ŁKS zasłużenie nie jest już liderem pierwszej ligi
Na razie piłkarska wiosna w wykonaniu ŁKS ma się tak do jesieni, jak dzień do nocy. W rundzie rewanżowej łodzianie wygrali tylko dwa mecze, w tym jeden szczęśliwie w Łęcznej. Ponadto zdobyli 3 punkty walkowerem i remisowali spotkania po prostych błędach.

fot. Jakub Jaźwiecki
Bilans daleki od optymizmu. Nic dziwnego, że nie są już liderem rozgrywek. Po każdym meczu słyszeliśmy, że wnioski zostały wyciągnięte i już w następnym pojedynku dojdzie do przełomu. Nic takiego się nie działo.
Może przegrana w Radzionkowie podziała wreszcie na zawodników jak kubeł zimnej wody i pojawi się nowa jakość w grze ŁKS. Inaczej wszystko skończy się na niespełnionych marzeniach.
W Radzionkowie sprawdziła się stara piłkarska prawda, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Łodzianie 18 razy strzelali na bramkę rywali, Ruch tylko osiem. Akcje gospodarzy, przyzwyczajonych do walki na pełnym dziur boisku, były jednak groźniejsze i przyniosły efekt, czyli zwycięskiego gola.
Trener Ruchu – Adrian Skowronek mówił, że cały tydzień przed spotkaniem z liderem jego zespół ćwiczył zagranie, po którym Adrian Świątek zdobył bramkę. Czy to znaczy, że łodzianie nie do końca rozpracowali rywali, czy może raczej radzionkowianie dostrzegli błędy, jakie w grze obronnej popełnia ŁKS i to wykorzystali?
Co z tego, że ŁKS był zespołem lepszym technicznie, łatwiej tworzącym akcje zaczepne, skoro odbiór futbolówki w wykonaniu ełkaesiaków wołał o pomstę do nieba. Piłkarze kryli na radar, nie walcząc do końca, uznając, że błąd naprawi lepiej ustawiony kolega. Ten sposób myślenia sprawił, że gracze Ruchu dzięki trzem dokładnym podaniom, ku zdumieniu łodzian, znajdowali się pod bramką Bogusława Wyparły, starając się zmusić go do kapitulacji.
Zabrakło w grze ŁKS mądrości i wyrachowania. Skoro nie można meczu wygrać, trzeba go przynajmniej zremisować. Łodzianie nie potrafili tego zrobić.








