Łódzki Klub Sportowy w czołówce ligi. Łodzianie zwyciężają trzeci raz z rzędu [ZDJĘCIA]
Łódzki Klub Sportowy konsekwentnie odrabia straty do ligowego lidera, Radomiaka Radom, od którego dzieli go obecnie dziewięć punktów. Ani kontuzje, ani pauzowanie za kartki dwóch podstawowych zawodników nie przeszkodziło biało-czerwono-białym w pokonaniu plasującego się na drugiej pozycji Świtu Nowy Dwór Mazowiecki i znalezieniu się na podium. To już trzecia z rzędu wygrana łodzian pod wodzą Andrzeja Kretka.
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
fot. Jareczek Photography
Prawdopodobnie właśnie tego oczekiwali działacze klubu z al. Unii Lubelskiej, zmieniając po siódmej kolejce rozgrywek trenera pierwszego zespołu. Metody zatrudnionego miesiąc temu Andrzeja Kretka przynoszą wymierne efekty, nie tylko w postaci lepszej gry zawodników, ale przede wszystkim liczby punktów dopisywanych do konta łodzian. Chociaż drużynę od dłuższego czasu trapią kontuzje, a dwóch piłkarzy musiało pauzować za żółte kartki, jego podopieczni i tak zdołali pokonać wicelidera, awansując na podium w tabeli.
Już pierwsze minuty spotkania pokazały, że z pewnością będzie to ciekawszy mecz niż poprzedni, który biało-czerwono-biali rozegrali na wyjeździe z Lechią Tomaszów Mazowiecki. Chociaż gra wydawała się wyrównana, nie oznaczało to jak zazwyczaj do tej pory kopaniny głównie w środku pola, ale stwarzanie sytuacji raz pod jedną, raz pod drugą bramką. Gospodarze bardzo szybko narzucili jednak przyjezdnym swój styl gry i zmusili ich do takiego zachowania, że wyglądało to raczej na obronę remisu, niż walkę o zwycięstwo. Nie minęło nawet dziesięć minut, a łodzianie powinni być na prowadzeniu. Ostatecznie jednak w całej pierwszej połowie okazji na pokonanie bramkarza Świtu nie wykorzystali jednak ani Adam Patora i Przemysław Różycki, posyłając piłkę nad poprzeczką, ani Kamil Cupriak, którego uderzenie golkiperowi udało się wybronić. Nie pomogło nawet huknięcie z piątego metra wspomnianego Patory, bo i tym razem Karol Domżał zdołał złapać futbolówkę zanim ta minęła linię bramkową.
Po przerwie sytuacja na boisku jeżeli się zmieniła, to na korzyść gospodarzy, których grę znacznie poprawiło wejście Artura Golańskiego, wprowadzonego ku zdziwieniu większości nie za słabo prezentującego się Różyckiego, ale za kilkukrotnie bliskiego zdobycia gola Patorę. Pojawienie się na murawie ofensywnego pomocnika było strzałem w dziesiątkę. Najpierw chwilę po rozpoczynającym drugą połowę gwizdku jego centra posłała piłkę na głowę Aleksandra Ślęzaka, który trafił w poprzeczkę. Później uruchomił Marcina Zimonia, którego uderzenie wybronił Domżał. Ostatecznie po kolejnym dośrodkowaniu Golańskiego w pięćdziesiątej piątej minucie futbolówka wylądowała na głowie Roberta Sieranta, a po jego strzale prosto w siatce.
Wyjście gospodarzy na prowadzenie wywarło ogromny wpływ na sytuację na boisku. Łodzianie skupili się głównie na obronie i utrzymaniu korzystnego wyniku. To pozwoliło ich rywalom rozwinąć skrzydła i niewiele brakło, by prawie półgodzinny ostrzał bramki strzeżonej przez Szymona Gąsińskiego zakończył się wyrównaniem. Na szczęście jednak zarówno bramkarz jak i defensywa zespołu z al. Unii Lubelskiej zaprezentowała się na tyle dobrze, że ostatecznie do tego nie doszło. Podopieczni Andrzeja Kretka aż się prosili o stratę gola, ale ani Szymon Makowski, Przemysław Szabat, ani Jakub Cesarek, mimo wielu dogodnych sytuacji, nie byli w stanie zmienić niekorzystnego wyniku.
Kiedy już wydawało się, że jednobramkowym prowadzeniem gospodarze wygrają spotkanie, Łukasz Staroń zdołał jeszcze utwierdzić zwycięstwo łodzian nad wiceliderem. Dosłownie w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry, po rzucie wolnym dla gości, gdy większość z nich znajdowała się w polu karnym biało-czerwono-białych, jeden z zawodników wybił piłkę daleko w kierunku środka boiska. Dopadł do niej wspomniany napastnik i goniony przez jednego z rywali popędził w kierunku osamotnionego Karola Domżała. Inaczej być nie mogło i po jego uderzeniu futbolówka wylądowała w siatce na uwieńczenie zakończonego tuż po tym meczu. Chociaż w związku z sukcesem pojawiał się już apetyt na pozycję wicelidera, jak na razie łodzianie muszą zadowolić się trzecim miejscem, bo swój pojedynek wygrał Ursus Warszawa i to on obecnie plasuje się tuż za pierwszym Radomiakiem. Radość i tak jednak jest duża, bo jeszcze niedawno zespół z al. Unii Lubelskiej o podium mógł co najwyżej pomarzyć. Teraz konsekwentnie nadrabia straty do radomian i dzieli go już od nich tylko dziewięć punktów.
Zapraszamy do odwiedzenia strony autora zdjęć - Jareczek Photography na Facebooku!