menu

ŁKS Łódź nie przełamał serii bez wygranej u siebie

16 sierpnia 2012, 06:14 | Paweł Hochstim / Dziennik Łódzki

Ani razu w 2012 roku piłkarze ŁKS nie wygrali meczu na własnym boisku. Przez pół roku nie udało się to w ekstraklasie, a wczoraj łódzki zespół w meczu pierwszej ligi uległ beniaminkowi, Stomilowi Olsztyn.

Piłkarze ŁKS po karygodnych błędach w obronie przegrali na własnym boisku ze Stomilem
Piłkarze ŁKS po karygodnych błędach w obronie przegrali na własnym boisku ze Stomilem
fot. Maciej Mrówka

Niemal dokładnie dziesięć lat temu ŁKS rozbił w meczu ówczesnej II ligi Stomil 6:1, a po tym sezonie olsztyński klub na długo zniknął z piłkarskiej mapy Polski. Wczoraj nikt w ŁKS nawet nie liczył na to, że uda się wygrać równie efektownie. Ba, mimo zwycięstwa w pierwszej kolejce w Katowicach trudno było łodzian nazwać faworytami. ŁKS, budowany na kolanie z anonimowych piłkarzy, nie jest dzisiaj potęgą i jedyne, o co może walczyć, to utrzymanie w pierwszej lidze.

Trener Marek Chojnacki uznał, że zwycięskiego składu się nie zmienia, więc na boisko stadionu przy al. Unii wybiegła ta sama jedenastka. Każdy z tych piłkarzy, pewnie nawet o tym nie wiedząc, przeszedł wczoraj do historii. Mecz ze Stomilem ma być bowiem ostatnim, który został rozegrany na boisku, które pamięta najlepsze chwile łódzkiego klubu. W ciągu najbliższych kilkunastu dni boisko ma być bowiem przesunięte o dwadzieścia metrów w stronę al. Bandurskiego.

Gdyby piłkarze o tym wiedzieli, to można byłoby tłumaczyć, że ten fakt "spętał im nogi". ŁKS niczym szczególnym bowiem nie zaimponował, a Stomil bardzo szybko objął prowadzenie. Nie minął jeszcze kwadrans gry, gdy Michał Świderski łatwo ograł Artura Gieragę i dośrodkował, a Łukasz Suchocki przeskoczył innych obrońców i głową pokonał Bogusława Wyparłę.

O ŁKS nie można dziś powiedzieć, że ma dobrych piłkarzy, ale na pewno ma dobre nazwiska, jak choćby Daniela Cyzio, syna Jacka, czy Jakuba Więzika, który jest synem byłego gracza ŁKS Grzegorza. I właśnie Więzik jr mógł zostać bohaterem, bo chwilę przed stratą gola znalazł się sam na sam z olsztyńskim bramkarzem, ale nie trafi do bramki. Z kolei tuż przed końcem pierwszej połowy Więzik głową trafił idealnie, ale piłkę z linii brakowej wybił Paweł Baranowski. Gdyby to samo zrobił w 66. minucie Daniel Cyzio, być może ełkaesiakom udałoby się uratować choćby punkt, a tak stracili drugiego gola. Obwinianie Cyzia w całości za tego gola byłoby jednak niesprawiedliwością, bo znacznie bardziej "przysłużył się" Michał Żółtowski, który głową idealnie podał do... Szymona Kaźmierowskiego. Napastnik olsztyńskiej drużyny minął Bogusława Wyparłę i strzelił. Cyzio dopadł do piłki jeszcze przed linią, ale kopnął tak nieszczęśliwie, a może nieudolnie, że trafił do bramki.

ŁKS po obiecującym początku w meczu z GKS i zwycięstwie w Katowicach, tym razem musiał uznać wyższość rywala i pokazał, że zespół może czekać trudna walka o utrzymanie. Stomil natomiast odniósł pierwsze zwycięstwo po powrocie do pierwszej ligi.

Dziennik dzki


Polecamy