze do wzięcia za darmo w Ekstraklasie [TOP 10]
MAGAZYN SPORTOWY 24;nf
[wideo_iframe]//get.x-link.pl/0f6ed094-2c46-e55a-c122-7589a857a38d,3fa61322-4b59-f847-1384-53c1b829af20,embed.html[/wideo_iframe]