Pierwszy sukces ŁKS-u w trzeciej lidze (ZDJĘCIA)
Podopieczni Wojciecha Robaszka odnieśli pierwszy sukces w trzecioligowych rozgrywkach. Po pechowym remisie w inauguracyjnej kolejce, zawodnicy Łódzkiego Klubu Sportowego zrehabilitowali się przed własną publicznością i pomimo pojawiających się jeszcze problemów pokonali Omegę Kleszczów
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
fot. Jareczek
Przed spotkaniem drugiej kolejki tegorocznych rozgrywek trzeciej ligi łodzianie mieli jeden cel - zdobycie kompletu punktów. Chęć jego osiągnięcia potęgował jeszcze niedosyt wywołany utraconym w zeszłym tygodniu na sześć minut przed końcem regulaminowego czasu gry zwycięstwem. I chociaż istniało ryzyko, że kolejny mecz w wykonaniu podopiecznych Wojciecha Robaszka zakończy się remisem, tym razem biało-czerwono-biali pokonali rywali i zrealizowali założenia.
Podobnie jak w meczu inauguracyjnym na pierwszego gola trzeba było jednak trochę poczekać, bo łodzianie, pomimo że od początku lepiej prezentowali się na boisku, nadal mieli problemy z wykończeniem akcji. Już w 4. minucie drużyna z al. Unii Lubelskiej mogła prowadzić dwoma bramkami, ale najpierw golkiper gości wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Aleksandra Ślęzaka, a niedługo potem po rzucie rożnym Marcin Zimoń skierował ją głową prosto w poprzeczkę. W końcu rywalom dał się we znaki ten sam zawodnik, który także tydzień temu otworzył wynik spotkania. Łukasz Staroń uderzył z narożnika pola bramkowego na długi słupek i na chwilę przed końcem pierwszej połowy dał podopiecznym Wojciecha Robaszka prowadzenie.
Po przerwie nie wszystko układało się po myśli gospodarzy i gra stopniowo się wyrównała. Piłkarze z Kleszczowa coraz lepiej radzili sobie na boisku i częściej zagrażali bramce strzeżonej przez Szymona Gąsińskiego, podczas gdy łodzianie nadal mieli problemy z wykańczaniem akcji. Wystarczyło nieco ponad dziesięć minut drugiej części meczu i znów sprawdziło się powiedzenie o mszczących się niewykorzystanych sytuacjach. Do piłki dopadł Mariusz Zawodziński i mniej więcej z dwudziestego trzeciego metra pięknym precyzyjnym strzałem skierował piłkę prosto w okienko. Zespół gości mógł cieszyć się z wyrównania, a przed oczami graczom ŁKS-u stanęło widmo powtórki pechowego remisu z pierwszej kolejki.
Sytuację Łódzkiego Klubu Sportowego uratował dość krótko trenujący z zespołem i pozyskany dosłownie na dwa dni przed rozpoczęciem rozgrywek Tomasz Kowalski. 21-latek na dwadzieścia minut przed końcem spotkania, po świetnym podaniu od Dawida Sarafińskiego, huknął w kierunku bramki strzeżonej przez Pawła Wiśniewskiego i umieścił piłkę w siatce, powodując drugi tego dnia wybuch radości na trybunach. Jak się ostatecznie okazało, uderzenie byłego zawodnika między innymi Jagiellonii Białystok i Arki Gdynia dało podopiecznym Wojciecha Robaszka pierwsze zwycięstwo w trzecioligowych rozgrywkach i kleszczowianie musieli wrócić do domu z niczym.
Być może na kolejny sukces łodzian nie będzie trzeba długo czekać. Chociaż sztab szkoleniowy nie ma zbyt wiele czasu by pracować z zawodnikami nad wyeliminowaniem błędów i wykańczaniem akcji, to być może już w środę, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem i po raz kolejny uda się osiągnąć cel, biało-czerwono-biali będą mogli cieszyć się z wyjazdowego zwycięstwa nad WKS-em Wieluń.