menu

Świerczewski teoretycznie nie może być trenerem ŁKS. W praktyce może wszystko

20 lutego 2012, 08:48 | Paweł Hochstim / Dziennik Łódzki

- Trenerem jest Andrzej Pyrdoł. A ja jestem wpisany chyba jako osoba dodatkowa, czy jakoś tak - odpowiadał przed meczem z Polonią Warszawa na pytanie o swoją funkcję na ławce rezerwowych menadżer (trener) ŁKS Piotr Świerczewski. Debiut Świerczewskiego na ławce łódzkiej drużyny nie wypadł okazale, bo zespół grał słabo i przegrał 0:2.

Jedną z głównych zasad demokracji jest tworzenie takiego prawa, by można było pilnować jego przestrzegania. Z kolei przepisy, których przestrzegania nie da się weryfikować są usuwane. Wszędzie, tylko nie w piłce nożnej.

Świerczewski teoretycznie nie może być trenerem. Ale co to oznacza? Czy nie może siedzieć na ławce rezerwowych podczas meczu? Może. Czy nie może mówić Pyrdołowi, jaki ma wystawić skład? Może. Czy nie może mówić, że teraz trzeba zrobić zmianę? Może. A może być na treningach i pokazywać piłkarzom ćwiczenia? Też może. No to czego nie może robić? Ano właśnie...

Otóż okazuje się, że Świerczewski nie może występować jako trener na oficjalnych i obowiązkowych konferencjach prasowych. Z tym, że nie oznacza to, iż w ogóle nie może na nich być. Przed meczem rzecznik prasowy ŁKS dzwonił do PZPN i uzyskał informację, że Świerczewski może przyjść na konferencję, ale nie oznacza to, że nie musi na nią przychodzić Pyrdoł. I tak doszło do absurdu, bo przecież wszyscy wiedzą, że zespołem rządzi Świerczewski, więc to jego opinia, a nie Pyrdoła jest potrzebna mediom. Ale, jak widać, Wojciech Łazarek, Antoni Piechiczek i Jerzy Engel albo lepiej znają potrzeby mediów, albo uważają, że konferencje prasowe nie są dla mediów, a dla trenerów. Przez fanaberie Piechniczka, czy Łazarka wszyscy tracą czas - i trener Pyrdoł, i dziennikarze.

ŁKS Łódź - więcej informacji o drużynie

Świerczewski piątkowe spotkanie z warszawskim zespołem rozpoczął bardzo spokojnie, stojąc i przyglądając się piłkarzom z boku. Jakby dopiero z czasem nabierał śmiałości, bo im dłużej spotkanie trwało, tym częściej krzyczał w kierunku swoich graczy. A w drugiej połowie nawet kilka razy cofnął się do ławki i zamienił dwa słowa z Pyrdołem i Krzysztofem Adamowiczem. Dokładnie tak, jak trener konsultuje się ze swoimi asystentami.

Po meczu, zarówno Świerczewski, jak i nowy prezes ŁKS Andrzej Voigt starali się robić dobrą minę do złej gry. Ich zdaniem już niebawem ŁKS będzie grał lepiej, a Voigt nawet uznał, że z Polonią drużyna nie zagrała źle. Niestety, zagrała, bo oprócz sytuacji Marcina Mięciela, do której doszło wyłącznie z powodu błędu piłkarza Polonii, ŁKS ani razu realnie nie zagroził bramce warszawskiej drużyny.

- Nasza drużyna była montowana na kolanie przez ostatni tydzień i mimo wszystko jestem zadowolony z postawy zawodników w pewnych fragmentach gry - mówił Świerczewski. - Potrafimy rozegrać piłkę, zagrać z kontry, chociaż były to nieliczne sytuacje. Polonia była lepszą drużyną, co było zresztą widoczne, podobnie jak to, że fizycznie nie jesteśmy przygotowani na cały mecz.