"Niech policja pani zapłaci". Spór o bilety po meczu Włókniarz Zelów - ŁKS
O tym, że obecność policji na stadionach nie zawsze pomaga, a wręcz czasami szkodzi, grzmią kibice od ekstraklasy po niższe klasy rozgrywkowe. Tym razem odbiło się to też na jednym z klubów IV ligi z Zelowa, który, choć jeszcze będą odbywały się rozmowy na ten temat, prawdopodobnie nie otrzyma pieniędzy za bilety sprzedane łodzianom na mecz miejscowego Włókniarza z Łódzkim Klubem Sportowym.
fot. Pilot08
Kibice sympatyzujący z zespołem prowadzonym przez Wojciecha Robaszka, jeszcze przed rozpoczęciem wyjazdowego spotkania z Włókniarzem Zelów, zdecydowali się na opuszczenie przygotowanego dla nich sektora, powrót do Łodzi i zwrot biletów. Wszystko z powodu obecności w tym miejscu policji, która zgodnie z ustawą wzywana jest na obiekt w momencie, gdy wystąpi taka konieczność, ponieważ ochrona nie radzi sobie z utrzymaniem porządku. Nie wszystko jednak poszło po ich myśli. Po wejściu na boisko bitumiczne, służące tego dnia kibicom gości za parking, okazało się, że nie będą mogli oni opuścić terenu stadionu, ponieważ nie wyraża na to zgody policja, która - by ułatwić sobie kontrolę nad grupą - prawdopodobnie nie chciała, by doszło do rozdzielenia wśród sympatyków. Zostali więc i obejrzeli całe spotkanie ze wzniesienia za bramką.
To właśnie stało się powodem żalu, jaki ma do przyjezdnych prezes Włókniarza. - Rozmawiałam z nimi i powiedziałam, że czuję się oszukana. Przygotowałam parking, dodatkowe toj-toje, bo na co dzień aż tyle ich nie potrzebujemy, wydrukowaliśmy wejściówki. Mam pokwitowanie, że przekazaliśmy ich dwieście i przed meczem mieliśmy się rozliczyć - żali się Maria Korzynek. - Wszystkie bilety zostały skasowane i kibice weszli na sektor. Potem go opuścili, ponieważ przeszkadzała im obecność policji. Próbowali jeszcze wrócić, gdy ta się usunęła, ale nie wiem czy znowu się pojawiła, czy jaki był powód, ale ostatecznie obejrzeli całe spotkanie z boiska bitumicznego i oddali wejściówki, mówiąc że policja ma zapłacić i że nie są na stadionie. Tyle że to też jest teren obiektu, normalnie nasi sympatycy oglądają stamtąd mecze Włókniarza - podkreśla.
Prezes Łódzkiego Klubu Sportowego, Tomasz Salski, nie zamierza przejść obok sprawy obojętnie. - Na pewno będę rozmawiał z kibicami, umówiłem się z nimi na wtorek, że zamienimy na spokojnie kilka słów. Chciałbym poznać także ich wersję - zapewnia. Wypracować kompromis będzie ciężko, bo chociaż sympatycy podopiecznych Wojciecha Robaszka rzeczywiście obejrzeli całe spotkanie, to nie można dziwić się ich niezadowoleniu. - Z tego wiem, chcieli opuścić obiekt, ale zostali zmuszeni przez policję do pozostania na miejscu. Do tego powołują się na przepisy, według których służb mundurowych nie powinno być na sektorze dla kibiców i wzywa się je wtedy, gdy jest zagrożenie, a takiego w niedzielę nie było. Chcę się dowiedzieć dokładnie, co mają mi do powiedzenia - dodaje Salski. Słusznie również zauważa, że policja często nie radzi sobie z sytuacją i w najmniej odpowiednich momentach nadużywa władzy.
Czytaj także: Kibice ŁKS nie pojadą do Poddębic. Ner boi się... fanatyków Widzewa