Lotto Ekstraklasa. Jagiellonia przybiła dołującą Lechię. Gdańszczanie w poważnym kryzysie
Podopieczni Ireneusza Mamrota w znakomitym stylu odpowiedzieli na bramkę zdobytą w 26. minucie przez Lechię i jeszcze przed przerwą wyszli na prowadzenie. Jagiellonia przez niemal całe spotkanie kontrolowała przebieg gry, a gol Marco Paixao był tylko wypadkiem przy pracy. Białostoczanie zagrali tak, jak na wiceliderów przystało.
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
fot. Wojciech Wojtkielewicz
[przycisk_galeria]
7 czerwca 2015 – do tej daty przed piątkowym meczem wracano w Białymstoku wielokrotnie. Właśnie tamtego dnia Jagiellonia po raz ostatni pokonała gdańską Lechię. I to w jakim stylu! Przegrywając przez ponad godzinę 0-2, białostoczanom udało się zwyciężyć aż 4-2, a w konsekwencji przyklepać wyższe miejsce w ligowej tabeli. Od tamtej pory w starciach między tymi zespołami, nie tylko nie powtórzyli takiego rezultatu, a wręcz przeciwnie – odnieśli pięć porażek. Zremisować udało im się dopiero tej jesieni. Punkt z Trójmiasta wywieźli po niezwykle emocjonującym, zakończonym wynikiem 3-3 boju.
Lepszej okazji na przerwanie tej niekorzystnej serii podopieczni Ireneusza Mamrota nie mogli sobie wyobrazić. Lechia przyjeżdżała na ich boisko nie tylko plasując się znacznie niżej w tabeli, ale też po przegranej ze słabującym Piastem oraz bez kontuzjowanego Rafała Wolskiego. I choć gospodarze musieli poradzić sobie zarówno bez zmagającego się z urazem Bartosza Kwietnia, a także Łukasza Sekulskiego, który w ostatnich dniach podpisał kontrakt z klubem rosyjskiej ekstraklasy.
Pogoda nie zachęcała do gry w piłkę. Minus jedenaście stopni Celsjusza sprawiało, że na trybunach pojawili się tylko najdzielniejsi z kibiców. Ponad pięć tysięcy osób, które zdecydowało się wspierać swoich ulubieńców nie mogło jednak żałować. Bo choć to Lechia pierwsza wyszła na prowadzenie, to Jagiellonia rozegrała kolejne solidne spotkanie. Jej planu nie zachwiał nawet gol autorstwa Marco Paixao. Dla portugalskiego napastnika to czwarte starcie przeciwko białostoczanom ze zdobytą bramką z rzędu. 33-latek wykorzystał kapitalne podanie Milosa Krasicia, dzięki czemu pchnął w Lechię nadzieję na pierwsze zwycięstwo w 2018 roku.
Nie trwała ona jednak długo. W całym spotkaniu białostoczanie nie tylko przeważali w posiadaniu piłki, ale oddali też czterokrotnie więcej strzałów od Lechii. Biegali znacznie szybciej i więcej, dominując zarówno na własnej połowie jak i pod bramką Dusana Kuciaka. Golkiper gości z początku nie dawał się pokonać, ale kolejne sytuacje Jagiellonii sprawiały, że gole wisiały w powietrzu. Worek z trafieniami otworzył Piotr Wlazło. Prowadzący ten mecz Tomasz Musiał miał spore wątpliwości czy uznać strzał byłego zawodnika Wisły Płock, ale po konsultacji z systemem VAR sprawił gospodarzom ogromną radość. Urodzony w Anglii arbiter z wideopomocy w pierwszej połowie korzystał jeszcze raz. Nie zdecydował się jednak podyktować rzutu karnego po zagraniu Pawła Stolarskiego ręką.
Podopieczni Ireneusza Mamrota poradzili sobie i bez jego pomocy. Do przerwy było już 2-1, bowiem swoje pierwsze trafienie na boiskach Lotto Ekstraklasy zanotował Roman Bezjak. Sprowadzony zimą zawodnik wykorzystał błąd Gersona, pozostawiając Kuciaka praktycznie bez szans. Lechia nadzieje na odwrócenie losów spotkania straciła około 54. minuty kiedy to na listę strzelców wpisał się Martin Pospisil. Gol Czecha sprawił, że gdańszczanie jeszcze mocniej się wycofali i dali zamknąć na własnej połowie. Od tej pory spotkanie jawiło się mocno jednostronnym, a wynik rozstrzygniętym. Ostatecznie przysłowiową kropkę nad i postawił jeszcze wpuszczony z ławki Karol Świderski. Reprezentant Polski do lat 21 wykończył akcję pary Łukasz Burliga – Przemysław Frankowski.
I tak, po prawie trzech latach białostoczanie po raz pierwszy pokonali Lechię. Zrobili to całkowicie zasłużenie. Zaprezentowali świetną formę, więc we wtorek pełni wiary mogą udać się do Warszawy. Znacznie bardziej pesymistyczne nastroje w ekipie gości. Gdańszczanie w 2018 roku zdobyli zaledwie punkt, przez co górna ósemka mocno im ucieka.
Atrakcyjność meczu: 7/10
Piłkarz meczu: Martin Pospisil
EKSTRAKLASA w GOL24
Więcej o EKSTRAKLASIE - newsy, wyniki, terminarz, tabela, strzelcy